Filmowe wizje patriotyzmu

51bd105c6850f575a1d0ca3006bd2adf

Kino jest tego typu medium, które jeśli dobrze do niego podejść, potrafi w prosty i przystępny sposób dyskontować różne, nawet bardzo skrajne emocje – gniew, strach, radość, smutek, miłość. Jest to cecha, które pozostawia mnie do dzisiaj ambiwalentnym. Z jednej strony bowiem kino staje się odskocznią, dzięki której potrafię swoje niekiedy mocno skołatane nerwy uspokoić lub swój wewnętrzny spokój zaognić. Z drugiej przez środki jakimi kino operuje wiele idei, systemów myślowych podlega niekiedy daleko idącemu spłyceniu. Szczególnie duży problem jest z patriotyzmem.

Patriotyzm, zgodnie z definicjami stworzonymi przez nauki polityczne, wiąże się z postawą umiłowania swojej ojczyzny i chęcią ponoszenia za nią ofiary. Co ważne patriotyzm bardzo mocno przeciwstawia się szowinizmowi, który łączy poszanowanie własnego kraju z niechęcią do innych narodów. W przypadku patriotyzmu ten element nie występuje, dlatego też postawy te są sobie przeciwstawiane. W czasach, w których żyjemy, w kraju średnio cywilizowany jak nasz, ponoszenie ofiary za ojczyznę wiąże się nie z walką zbrojną, a bardziej z płaceniem podatków czy, co ja uważam za najważniejszy element nowoczesnego patriotyzmu, dbaniem o rozwój swojego kraju poprzez tzw. pracę u podstaw. Ten rodzaj patriotyzmu w kinie jednak nie wydaje ma się racji bytu. Dlaczego? Bo niewielu chce oglądać na ekranie ludzi, którzy jak każdy inny człowiek chodzący po ulicy, płacą regularnie podatki. Jest to temat wyjątkowo nie filmowy i twórcy rzadko się go podejmują. W Polsce takiego przypadku właściwie nie znam, co świadczy jednoznacznie o tym, że rodzime kino, jak bardzo teraz nie rosłoby w siłę, jest naznaczone historią narodu, martyrologią losów Polaków z przeszłości. Ciężko u nas bowiem o przyziemny film o prawdziwym człowieku, który okazałby się przy okazji przykładem nowoczesnego patrioty. Najnowszy przykład – Bogowie Łukasz Palkowskiego – pokazują bowiem nie do końca ten rodzaj człowieka. Palkowski sięga raczej po bohatera z ideą, którego celem pośrednim jest rzecz jasna chęć rozwoju medycyny w Polsce, jednak także realizacja własnego ego, działanie z pobudek czysto ambicjonalnym, żeby nie powiedzieć egoistycznych. Kino polskie woli sięgać po tego typu postaci, które po części przyczyniły się do rozwoju naszej rzeczywistości, będąc jednak przy tym większe niż życie (Religa, Wałęsa, Jan Paweł II). Jedynym wyjątkiem może być Ryszard Kukliński przedstawiony w sposób bardzo wyidealizowany przez Władysława Pasikowskiego w filmie Jack Strong – jest to człowiek tak naprawdę dużo mniejszy od tego co dla narodu zrobił, ale co ważne w przypadku tej analizy, jego pierwszym celem był właśnie ów osławiony naród. Nie jest to jednak everyman, który mógłby stać się przykładem dla każdego, gdyż sytuacja w której się znalazł była absolutnie nietypowa. O typowego everymana u nas trudno. Brakuje w polskim kinie takiego patriotyzmu, jakiego przykładem był największy everyman kina światowego Forrest Gump. Grany w sposób wybitny przez jednego najlepszych aktorów Hollywood Toma Hanksa, Gump mógłby stać się kwintesencją nowoczesnego, powierzchownego co prawda, patriotyzmu – człowiek prosty, raczej bez większych idei, natomiast robiący swoją robotę z największym jak się da zaangażowaniem i niemal każdy ze swoich celów osiągający. Gdyby ludzie brali przykład z Forresta Gumpa, oczywiście abstrahując od jego nieco przerysowanej prostoty, to zapewne każdy kraj by na tym skorzystał, bo zyskałby na przewidywalności, która jest jedną z najważniejszych cech współczesnego społeczeństwa. Być może w Polsce stanie się z nim obywatel z filmu Jerzego Stuhra? Mógłby, gdyby Jerzy Stuhr postarał się porządniejsze ujęcie tematu.

