Czy życie ludzkie jest od początku zaplanowane, a danemu człowiekowi zostaje przeznaczony konkretny los? Znając historię tej gwiazdy Hollywood, wydaje się, że coś w tym musi być. Jej życie nieuchronnie zmierzało ku czemuś niezapomnianemu. Nawet imię zwiastowało, że w życiu tej aktorki lat 50. wydarzy się coś niezwykłego. W końcu nietrudno z krótkiego Grace przejść na majestatyczne „Your Grace”. Grace Kelly mimo to, swoją decyzją o małżeństwie z księciem Monako Rainierem, zaskoczyła wielu. Aktorka u szczytu swojej kariery, trwającej zaledwie 5 lat, postanowiła zostać księżną maleńkiego księstwa na południu Francji. Zaskoczyła, bo jej życie filmowe, po latach grania w teatrze, okazało się nieprzerwanym pasmem sukcesów. Krytycy tamtych czasów uwielbiali ją, propozycje sypały się od najwybitniejszych reżyserów świata. Tymczasem Grace Kelly po skończeniu swojego jedenastego filmu wyniosła się za ocean, by nigdy już więcej w filmie nie zagrać. Zastanówmy się nad tym chwilę – 11 filmów to tyle, ile Michael Madsen robi w ciągu tygodnia, a sam wielki Robert De Niro w najgorszych momentach swojej imponującej kariery kończył z takim dorobkiem dwa lata grania. Tymczasem ona zagrała tyle w ciągu całej swojej kariery. Mimo tak skromnego dorobku, Amerykański Instytut Filmowy umieścił ją na 13 miejscu listy najważniejszych kobiecych gwiazd Hollywood. Skromnego porównując chociażby z filmografiami gwiazd umieszczonych na liście nieco wyżej – Katherine Hepburn, Elizabeth Taylor czy Ingrid Bergman. Co było powodem tak wysokiej pozycji w tym rankingu? Czy to, że niemal do dziś Grace Kelly pozostaje uosobieniem kobiecego piękna? Czy może jednak jej niesamowite aktorskie umiejętności? Niech ta podróż po świecie Hollywood lat 50., której celem będzie znalezienie odpowiedzi na postawione pytania, stanie się początkiem serii, w której postaram się przypomnieć Wam dokonania największych gwiazd amerykańskiej kinematografii. Na początku zamierzam się skupić na postaciach kina dawniejszego, o których niesłusznie zapomnieliśmy.
Pierwszy film w dorobku Grace Kelly okazał się dziełem bardzo mało znaczącym. Niewielu bowiem pamięta Czternaście godzin, w którym Kelly zagrała zresztą małą rolę. Ważna rola, a za nią świetna kreacja przyszły dopiero rok później – w 1952 roku. Wtedy to na ekrany amerykańskich kin wszedł bodaj jeden z najbardziej znanych obrazów w całej historii kinematografii i niemal na pewno najszerzej komentowany western – W samo południe z wybitną, oskarową rolą Gary Coopera. Grace Kelly zagrała w tym filmie żonę Willa Kane’a, która znajduje siebie i swojego męża w bardzo niekomfortowej sytuacji. Do miasta przybywa bowiem zapuszkowany przed laty przez Kane’a złoczyńca, który pragnie zemsty. Tymczasem Kane planuje wyjazd z miasta z nową poślubioną żoną (w tej roli właśnie Kelly). Fred Zinnemann z W samo południe zupełnie zredefiniował gatunek westernu, w którym główny bohatera samego na placu boju pozostawiają jego towarzysze broni, a jedynym ratunkiem okazuje się kobieta. Z tej roli Grace Kelly wywiązała się wzorowo (z małą pomocą meksykańskiej aktorki Kelly Jurado) otwierając sobie tym samym drzwi do następnych propozycji. Pierwsza z nich przyszła od Johna Forda. Jak powiedziała po latach Kelly, scenariusz filmu o dziwnym tytule Mogambo zainteresował ją jedynie ze względu nazwisko reżysera, głównego aktora, którym był Clark Gable, oraz możliwość wycieczki do Afryki. Po obejrzeniu tego filmu niedawno, trzeba śmiało powiedzieć, że nie przeszedł on próby czasu. Mogambo to film napisany bardzo grubą kreską, prezentujący w karykaturalny sposób ludy afrykańskie, a przyrodę tamtych terenów ukazujący w formie geograficznego sprawozdania dla nieobeznanego amerykańskiego widza. Historia jest sztampowa i nudna, a ratują ją właściwie jedynie dwie osoby – Kelly i grająca jej rywalkę w drodze do serca Clarka Gable, absolutnie błyszcząca w tym filmie Ava Gardner. Przy nich Gable wygląda jak człowiek we mgle, odcinający kupony od swojej popularności. Sukces tego filmu w przeszłości został oparty jedynie na chemii między dwoma aktorkami, co zaowocowało nominacjami do Oskara dla obydwu, zaś Kelly dostała za swoją rolę także Złoty Glob. Mogambo było dowodem na to, że w Kelly drzemie wielki potencjał. Pokazało jednak także, że nawet jej najlepsza rola nie uniesie filmu ponad jego niewątpliwe słabości.
