Wakacje się skończyły. Pierwszy egzamin zaliczony. Lektorat z angielskiego pożegnany zanim się jeszcze zaczął. Do rzeczy jednak.MROCZNY RYCERZ to wydarzenie bez precedensu. Najnowsze DZIEŁO, podkreślam to słowa, DZIEŁO Christophera Nolana to bez wątpienia najlepsza adaptacja komiksu jaka kiedykolwiek powstała i obraz, który na głowę bije wszystkie filmy o przygodach Człowieka-Nietoperza. To też pierwszy bardzo poważny kandydat do przyszłorocznego Oskara. Jeśli obraz Nolana dostanie w lutym nominacje dla najlepszego filmu będzie to kolejne wydarzenie. Sequel i w dodatku adaptacja komiksu to połączenie, którego Akademia wyjątkowo nie znosi. Będę trzymać kciuki żeby to jej nie zraziło. Z kilku powodów:
Po pierwsze i podstawowe „Mroczny rycerz” jest filmem absolutnie perfekcyjnie zrealizowanym. Ogląda się go z zapartym tchem niemal od początku do końca. Christopher Nolan tworzy Gotham City jakiego nie potrafił wykreować nawet niedościgniony Tim Burton. Jest tu mrocznie, tajemniczo, ale jednocześnie niezwykle realistycznie. Nolan ucieka od bajkowości Burtona czy kiczowatości Schumachera. Tworzy własny obraz czegoś, czego wydawać by się mogło nie da się już odświeżyć. „Mroczny rycerz” jest naładowany świetnie zrealizowany sekwencjami akcji i błyskotliwymi dialogami. Nic jednak z tych dialogów by nie było, gdyby nie znakomita obsada.
I to właśnie obsada jest drugim powodem, za który ten film bardzo wysoko cenię. Wydarzeniem roku, a być może ostatnich paru lat jest kreacja Heatha Ledgera jako Jokera. Okryta aurą tajemnicy śmierć aktora w lutym tego roku, jak źle by to nie zabrzmiało, bardzo wzmogła oczekiwanie na jego niespodziewanie ostatni kinowy. WARTO BYŁO CZEKAĆ. Występ Ledgera zmiata z nóg. Takie czarnego charakteru nie było bodaj od czasu Hannibala Lectera w „Milczeniu owiec”. Kreacja Ledgera jest dopracowana do perfekcji. Mimika, ruchy, sposób wypowiedzi – wszystko współgra i tworzy piorunującą całość, która nie powinna zostać pominięta przez Akademię. Ledger kradnie film reszcie obsady. Tym większe brawa dla kilku innych aktorów, którzy mimo, że w cieniu wielkiego Jokera stworzyli ciekawe role. Mi osobiście najbardziej zaimponował Gary Oldman, który w roli komisarza Gordona jest niesamowicie przekonujący. Jego instynktowny, oparty na minimalnej ilości środków wyrazu styl grania daje w „Mrocznym rycerzu” znakomity efekt. Również Aaron Eckhart jako Hervey Dent/ Dwie Twarze jest bardzo dobry. Solidnym uzupełnieniem na drugim planie pozostają Morgan Freeman i Michael Caine. Ciekawą rzeczą obrazu Nolana jest to, że Batman pozostaje przez dłuższy czas mocno w cieniu innych bohaterów. Tym większe brawa dla Christiana Bale’a, który bardzo solidnie pokazuje dwoistość natury swojego bohatera i nie szarżuje, żeby zostać zauważonym. Świetna, stonowana kreacja!
Strona techniczna na trzeci niezwykle istotny aspekt filmu. Składają się na nią po pierwsze powalające na kolana zdjęcia Wally Pfistera, który powinien mieć tegorocznego Oskara w zasięgu ręki. Muzyka Hansa Zimmera i Jamesa Newtona Howarda mogłaby być bogatsza w tematy. Niemniej jej spora jednostajność nie razi, a nawet znakomicie dopełnia wydarzenia na ekranie.
Pewnie nie wymieniłem tutaj wszystkich pozytywów „Mrocznego rycerza”, bo też i nie sposób tego zrobić. Nie ulega wątpliwości, iż mamy do czynienia z jednym z najlepszych filmów roku!