Miasto 44

POP

Jedną z największych przywar człowieczeństwa jest kategoryczne i bezrefleksyjne przywiązywanie się do utartej opinii, która uznana jest jako obowiązująca. Grzechem niewybaczalnym jest umacnianie złej opinii ze świadomością, że odpowiada ona przeciętności, którą oczekuje od ciebie większość. Jedną z takich przeklętych opinii czy też prawidłowości jest ta, która stwierdza: poetyka historycznego kina polskiego musi być nudna, powierzchowna, nieznośnie patetyczna, poprawna i skierowana w target szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Jan Komasa to drugi reżyser po Marcinie Krzyształowiczu (twórcy świetnej Obławy), który zdobył magiczną różdżkę, odczarowującą zgrzybiałą formę kina historycznego.

Nie ma najmniejszego sensu wspominać o kontekście historycznym Miasta 44. Zbędne jest opowiadanie o założeniu fabularnym, którego celem było przedstawienie takich samych ludzi jak Ty i ja, lecz osadzonych w innej, niewyobrażalnej, dla Ciebie i mnie, rzeczywistości. Każdy z nas ma pewien obraz Powstania Warszawskiego i z pewnością każdy z nas ma na jego temat jakieś zdanie. Unikając dyskusji na temat zasadności i idei przyświecających uczestnikom Powstania uważam, że jest to jeden z tego rodzaju tematów, w których kategoryczne opinie wyjątkowo nie służą. Im mocniejsze jest Twoje nie wiem, tym bardziej Cię lubię i chciałbym zostać Twoim kumplem, bo wiem, że wiesz, co w trawie piszczy. Właśnie ten dystans do moralizacji jest, moim zdaniem, pierwszą i najważniejszą wartością filmu Miasto 44. Obraz nie staje po żadnej stronie barykady, lecz zgrabnie i z niesłychanym pietyzmem podsuwa obu stronom argumenty, że to właśnie oni mają racje. Moim zdaniem podsuwa je na jeszcze wyższym poziomie mówiąc: wszyscy macie rację, jednocześnie.

Ponadto, proszę Państwa… mamy wreszcie film, który ukazuje grozę wojny. Dzieło Jana Komasy jest często do bólu dosłowne, przejmujące, brutalne i mam wrażenie, odzwierciedlające w pełni fakty historyczne – zarówno na poziomie inteligencji emocjonalnej jak i tragicznej faktografii. Niech największym hołdem dla reżysera Miasta 44 będzie stwierdzenie, że jego film ma w tej kategorii tyle wspólnego z Bitwą Warszawską czy Bitwą pod Wiedniem, co nasz blog z redakcją Twój Ogródek Działkowy Babuni. Jak już dawno zapomniane w polskim kinie jest przedstawianie rzeczy takimi jakie one są, a nie takimi jakie oczekuje przeciętny widz, który przez ponad tryliard odcinków serialu Klan nie widział w nim przekleństwa, czy nawet papierosa. U Komasy, zarówno sceny śmierci bohaterów jak i ich emocjonalne dramaty, nierzadko uderzają jak szrapnel w serce i stawiają widza w centrum tych wszystkich przerażających wydarzeń.

Największy problem jaki mam z tym filmem to jego sfera wizualna i realizacyjna. Z jednej strony reżyser używa formy, której polskie kino nie widziało, a amerykańskie posługuje się nawet w przeciętnej komedii romantycznej. Widzowie z pewnością doznają, gdy widzą scenę wybuchu czołgu na ul. Kilińskiego – przełomowej dla całej historii. To moment przerażający, lecz efektowny i świetnie wyreżyserowany. Właściwie wszystkie walki powstańcze (z małymi wyjątkami) są przedstawione w sposób – jak na polskie kino – absolutnie nietuzinkowy. Oczywiście, można to uznać za polską małość, ale odczuwałem pewnego rodzaju satysfakcję, że wreszcie i my możemy inaczej. Największy (i chyba jedyny) ból towarzyszył mi przy scenach, które nazwę przegięciami Komasy. Nie chcę niczego zdradzać, ale wspomnę, że chodzi mi o – absolutnie niepotrzebne – ukłony w stronę młodocianych fanów gier komputerowych i… dubstepowych teledysków. Co jakiś czas, Komasa serwuje nam efekciarskie zajawki, które przynajmniej mnie śmieszą, dziwią i wprowadzają w nieprzyjemny dyskomfort. Będąc na najwyższym poziomie empatii, nie zrozumiałem zabiegu przedstawienia sceny erotycznej w dubstepowym rytmie piosenki Skrillexa czy sekwencji odrealnionych ścian – rodem z tandetnych screamerów – masakrujących powstańców w kanale. Myślę, że reżyser chciał za pomocą takich środków jeszcze bardziej przybliżyć historię Powstania młodym widzom. Uważam, że było to absolutnie zbędne, bo nawet bez tych zabiegów Miasto 44 ma świeżą narrację i dynamikę, która przemawia w pełni do młodej publiczności i z klasą mruga do niej okiem.

Nigdy nie mówiłem, że potrafię pisać rzetelne recenzje. Jestem takim samym widzem jak wielu z Was. Oceniam filmy emocjami i przeszywającym dreszczem. Wolę pisać o płynącym z filmu poczuciu wzmożonej emocji, np. samotności, miłości czy surrealistycznej dystopii. O Mieście 44 muszę zatem powiedzieć, że kilka razy popłynęła mi łza, a gdy wróciłem z kina poczułem wielką potrzebę, by bardzo wysoko zawiesić moją ukochaną biało-czerwoną flagę.

Tomasz Samołyk

Miasto 44 (2014, reż. Jan Komasa):

Samołyk_7

Film obejrzany dzięki uprzejmości:

Cinema_City_Master_RGB_whiteBg

Start typing and press Enter to search