Michał Hernes: “Deadpool” to kolejny film, na którym bawiłem się jak prosię (wybacz, że się powtarzam, ale mam ku temu dużo powodów). Jako fan komiksów byłem zachwycony tym niepoprawnym, dowcipnym i sympatycznym łajdakiem, a przede wszystkim filmową konwencją na granicy autoparodii. W trakcie seansu widać było, że twórcy filmu kochają komiksy i świetnie się bawią, a ja razem z nimi. Czy masz podobne zdanie na temat tej produkcji?
Maciej Stasierski: Narażę się zapewne bardzo wielu, ale wprost nienawidzę tego filmu. Nikt nie będzie w stanie przetłumaczyć mi tego, że “To Marvel, ale lepszy, bo inny”. W czym “Deadpool” jest inny, poza faktem, że padają prawdziwe przekleństwa i leje się “prawdziwa” krew? Historia jest typowo xmenowa, humor oparty jest całkowicie na mrugnięciach do widza, które for better or worse widać we wszystkich (podkreślam: wszystkich!) filmach Marvela. Co jednak ważniejsze humor jest chamski, męczący. No ale Ty jak zwykle się bawiłeś jak prosię…:P
Michał: Nie wstydzę się tego, że ten film bardzo mi się podobał. Być może wychodzi na to, że jestem dużym dzieckiem, który wciąż kocha komiksy i świetnie się bawi na takich produkcjach, ale nic na to nie poradzę. Nie twierdzę, że w “Deadpoolu” dokonano jakiejś rewolucji i przyznaję, że względem komiksowego pierwowzoru ta postać i historia zostały złagodzone, ale ten film i tak dostarczył mi wielkiej frajdy. To jeden z tych filmów, względem którego raczej nie powinno się mieć wielkich oczekiwań. Lepiej na czas seansu usiąść wygodnie na fotelu i przygotować się na komediową jazdę bez trzymanki.
Co prawda w filmowych produkcjach Marvela jest dużo mrugnięć do widza, ale diabeł tkwi w tym, jak to zrobiono. Uważam, że twórcom „Deadpoola” udało się wprowadzić powiew świeżości. Co sądzisz o wulgarnym i niepoprawnym humorze zawartym w tym filmie, a przede wszystkim o Ryanie Reynoldsie? Naprawdę nie ubawiła Cię lista płac z początku filmu (reżyser – popychadło, producenci, którzy są dupkami i Reynolds, który jest idiotą)?
Maciej: Jestem zwolennikiem Reynoldsa – on sobie doskonale radzi w takich rolach. Tutaj do swojej pozytywnej powierzchowności dołożył zadzior, który idealnie wpisał się w atmosferę zaproponowaną przez twórców. Jak dla mnie jest on głównym atutem tego filmu i dzięki niemu nie wyłączyłem go przedwcześnie.
Niestety, nic dobrego nie mogę powiedzieć o humorze. Być może jest on nie mój i przyznaję się do tego dość otwarcie. Żarty oparte o wulgaryzmy kojarzą mi się z kinem, od którego uciekam. Szczególnie z polskimi komediami. Oczywiście zawsze fajne są różnego rodzaju odniesienia do popkultury, naśmiewanie się z innych filmów, ale wolę jak to robi Spielberg w “Player One” z sercem na dłoni, niż twórcy “Deadpoola” usiłujący sprzedać każdy żart w takim sam sposób, który mnie po prostu irytował i męczył. Celnie napisał Błażej Hrapkowicz, że pierwszy “Deadpool” był przez to filmem pozerskim, w którym takie elementy jak łamanie czwartej ściany miały się jawić jako coś odkrywczego. “House of cards” anybody?
Największy problem mam jednak ze scenariuszem, który nie różni się niczym od typowego superhero movie, z obowiązkowym dramatycznie słabym villainem, którego zagrał aktor o nazwisku i imieniu niemożliwym do zapamiętania. Głównie ze względu na to, że był taki nudny. Chociaż pod tym względem się zgadzamy? Nie powiesz mi, że ten villain był ciekawy, prawda?
Michał: Przyznaję, że czarny charakter wypadł słabo, ale dla mnie to przede wszystkim film o Deadpoolu i – powtarzam – Ryan Reynolds znakomicie sprawdził się w tej roli. Co do dowcipów – jest to humor ryzykowny, absurdalny, na granicy dobrego smaku i nie zawsze udany, ale mogę jedynie powtórzyć, że ta konwencja dostarczyła mi wiele frajdy. W trakcie seansu nie czułem zażenowania, które towarzyszy mi np. podczas oglądania filmów Patryka Vegi (nie pozdrawiam).
O dziwo, twórcom filmu udało się wprowadzić udany i zaskakujący wątek miłosny i między Reynoldsem a Moreną Baccarin jest chemia. Ubawiła mnie natomiast Leslie Uggams jako niewidoma Al, fajne są sceny z taksówkarzem, a w drugiej części chcę więcej Brianny Hildebrand! Poza tym w “Deadpoolu 2” pojawił się Josh Brolin i coś czuję, że to będzie petarda, a twórcy tej serii dopiero się rozkręcają!
Maciej: Jeśli Josh Brolin ogarnie w takim samym stopniu jak w “Infinity War” to zapewne stane się fanem drugiej odsłony. Pierwszej jednak nie będę w stanie polubić z powodów, które podałem – nie mój humor, nie mój cyrk, nie moje małpy. A poza tym, przyznaję, że noszę mocne okulary, ale nie potrafię dostrzec w “Deadpoolu” czegokolwiek odróżniającego go od filmów Marvela, w kontekście fabularnym. Ta sama nawalanka, tylko bardziej krwawa i mniej poprawna politycznie.