Kłótnia filmowa o „Prawdziwą historię”

Michał Hernes: Sam się sobie dziwię, ale nie miałem zbyt wielkich oczekiwań względem “Prawdziwej historii”, nawet jeśli to film Romana PolańskiegoEvą Green w jednej z głównych ról. Ale nawet przeciętny Polański robi różnice. Poza tym Mistrz nie kręci filmów tak często, bezmyślnie i na siłę, jak Woody Allen. Między innymi dzięki temu premiera każdej jego nowej produkcji jest wydarzeniem, na które czekam z niecierpliwością (nawet jeżeli nie oczekuję po takim filmie zbyt wiele). Przyznaję, że trochę się na “Prawdziwej historii” nudziłem i brakuje temu filmowi tempa, ale mimo wszystko reżyserowi udało się zbudować suspens. Ta produkcja mnie zainteresowała, kilka razy pozytywnie mnie zaskoczyła i byłem bardzo ciekaw, w jakim to wszystko pójdzie kierunku. Nie zawiodłem się, abstrahując od zastrzeżeń, które sam Polański ma względem tego filmu i literackiego pierwowzoru (Mistrzowi bardzo zależy na tym, by dochować wierności literackim pierwowzorom swoich filmów, co jest dość ryzykownym zabiegiem). A Ty?

ev

Maciej Stasierski: Zawiodłem się przeraźliwie. Zgodzę się, że brakuje tempa i logiki rozwiązań. I przez to nie znalazłem tam żadnego suspensu. Trochę głupio mi było oglądać jeden ze słabszych filmów wielkiego reżysera w jego obecności. Dla mnie największy problem “Prawdziwej historii” polega na tym, że jest straszliwie bezpieczna, zrobiona w pół kroku, zupełnie bez serca i zaangażowania emocjonalnego Polańskiego. Jakby czuć, że nie miał przekonania do tego projektu i chciał go po prostu dokończyć. Wyszedł film kompletnie bez jego autorskiego sznytu. Zgodzisz się?

Michał: Nie zgodzę się. Coś czuję, że zainteresowało go w tej historii, że opowiada ona o konflikcie między dwiema kobietami, a tego wcześniej w jego twórczości nie było. Tym razem bohaterka zostaje zdominowana nie przez mężczyznę, tylko przez inną kobietę. Suspens dostrzegłem natomiast w zaskakujących zachowaniach bohaterek, przez które nie wiedziałem, czego się po nich spodziewać. Zapytałem w Krakowie Polańskiego o łączenie suspensu z humorem i powiedział, że w literackim pierwowzorze tego humoru nie było. Polański nie byłby jednak sobą, gdyby nie przyprawił swojego filmu charakterystycznym dla niego czarnym humorem i tak też się stało. Dostrzegam w tym filmie inne motywy charakterystyczne dla jego twórczości – akcja rozgrywa się głównie w ciasnych, klaustrofobicznych, zamkniętych pomieszczeniach. Poza tym to psychodrama rozpisana przede wszystkim na dwie bohaterki. Jest w tym filmie przemoc, jest voyeuryzm (podglądactwo) i próba przełamania tematów tabu. Rzekłbym, Polański w swoim żywiole, a do tego dwie aktorki, które uwielbiam i które zagrały w tym filmie bardzo dobrze. Ale pewnie masz inne zdanie na ten temat, prawda?

Maciej: Absolutnie nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że ktoś tu dobrze zagrał. Nawet bezbłędna Eva Green jest w tym filmie kompletnym rozczarowaniem. Jej przeszarżowana rola nie pozwala na jakikolwiek związek z bohaterką. Co do Emmanuelle Seigner, chyba lepiej, żeby spuścić nad jej rolą zasłonę milczenia. Niech przypomni sobie chociaż “Venus w futrze” czy “U niej w domu”, kiedy jeszcze “umiała w aktorstwo”. Tutaj jest fatalna.

pol

Nie wiem, gdzie w tym filmie znalazłeś humor i wyczuwam, że także Polański go nie potrafił odnaleźć. Dlatego też pewnie mówił, że nie jest do końca zadowolony zarówno z filmu, jak i z książki, którą adaptował. Choć jego stwierdzeniom, że brak filmowi (i książce) trzeciego aktu są akurat zupełnie nietrafne, bo jeśli coś się w tym filmie udało, to właśnie znakomity, dobrze wygrany, na realnych emocjach finał, w którym nareszcie widać Polańskiego. Ciekawe czy tylko ja byłem z tego finału zadowolony?

Michał: Mnie również zadowolił ten finał i szkoda tylko, że nie dostrzegłeś innych atutów “Prawdziwej historii”, m.in. cudownie przeszarżowanej roli Evy Green i tego, jak Emmanuelle Seigner wcieliła się w bezradną i tłamszoną pisarkę. Nowy film Polańskiego to dla mnie guilty pleasure i nie zamierzam się tego wstydzić, choć szkoda, że to nie arcydzieło na miarę “Chinatown”. Cieszy mnie jednak, że Polańskiemu daleko jest do żenady, jaką na stare lata uprawia np. Krzysztof Zanussi!

Maciej: Cóż to za czasy, w których doszliśmy do momentu, że nowy film Romana Polańskiego jest traktowany przez Ciebie jak guilty pleasure? Ja się z tym trochę nie mogę pogodzić i dlatego tak bardzo jestem tym filmem rozczarowany. Rozczarowany też byłem sposobem, jaki zaprezentowano go nam w Krakowie – ktoś się nie popisał, co wkurzyło nie tylko mistrza, ale też Pawła Edelmana, który jako operator jak zwykle zrobił świetną robotę. Jednak i to nie pozwala mi stwierdzić, że polecam “Prawdziwą historię”.

Michał: Ja polecam. Polański powtarza, że jego filmy są ekspresją jego chwilowych pragnień i zapewne tak było też w tym przypadku. Poza tym Polański jako człowiek spektaklu chce, by ludzie chodzili do kina, zachęcam więc do tego, by obejrzeć ten film na dużym kinowym ekranie!

Start typing and press Enter to search