Forrest Gump jest jednak przypadkiem bardzo w kinie rzadkim i nietypowym. Obraz patriotyzmu, którego kino od lat się trzyma, to typowo, żeby nie powiedzieć konserwatywnie rozumiany patriotyzm ojczyźniany. Poszanowanie ojczyzny, a szczególnie chęć ponoszenia ofiary, pojawia się w każdym patriocie nie na co dzień (uznajemy bowiem swoje działania za rutynę), a w momencie nadciągającego zagrożenia. Kino zna wiele rodzajów zagrożenia, jednak w tym przypadku jeden wydaje się kluczowy – ten wojenny, na który składają się proste emocje, ujmowane niekiedy w krótkim: bóg, honor i ojczyzna. Trzeba jednak powiedzieć, że jak w sposobie pokazywanie wojny raczej się w stosunku do Amerykanów (bo to oni najwięcej tego typu filmów kręcą) nie różnimy, to już w pojmowaniu patriotyzmu tak. W Polsce jest on bardziej martyrologiczny, rzadko u nas bowiem mówi się o zwycięstwach, które przecież w polskiej historii miały miejsce i to nie raz. Polacy mocniej jednoczą się wokół narodowych tragedii, problemów, i to samo proponują im filmowcy. Stąd też sukcesy chociażby tegorocznych Kamieni na szaniec, czy Miasta 44. Stąd też rzecz jasna, niewyobrażalny na polskie warunki teraz sukces ostatniej części trylogii Sienkiewicz Ogniem i mieczem. Trudniej chyba o bardziej patriotycznie nastawionej pisarza niż Sienkiewicz. Mieliśmy szczęście, że wziął  się za niego tak sprawny reżyser jak Jerzy Hoffman, którego Potop do dziś pozostaje jednym z najwybitniejszych filmów w historii rodzimej kinematografii. Jednak nawet i ten film (choć historycznie Potop Szwedzki zakończył się sukcesem) trudno uznać za przykład kina mówiącego o jednoznacznym zwycięstwie. Generalnie rzadko mówimy o naszych zwycięstwach, a jeśli już to bardzo nieudolnie o czym świadczy chociażby inny film Hoffmana Bitwa Warszawska 1920, czy jeszcze większa porażka Bitwa pod Wiedniem (na szczęście tutaj to wina jednego nieutalentowanego Włocha).

Jak to robią Amerykanie? Chyba wszyscy widzieli chociaż raz w kinie widok powiewającej Stars and Stripes, wbitej w ziemię na plażach Normandii czy wyspie Iwo Jima. Amerykanie pokazując swój patriotyzm często posługują się bohaterem zbiorowym, który reprezentuje symbole – honor, waleczność, bohaterstwo. Tak skonstruowane są takie obrazy jak duet Eastwooda o Iwo Jimie czy chociażby Szeregowiec Ryan Spielberga. W Ameryce bardzo hołubi się kraj, jego krótką, ale bogatą historię, jego bohaterów. Opowiada się o tych tematach jednak zupełnie inaczej niż w Europie, gdzie mamy niekiedy nawet za dużo dystansu wobec własnej historii lub, jak to się dzieje w Polsce, wspominamy porażki. Amerykanie rzadko mówią o swoich porażkach, a nawet jeśli, potrafią je obrócić w przekaz dobrze świadczący o nich jako narodzie. Przypomnijmy sobie wizualnie imponujące, melodramatyczne i fabularnie bardzo ubogie Pearl Harbour, opowiadające o jednej z najbardziej znaczących porażek amerykańskiego wojska w całej historii. Jednak ta porażka jest punktem wyjścia do później pozytywnych rozwiązań, jej wydźwięk wciąż pozostaje ku pokrzepieniu serca. Europejczycy, my Polacy, takiego podejścia do opowiadania swojej historii nie rozumiemy, ba wręcz go bardzo krytykujemy. Cynicznie podchodzimy do tego, co Amerykanie uważają za ważne, poruszające ich serce i wzmacniające poczucie narodowej tożsamości. Weźmy chociażby tę rzeczoną na początku flagę, która w każdym amerykańskim filmie o przedmieściach (i zapewne także w rzeczywistych przedmieściach amerykańskich miast) wisi i dumnie powiewa na wietrze. My do tego symbolu podchodzimy się z hipokryzją. Dlaczego? Bo śmiejąc się na zewnątrz, w głębi serca rozumiemy przekaz i trafia do nas idea, która Amerykanie nam w ten sposób przekazują (łopatą, ale jednak). Dla nich ta flaga jest symbolem jedności, a niekiedy jednoznacznie zwiastuje zwycięstwo. I tak właśnie objawia się amerykański patriotyzm w kinie – poprzez  często błahy, ale zawsze jednoznaczny pokaz jedności, solidarności i w końcu pozytywne przykłady zwycięstw, zarówno tych wojennych, jak i tych łączących się z bardzo kontrowersyjną historią, żeby chociażby wspomnieć zwycięzcę tegorocznych Oskarów Zniewolonego Steve’a McQueena. Także i ten film, choć nie opowiadający o wojnie, jest pewnym objawem historycznego patriotyzmu, objawiającego się rozliczeniem z bolesną przeszłością i swoistym triumfem woli na przeciwnościami losu.

Która z tych wizji patriotyzmu najbardziej mi odpowiada? Nie mam wątpliwości, że ta związana z postacią Forresta Gumpa. Czy jednak doczekamy się tak przedstawionego patriotyzmu w polskim kinie, tak bardzo martyrologizującym historię naszego kraju? Warto poczekać, choć obawiam się, że może nie być na co. Jak Wy uważacie?

Maciej Stasierski

Start typing and press Enter to search