Grace Kelly i James Stewart w Oknie na podwórze
Pełny rozkwit popularności Grace Kelly nastąpił w roku 1954. Wtedy to na ekrany weszło 5 (słownie: pięć) filmów z jej udziałem. Mając w pamięci fakt, że w sumie nakręciła ich 11, można powiedzieć, że połowa jej kariery przypadła na rok 1954r. Obok nieco mniej znaczących Green Fire oraz Mostów Toko-Ri, Kelly zaprezentowała się w trzech bardzo istotnych produkcjach. Dwie z nich wyszły spod ręki samego Alfreda Hitchcocka, który odnalazł w Kelly jedną ze swoich najważniejszych muz. W M jak morderstwo, które można uznać za swego rodzaju rozgrzewkę do tego co miało nastąpić później, Kelly gra niewierną żonę głównego bohatera (w tej roli znakomity Ray Milland), który postanawia ją zabić. Film ten po raz kolejny pokazał drzemiący w Kelly potencjał, którego jednak Hitchcock nie potrafił jeszcze w pełni zdyskontować. Bohaterka Kelly, mimo że zagrana wyśmienicie, pozostała bowiem bardzo w cieniu postaci granej przez Millanda. Dużo ciekawszy materiał do zagrania trafił do rąk Grace Kelly nieco później. Po skończeniu zdjęć do M jak morderstwo Hitchcock zaproponował jej rolę w uznawanym dziś za klasyk thrillera Oknie na podwórze. Film zestarzał się co nieco, jednak w co najmniej dwóch kwestiach broni się do dziś – w aktorstwie i sposobie budowania napięcia przez Hitcha. Co prawda Kelly znowu musiała zadowolić się rolą dziewczyny przy mężczyźnie, jednak rola Lisy okazała się dużo większym wyzwaniem niż postać Margot z M jak mordestwo. To tutaj Kelly mogła pokazać jak czarującą i seksowną jest kobietą, świadomą swoich wdzięków. Okno na podwórze to poza wszystkim historia dziwnej miłości dwójki postaci (partnerem Kelly w tym filmie był niezapomniany James Stewart), która rozkwita wraz z toczącym się prywatnym śledztwem głównego bohatera podejrzewającego sąsiada o zabójstwo żony. Karkołomna konstrukcja, którą jednak Stewart i Kelly odegrali na dźwiękach zawsze trafionych w punkt.
Grace Kelly w Dziewczynie z prowincji
Za żadną z tych ról Kelly nie dostała swojego Oskara. Przyszedł za kreację w nieco zapomnianym, świetnym dramacie Dziewczyna z prowincji. Akademia Filmowa nagradzając Kelly zaskoczyła wszystkich spodziewających się triumfu Judy Garland. Pojawiły się głosy, że Kelly dostała tę nagrodę tylko za to, że zagrała postać niezgodną z jej ekranowym emploi. Ci, którzy tak mówią musieli jednak albo nigdy nie obejrzeć Dziewczyny z prowincji, albo widzieć ją dawno i zapomnieć. Kelly gra w niej postać Georgie Elgin, żony niegdyś wielkiego aktora (w tej roli zaskakujący Bing Crosby), który po śmierci syna popadł w alkoholizm. Co prawda, to prawda – Georgie za nic nie przypomina postaci granych przez Kelly chociażby u Hitchcocka. Jest twarda, manipuluje, potrafi zajść za skórę, ale chodzi jej tylko o dobro rodziny. Georgie nie jest kobietą z wyższych sfer, twardo stąpa po ziemi, a o swojej walczy bardziej niewyparzoną gębą, niż wdziękiem. Mistrzostwo Kelly polega na tym, że po kilku mocno podobnych do siebie rolach, potrafiła zagrać postać zupełnie sobie obcą. I to jak zagrać! Rola w Dziewczynie z prowincji to bez wątpienia najpełniejsza, najbardziej bogata kreacja w karierze Grace Kelly, ugruntowująca tym samym ocenę, że mieliśmy do czynienia z aktorką z najwyższej półki. Pomogło jej na pewno zetknięcie się na ekranie z tuzami kina – Crosbym i Williamem Holdenem. Razem stworzyli elektryzujące trio.
Grace Kelly w Wyższych sferach
Rok 54’ był dla Grace Kelly przełomowy. Okazał się też ostatnim tak triumfalnym. Wpłynęło na to sporo czynników, z początkiem znajomości z księciem Rainierem na czele. Co prawda Hitchcock nadal wysyłał propozycje, ale Kelly wybierała lżejsze produkcje. Ostatnim jej filmowym występem okazała się świetna, leciutka i bardzo prosta muzyczna komedia romantyczna Wyższe sfery. Taki film na przełomie lat 40. i 50. nie mógł się obejść bez trójki Crosby-Sinatra-Astaire. W Wyższych sferach gra dwóch pierwszych. Jednak, co zaskakujące, Kelly swoim nieznanym dotąd timingiem komediowym kradnie im show, dorzucając na sam koniec kariery coś nowego do swojego dorobku – rasową rolę komediową. Po Wyższych sferach pozostaje więc niedosyt, że nigdy więcej Grace Kelly nie zagrała w filmie. I nie dlatego, że był to koniec żałosny, przeciwnie dlatego, że pozostawił widza z nigdy już niezaspokojonym apetytem na więcej.
Co można wyciągnąć z tej krótkiej analizy kariery Grace Kelly? Czy na jej nieprzemijającą sławę miał wpływ głównie późniejszy związek z księciem Monako? Czy też była ona po prostu połączeniem piękna i wielkiej pracy, która zaowocowała świetnymi rolami filmowymi? Jedni na pewno powiedzą, że zawsze pierwszym skojarzeniem będzie Grace Grimaldi, księżna Monako, żona Rainiera. Inni, ku którym ja się skłaniam, upierać się będą, że Grace Kelly bardziej była księżną Hollywood, gwiazdą niesamowitego jak na tamte czasy formatu, a przy tym artystką przez wielkie A. Może więc w przypadku oceny tej postaci należałoby zatrzymać się tu: była księżną! A czy tylko maleńkiego księstwa, czy też całej Fabryki Snów? Niech odpowie sobie każdy samodzielnie.
Maciej Stasierski