Lubi, szanuje…czy kocha?

crazy stupid

Ponoć miłość zdarza się na każdym kroku i czeka tylko chwili, żeby ją dopaść. Bohaterowie filmu „Kocha, lubi, szanuje” są dowodem, że w ten iście coehlowski frazes może się wkraść wiele komplikacji. Drugi po „I love you Phillip Morris” film pary Glenn Ficarra/John Requa to dowód, że z jednej strony panowie uczą się na błędach, z drugiej zaś że są w stanie mocniej podkreślić swoje reżyserskie atuty.

Film tworzą trzy historie miłosne: jednej pary (Ryan Gosling i Emma Stone) oraz dwa wątki o bardzo dziwnych trójkątach miłosnych (ten drugi szczególnie karkołomny). Po kolei…Cal (fantastyczny Steve Carrell) traci żonę (Julianne Moore), spotyka na swojej drodze Jacoba (wspomniany Gosling), chcę się zmienić i odzyskać utraconą miłość. Tymczasem Jacob, kobieciarz jak się patrzy, odnajduję ją w osobie Hannah (Stone). A po środku tego wszystkie syna Cala, Robbie zakochany po uszy w swojej niańce, która z kolei podkochuje się w nikim innym jak Calu…

Brzmi to strasznie skomplikowanie, ale dzięki bardzo sprawnej reżyserii i przede wszystkim świetnie napisanym postaciom nie jest. Ficarra i Requa bardzo zgrabnie żonglują wątkami, nie pozostawiając żadnego w tyle. Udaje im się nawet w samej końcówce widza zaskoczyć. Dialogi skrzą się humorem, pozostając przy tym mądre i niebanalne. Oczywiście można zarzucić reżyserom, że w paru momentach zabrakło im wyczucia i doprowadzili do sytuacji wątpliwych emocjonalnie. Niemniej udało mi się zachować jednakową tonację i ciepło opowiadanej historii oraz uchwycić pewnego rodzaju nostalgię za tego typu kinem.

Kinem, którym niepodzielnie rządzą aktorzy. Cała obsada daje koncert w absolutnie najlepszym wydaniu. Duszą filmu jest Carrell, który tworzy postać człowieka zagubionego, wewnętrznie smutnego, acz dążącego do zmiany i naprawy sytuacji. Dobrze partneruje mu Moore w roli może nieco bardziej jednowymiarowej, trudnej z powodu niekiedy niewytłumaczalnej postawy bohaterki. Moore genialnie broni tej postaci. Gwiazdą filmu jest jednak Gosling, przed którym postawiono bardzo trudne zadanie uwiarygodnienia bohatera stworzonego z samych kliszy i schematów. Jemu nie tylko to się udało. Dzięki swojej charyzmie doprowadził do tego, że los Jacoba nie jest nam obojętny, co więcej zaczynam nam na nim zależeć. Drugi plan to świetna Stone, Jonnah Bobo (który być może będzie wielką gwiazdą) oraz niezawodna jak zawsze, kradnąca każdą scenę Marisa Tomei.

Ficarra i Requa mają zdaje się coraz lepsze pojęcie co znaczy dobre, słodko-gorzkie kino rozrywkowe. „Kocha, lubi, szanuje” to komediodramat nieobrażający inteligencji, duchowo wzbogacający. I po prostu niesamowicie zagrany!

Stasierski_8

Start typing and press Enter to search