„Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”: Zacku Snyderze, patrz i ucz się!

Wojna bohaterów to już druga w tym roku adaptacja komiksu ukazująca dotychczas pozytywnych bohaterów, którzy stają do walki przeciwko sobie. Dzięki zestawieniu z Batman vs. Superman: Świt sprawiedliwości, widać jak na dłoni, w którym miejscu pod względem filmowym znajduje się teraz uniwersum Marvela, a w którym DC Comics.

Świcie sprawiedliwości, między Supermanem a Batmanem został wykreowany konflikt niepoparty żadnym logicznym uzasadnieniem, o czym najlepiej świadczy scena jego rozwiązania („Martha!”). W Wojnie bohaterów scenarzyści Marvela tego błędu nie popełnili, choć nie wiem czy idealnie wybrali adwersarzy. Jeśli bowiem Iron Man jest bodaj najlepszym bohaterem uniwersum, tak Kapitan Ameryka pozostanie chyba już do końca jego piętą achillesową. Z drugiej strony z punktu widzenia logiki, jego sprzeciw wobec protokołu mającego stworzyć nadzór nad Avengersami, wynikający także z chęci pomocy przyjacielowi z przeszłości, jest uzasadniony. On wierzy, że ta drużyna została stworzona do ratowania świata. Chris Evans niestety poza tym, że jest mięśniakiem, pozostaje wciąż bardzo nudnym i jednostajnym aktorem. Gdyby do rywalizacji z Robertem Downey Jr. (jego najbardziej pogłębiona, zaskakująca marvelowska kreacja) wystawić kogoś ciekawszego, byłaby Wojna bohaterów filmem dużo lepszym. Bracia Russo jednak sympatyzują z Kapitanem – przez to też dużo więcej czasu mu poświęcają, co chwilami spowalnia tempo i odbiera energię rywalizacji.

Spider-Man-3-1200x632

Jednak nie mam im tego tak bardzo za złe – przyszli do tego uniwersum właśnie z Kapitanem i dzięki niemu przejęli Avengersów. Szkoda, że nie zabrali się za nich od początku, bo być może wtedy tamte filmy miałyby więcej filmowego mięsa, a mniej marvelowskich świecidełek, w których lubował się Joss Whedon. Wygląda jednak na to, że dwa ostatnie filmy z serii Avengers będą wyglądać inaczej, na wzór Wojny bohaterów, która może zacząć wyznaczać nowe trendy uniwersum. Szczególnie mam tu na myśli sposób kręcenia (szybki montaż, realistyczne zdjęcia), ale też prezentacji treści, która jest tutaj zwyczajnie poważniejsza. Nie brakowało mi wcale uśmieszków z czerstwych żartów opartych na prostackim product placementcie. W Wojnie bohaterów bracia wystrzegają się wszystkich tych „głupotek”, z którymi mi się kojarzą Avengersi. Oczywiście jest dużo luzu, bo Marvel to nie jest ascetyczne kino tureckie, tylko rozrywka. Szczęśliwie zabawa nie dominuje nad fabularną spójnością i wiarygodną emocjonalnie historią. Luz objawia się np. w brawurowym przedstawieniu Spider-Mana – rewelacyjna sekwencja, Tom Holland wydaje się stworzony do tej roli. Spójność i wiarygodny scenariusz to z kolei już opisany konflikt, który inicjuje jeden z najbardziej zaskakujących villainów uniwersum – niepozorny Baron Zemo zagrany fantastycznie przez Daniela Bruhla. Od dawna antagoniści stanowili największy problem filmów Marvela. Tutaj jest inaczej, co niezwykle mnie zaskoczyło. Wreszcie bohater negatywny jest inteligentny, działa metodycznie, pod przykrywką, genialnie potrafi wywołać konflikt między przyjaciółmi. Bruhl nigdy nie gra źle, a tutaj jego kreacja stworzona z subtelnych gestów idealnie pasuje do szpiegowskiej części  opowieści.

black-panther-in-captain-america-civil-war-wide-2048x1152

Poza Spider-Manem, mamy też jeszcze jedną nową postać pozytywną. Świetne wejście do uniwersum zalicza Black Panther w doskonałej interpretacji Chadwicka Bosemana. Są też już Ci znani i lubiani, w większych lub mniejszych rolach. Wszyscy spotykają się podczas starcia na lotnisku – popisówka braci Russo. Dawno nie widziałem w filmie Marvela tak kreatywnego podejścia do scen akcji. Choreografie Whedona zjadały własny ogon, Russo mają dużo bardziej otwarty umysł na nowości. Montaż i dobrze prowadzona kamera robią tutaj różnicę.

Bracia Russo przejmują Avengersów i wprowadzają Marvel Cinematic Universe na najwyższy poziom. Gdyby tylko ten film nie był o Kapitanie Ameryka…

Start typing and press Enter to search