Michał Hernes: Bardzo podobają mi się dwa ostatnie marverlowskie filmy – “Czarna pantera” i “Thor”, choć każdy z nich lubię za coś innego. A co Ty o nich sądzisz? Należysz do teamu Czarnej pantery czy Thora?
Maciej Stasierski: Należę do teamu młodego Spider-Mana, Ant-Mana i Iron Mana. Do żadnego z wyżej wymienionych nie należę. Thora lubię, bo ma trochę świeżości, której Marvelowi często brakuje. Czarnej pantery nie znoszę, hype’u nie rozumiem. Szokujące jest, że wystarczyło obsadzić w filmie superbohaterskim w głównych rolach czarnoskórych aktorów i mamy wydarzenie na skalę niebywałą. Słyszałem określenia “przełomowy”, “zmieniający gatunek”. Na ekranie było coś zupełnie innego. Oczywiście się nie zgodzisz?
Michał: Zgodzę się, że nie jest to film przełomowy i zmieniający gatunek. Być może wszystkiemu winny są media i Disney, które za bardzo podkręcają atmosferę wokół tej produkcji. Przyznaję też, że początek “Czarnej pantery” wydał mi się kuriozalny i byłem pełen najgorszych obaw. Potem, na szczęście, film się rozkręcił. To przede wszystkim świetna rozrywka, na której bardzo dobrze się bawiłem. Podoba mi się, że pokazano w nim świat będący na styku tradycji i nowoczesności. Jednocześnie nie uważam, żeby „Czarna pantera” miała w sobie pretensjonalność i patos, o które ocierają się, niestety, uwielbiane przeze mnie “Batmany” Christophera Nolana. Przede wszystkim jednak postać, w którą wcielił się Michael B. Jordan to czarny charakter, na którego czekałem. Wreszcie w marvelowskim świecie pojawił się interesujący zły gość, którego motywacje trochę rozumiem. Jego dramaty i rozterki wydały mi się bardzo przejmujące. Pod tym względem przypomina mi nolanowskich Bane’a i Jokera. To moim zdaniem najciekawszy zły ze wszystkich filmów Marvela. Ale pewnie Tobie wydał się kuriozalny i irytujący, prawda?
Maciej: Akurat negatywny bohater w “Czarnej panterze” jest jej najmocniejszym punktem i szkoda, że został jego potencjał zmarnowany w tak skonstruowanym filmie. Natomiast absolutnie się nie zgadzam, że to była dobra rozrywka, a tym bardziej świetna. Nie ma tutaj tempa “Civil War”, humoru “Strażników Galaktyki” czy rozmachu Nolana. Jest natomiast jedna dobra sekwencja w kasynie i poza tym seria mniej lub bardziej kuriozalnych scen, które prowadzą nas do niesłychanie nudnego, pozbawionego thrillu finału. Nie powiesz mi chyba, że podobały Ci się sceny, w których bohaterowie bili się nad wodospadem, a wokół nich tańczyli amerykańscy aktorzy w sposób, który wskazywałby na brak researchu kulturowego albo brak umiejętności inscenizacji takich sekwencji. Chyba, że powiesz? Poza tym nawiązałeś tylko do bohatera negatywnego – a co z resztą? Odpowiem – kompletna katastrofa. Pantera bez charyzmy, kobiece bohaterki przypominające swoją postawą mężczyzn (jeśli tak ma wyglądać emancypacja kobiet według Marvela, to pogratulować), o postaciach granych przez Martina Freemana, a szczególnie Andy’ego Serkisa wspominać nie chcę.
Michał: Nie zgodzę się z tezą o złym researchem twórców, Ryan Coogler włożył w ten film dużo serca i bardzo zależało mu na tym projekcie. Vibrianium kojarzy mi się z koltanem, czyli występującym głównie w rejonie Konga surowcem wykorzystywanym do wytwarzania produktów cyfrowych, który wydobywa się kosztem krwi milionów mieszkańców Afryki. Ten film podejmuje też temat terroryzmu, problemu z uchodźcami i afrykańskich ekonomicznych bolączek. Dla mnie ten afrykański folklor i nawiązania do tamtejszej kultury mają swój klimat. Nie zgodzę się co do Pantery – bardzo podobał mi się sposób, w jaki pokazano jego rozterki i dylematy. Przede wszystkim zachwycił mnie brak prostego podziału na dobrych i złych i brak prostych rozwiązań. Moim zdaniem ten film ma dobre tempo, które przyśpieszyło w finale dostarczającym mi sporo radości i satysfakcji. Podobnie jak zresztą wielką frajdę sprawił mi nowy „Thor”, na którym Taika Waititi odcisnął swoje komediowe piętno. To kolejny z filmów, na których bawiłem się jak prosię.
