Na wstępie mojej recenzji pragnę nadmienić, że dziwi mnie Dominiku twoja w sumie dość wysoka ocena. Kolokwialnie mówiąc „zjechałeś” film z góry na dół i jednak dajesz mu sześć punktów na dziesięć możliwych? Ja dam mu punktów 6,5, a dałbym nawet 7, gdyby nie kilka bardzo znaczących słabości. Po pierwsze zgadzam się w pełni co do oceny kreacji głównego bohatera. Thomas Jane ma tyle w sobie charyzmy i pasji, co kłoda drewna. Co więcej jego postać to typowy dla Hollywood przykład stereotypowego ojca rodziny. Ciężko uwierzyć, że tak nienadzwyczajna osobowość mogła się stać przywódcą swego rodzaju krucjaty. Drugi mój zarzut dotyczy realizacji, a konkretnie efektów specjalnych. Komputerowo wykreowane stwory zupełnie nie przekonują. Zamiast straszyć wywołują uśmiech politowania. I na koniec największy minus: bardzo wysilona psychologizacja, próba przedstawienia zachowania społeczności w obliczu zagrożenia. Pomysł na dodanie do filmu rozrywkowego tego typu refleksji był znakomity. Zabrakło jednak środków do jego realizacja, a szczególnie charyzmatycznej postaci, swoistego guru, który miałby manipulować tłumem. Nie może nim być bowiem pani Carmody w interpretacji Marcii Gay Harden. Mimo, że zdobywczyni Oskara robi co może, jej bohaterka pozostaje karykaturą, postacią, w której, zamiast tajemnicy i sprzeczności, dominują stereotypy i absurdalne przeświadczenie o zbliżającej się Apokalipsie. Jej działania są oparte na histerii, stąd dziwi łatwość z jaką udaje jej się pozyskać większość ludzi zamkniętych w supermarkecie. Jest to absolutnie niewiarygodna sytuacja. Zatem dlaczego mimo tak znaczących grzechów tego filmu byłbym skłonny ocenić go na 7? Po pierwsze ze względu na bardzo solidną robotę reżyserską Franka Darabonta. „Mgła”, jak na współczesny horror, przyzwoicie straszy. Darabont świetnie kreuje gęstą atmosferę filmu. Jego klaustrofobiczny klimat pozwala się wczuć w sytuację przestraszonych ludzi. Nie zawodzi obsada uzbierana w dużej mierze z aktorów hollywoodzkiego drugiego rzutu. Ciekawe, oparte na minimalnym materiale, kreacje tworzą wspomniana Harden, Andre Braugher i szczególnie znakomita Laurie Holden. Podobało mi się także zamknięcie historii, poruszające, mocne, nawet szokujące, oprawione przepiękną muzyka Marka Ishama.
Zatem słowo się rzekło: