Każdy wielki reżyser ma przynajmniej jeden taki film, który nie zyskał należnej sławy w momencie swojej premiery. Uznanie takie przyszło dopiero później, kiedy okazało się, że film wyprzedził swoje czasy. Król komedii Martina Scorsese z 1982 r. dokonał takiej właśnie sztuki. To jeden z najmniej znanych filmów Scorsese, a przez niektórych uważany wręcz za jego najlepszy w karierze (jednym z nich jest Mark Kermode – prawdopodobnie najlepszy krytyk na świecie). To kino najwyższej próby. Szalenie przenikliwe, niepokojące i do bólu prawdziwe. Tytułowa kreacja Roberta De Niro to jeden z tych momentów, kiedy ktoś może pomyśleć sobie na głos – Poszukiwania skończone. Już wiem, kto rozdaje karty w świecie aktorów. Tytuł tego filmu jest wielce kłopotliwy. Żeby nie było wątpliwości – historia wannabe-komika jest wszystkim, z wyjątkiem komedii. Patrzymy tutaj w otchłań umysłu szaleńca chorego na potrzebę sławy i poklasku. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że #FejmMuSięNieZgadza. Przypatrując się jego poczynaniom przeżywamy cichy psychologiczny horror. Król komedii antycypuje nadchodzącą epokę Big Brotherów/Idoli/Mam Talentów. Na dodatek to wszystko pokazane jeszcze w przedpotopowym świecie – bez lajków, komentarzy, followersów i retweetów. Strach pomyśleć, ile obecnych celebrytów i twórców mogłoby popatrzeć w ten film jak w lustro. Boje się takich filmów. Pokazują one szaleństwo, które coraz bardziej nas otacza. Z każdym rokiem – na coraz większa skalę.
Polecam.
Dominik Sobolewski