Maciej: Nie wiem Michał, jakie Ty masz standardy rozrywki, ale ja mam na pewno inne. W jaki sposób pokazano niby rozterki Pantery, skoro najpierw zajmuje się on głównie przymierzaniem nowego stroju, a dużej części drugiej połowy filmu nie ma go na ekranie…
Dla mnie nawiązania do folkloru pokazują brak wyczucia i typową dla amerykańskiego kina tendencję do stereotypizowania. Nie rozumiem gdzie odnalazłeś ten brak prostego podziału na dobrych i złych oraz jakieś ciekawsze rozwiązania, niż to, że nagle Ci niezbyt dobrzy stają się dobrzy, a Ci źli stają się jeszcze gorsi. Pantera wiadomo, że jest dobry, niczym Simba, który powraca, żeby ratować swój lud. Erik Killmonger jest w oczywisty sposób zły niczym odrzucony przez rodzinę Skaza. Tyle, że ja wolę “Króla Lwa”, z jego realnymi emocjami, a nie długą i nudną wyprawkę do kolejnych “Avengersów”.
“Thor” jest nieco lepszym przykładem marvelowskiego bólu tyłka, który polega na tym, że chciałoby się, aby było zabawnie i wyznacza się do zadania wyśmienitego reżysera, po czym kastruje się jego swobodę artystyczną, żeby jednak film wpasował się w schematy zaproponowane w “poważnych” elementach MCU. Dlatego nie lubię “Ragnarok”, bo jest filmem zrobionym w pół kroku, w którym jest tyle niewykorzystanych szans, że aż szkoda…
A jak Ty się zapatrujesz na “Rangarok”?
Michał: Pantera jest dobry, ale nie oznacza to, że zawsze podejmuje dobre i właściwe decyzje. Jak wspominałem – staje przed trudnymi dylematami i nie zawsze wygrywa. A Erik… pytanie, czy to terrorysta, czy rebeliant. Mnie ta postać zaintrygowała i poruszyła. Nie zgadzam się też z Twoim zarzutem, że niewykorzystany został potencjał Andy’ego Serkisa. Jego miny i one-linery uważam za mistrzowskie i pierwszorzędne. Miło było zobaczyć jego prawdziwą twarz! Moim zdaniem był świetny w przeciwieństwie do nijakiego, niestety, Martina Freemana.
Co do “Thora” – Taika Waititi robi różnice, a jako Korg jest rewelacyjny. Rozbawiły mnie złote myśli tego typa i czekam na spin-off o jego przygodach! Uwielbiam także stylówkę Cate Blanchett – mógłbym z nią pójść na koncert Rammsteina! Co prawda to bardziej komedia niż przygodowe kino akcji i Waititi nie bardzo radzi sobie z budowaniem tempa, ale wciąż bawiłem się jak prosię. Uwielbiam klimat retro tego filmu, muzykę, dowcipy, a z Jeffem Goldblumem z tego filmu mógłbym chodzić na imprezy. Świetnie komediowo wypadł Hulk/Bruce Banner i podobały mi się jego relacje z Thorem, a rzut Lokim był po prostu mistrzowski. Ciekawa komediowo i zabawna byłą także scena “teatru”. Naprawdę nie bawiłeś się dobrze na tym filmie?!
Maciej: Cóż ja Ci jeszcze mogę powiedzieć…Blanchett nudna, Goldblum gra siebie. Zgoda co do Bannera, który jest ewidentnie najlepszą postacią filmu. Waititi ma jednak problem, że jego wolność została zachwiana i przez to w finale filmu zapomniał o swoim kinie, a zrobił kino marvelowskie. A miało być przecież inaczej. Zapowiadali nam takie odświeżenie gatunku, taką radochę z oglądania. Tymczasem villain słaby, akcenty komediowe typowe dla MCU, a finał chciałbym zapomnieć. Co nie zmienia faktu, że i tak jest to kino o niebo lepsze od “Pantery”, która dla mnie jest bezapelacyjnie najgorszym filmem Marvel Cinematic Universe.
Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na „Wojnę bez granic” – premiera już dziś!