Michał Hernes: Kocham dinozaury, jestem wielkim fanem “Parku jurajskiego” Stevena Spielberga, podobał mi się też poprzedni “Jurassic World” i nie mogłem się doczekać “Upadłego królestwa”. Dzięki temu filmowi znów poczułem się jak dziecko. Obejrzałem go w IMAXie, ale mam w planach wybrać się też na seans w 4D, na którym Ty byłeś. Czy warto?
Maciej Stasierski: Nie warto, bo film Juana Antonio Bayony, którego uważam za jeden z największych talentów reżyserskich aktualnie pracujących, to skupisko gatunkowych klisz, które zostały wtłoczone w fabułę tak zgraną, a przy okazji tak wypełnioną idiotyzmami, że nie sposób w ogóle zaakceptować takiego podejścia do tworzenia historii. Co z tego, że CGI jest wspaniałe, jak scenariusza nie ma. Oczywiście się nie zgadzasz? Naprawdę myślałem, że przy okazji takiej filmowej kompromitacji nie będzie się o co kłócić. Jak zwykle mnie zaskakujesz.
Michał: Co do scenariusza – zgadzam się, że jest pretekstowy, ale to – do cholery – monster movie dla dużych i małych dzieci, na którym – szokująco – bawiłem się jak prosię. Choć nie powinno się porównywać ze sobą filmów, to po “Upadłym królestwie” widać, jak dużą różnice robi obsadzenie właściwej osoby w głównej roli. Mam oczywiście na myśli Chrisa Pratta, który w porównaniu do nowego “Hana Solo” ma dużo luzu, uroku i charyzmy. O dziwo polubiłem te papierowe postaci (Bryce Dallas Howard ma dużo naturalnego uroku i ciepła – kocham ją!) i uważam, że mimo scenariuszowych mielizn udało się zbudować w tym filmie suspens. Serio, poczułem w trakcie seansu dziecięcy dreszczyk emocji, a Bayona udowodnił moim zdaniem, że jest sprawnym reżyserem, w którym tkwi ogromny potencjał. Przede wszystkim jednak mogłem się znów nacieszyć dinozaurami. Naprawdę nie dostarczyły Ci frajdy?
Maciej: Kilka rzeczy. Po pierwsze nie jest żadnym argumentem na pretekstowy scenariusz to, że mamy do czynienia z filmem o potworach dla dużych i małych dzieci. Bo “Park jurajski” też takim filmem był, “Jurassic World” podobnie. Tylko, że one miały fabularną wartość w postaci wartkiej akcji, nakreślonych (jakkolwiek) relacji między bohaterami, emocje.
Tutaj akcji jest tyle co kot napłakał i nie mówię o samych scenach akcji, które są zrobione sprawnie, choć zupełnie bez napięcia, wbrew temu co mówiłeś. Tutaj nie da się nakreślić relacji między bohaterami, skoro nie ma bohaterów. I jak zawsze broniłem Chrisa Pratta, tak jego nonszalancka charyzma w tym filmie nie działa. Nie ma żadnej chemii między nim i Bryce Dallas Howard, która wypadła bardziej wiarygodnie biegając po Isla Nublar w szpilkach. Villaina praktycznie nie ma. Postaci komediowych brak. Najbardziej ludzkim i zdecydowanie najciekawszym bohaterem jest welociraptor Blue. I tak, na niego chciałem patrzeć. Ale T-Rex już wrażenia nie zrobił, co nigdy nie miało miejsca kiedy jeszcze tą serią na stałe zajmował się Spielberg. Smutna prawda – Bayona nakręcił najgorszy film w swojej karierze i najgorszy film tej serii. Chyba z tym się zgodzisz?
Michał: Serio uważasz, że to gorszy film niż “Jurassic Park 3”?! Totalnie się z tym nie zgadzam!
Maciej: “Jurassic Park 3” to w gatunku jakieś 7/10. Tutaj nie dałbym czwórki…więc tak, potwierdzam. Kontynuuj…
Michał: Sympatyczną postacią komediową jest Franklin, kilka dowcipów z jego udziałem się udało i choć szału nie ma, nie było też żenady i nie irytował mnie. Podobnie odebrałem postać, którą zagrała Daniella Pineda (serio, polubiłem ich!). Naprawdę uważam, że w tym filmie pojawiło się parę udanych akcentów komediowych. Zgadzam się, że ciekawsze są w nim relacje między Prattem a dinozaurem Blue (tu udało się nakreślić relacje między bohaterami, zgodzisz się?) niż między parą głównych ludzkich bohaterów. Jeśli zaś chodzi o “Upadłe królestwo”, dostałem dokładnie to, czego oczekiwałem – przyjemny letni blockbuster z dużą ilością dinozaurów, które kocham (więcej mi do szczęścia nie potrzeba, choć mielizny scenariusza Trevorrowa są prawdopodobnie jedną z odpowiedzi na pytanie, dlaczego odsunięto go od epizodu IX “Gwiezdnych wojen”). Podejrzewam, że Bayona i tak uratował ten film swoją reżyserią. Nie mogę natomiast zdzierżyć, że tak zmarnowano w tej produkcji Jeffa Goldbluma (nie mówiąc o Geraldine Chaplin). Będę za to bronił suspensu, który zbudowała m.in. solidna muzyka Michaela Giacchino, a odkryciem była dla mnie młodziutka i utalentowana aktorka Isabella Sermon (kolejny dowód na to, że Bayona ma nosa do młodych aktorów i potrafi z nimi pracować), jej postać zdecydowanie jest w tym filmie najciekawsza. Zgodzisz się?
Maciej: Bayona ma nosa do dzieci – z tym się zgodzę. Rzeczywiście dziewczynka grająca młodziutką Maisie jest doskonała! Szkoda, że jak większość bohaterów ludzkich nie ma wiele do roboty. To jest największy problem “Upadłego królestwa” – scenariusz pióra Colina Trevorrow jest po prostu fatalny. Nie zgodzę się co do Michaela Giacchino – jego ścieżka dźwiękowa mnie irytowała, męczyła, wybijała z rytmu. Jakby została sklecona na kolanie z tematów niewykorzystanych w poprzedniej części. Niestety jako jeden z wielu ludzi pracujących przy tym „dziele filmowym” wpisał się w jego miałkość, jego schematyczność, jego częstą kuriozalność i nudę, którą z ekranu WIEJE. I zupełnie nie dlatego, że oglądałem ten film w sali 4dX. Jak miałbym coś doceniać, to Blue, a także wyborne zdjęcia Oscara Faury i…timing polskiego dystrybutora, który jak rzadko wprowadził film do kin dwa tygodnie przez premierą w USA. Szkoda, że akurat padło na ten film.