„Uważam, że ta technologia ma ogromny potencjał, by zrewolucjonizować branżę dokumentalną i sprawić, że opowiedzianych zostanie wiele historii, które muszą zostać sfilmowane, by umożliwić wielu osobom dojście do głosu”.
O filmie „Skradzione ciało” opowiedział nam Reuben Hamlyn, jeden z reżyserów produkcji, którą będzie można zobaczyć w trakcie 21. Millennium Docs Against Gravity. Ten film dokumentalny pokażemy 14 maja o godz. 19:00 w ramach Dyskusyjnego Klubu Filmowego DKF „Centrum” w kinie Dolnośląskie Centrum Filmowe. Tematem majowego cyklu jest „Kradzież tożsamości”. Program festiwalu znajduje się TUTAJ.
Michał Hernes: Film „Skradzione ciało” opowiada o młodej studentce Taylor (jej tożsamość została celowo zmieniona), która stała się ofiarą deepfake’ów. Pewnego dnia znalazła w sieci film pornograficzny z jej udziałem. Dlaczego zdecydowałeś się opowiedzieć właśnie jej historię?
Reuben Hamlyn: O realizacji filmu dokumentalnego o tej tematyce zaczęliśmy myśleć w 2019 roku, kiedy informacji o deepfake’ach było bardzo mało i skupiano się w nich wyłącznie na zagrożeniu, jakie ta technologia stanowi dla demokracji. Zwróciliśmy uwagę na to, że deepfake jest coraz większym zagrożeniem dla kobiet, a nie zwracano wówczas na ten problem uwagi. Doszliśmy do wniosku, że trzeba to nagłośnić. Zaczęliśmy więc szukać historii, za sprawą której moglibyśmy opowiedzieć o tym, co przeżywają ofiary deepfake’ów.
Jak namówiliście Taylor do tego, żeby wzięła udział w waszym filmowym projekcie?
– Wiedzieliśmy, że kontaktując się z nią, musimy być bardzo delikatni, bo nie mieliśmy pewności, czy jest świadoma istnienia nagrań z jej udziałem. Zdecydowaliśmy, że powinniśmy jej powiedzieć o istnieniu tych filmów. Poinformowaliśmy ją też, z jakich porad prawnych i psychologicznych może skorzystać. Dodaliśmy, że kręcimy film dokumentalny i zapytaliśmy ją, czy byłaby zainteresowana, żebyśmy opowiedzieli jej historię i z nią porozmawiali. Gdy wyjaśniliśmy jej, jak sprawimy, że zachowa w tym filmie anonimowość, to była bardzo chętna, by wziąć w nim udział.
Opowiedz, proszę, w jaki sposób zapewniliście jej anonimowość.
– Wykorzystaliśmy do tego technologię deepfake. Twarz, którą widzimy w tym filmie, nie jest jej prawdziwą twarzą. To dla nas bardzo ważne, że widoczna na ekranie ekspresja jej twarzy oddaje prawdziwe emocje Taylor. Widzimy dokładną geometrię oryginalnego uśmiechu i ruch jej brwi, które zostały przełożone na inną twarz. Zachowaliśmy oryginalną ekspresję Taylor, ale chronimy ją poprzez pokazanie innej twarzy.
Z jakimi technologicznymi wyzwaniami się to wiązało?
– Zależało nam, by zachować głębię i mimikę ekspresji naszych bohaterek. Nagraliśmy materiały z udziałem dwóch kobiet, który użyczyły swoich twarzy Taylor i Julii. Pracowaliśmy nad tym w studiu w Brooklynie i musieliśmy nakręcić każdy wyraz twarzy, który mógłby się pojawić w naszym filmie. W trakcie nagrania Taylor opowiadała nam różne historie, zarówno zabawne jak i smutne, żeby pokazać pełen zakres emocji. Nakręciliśmy ten materiał w różnych oświetleniach i pod różnymi kątami. To był długi i nudny dzień zdjęciowy, a nakręcone materiały przekazaliśmy bardzo utalentowanemu artyście. Najtrudniejszą częścią była praca nad programem, z którego korzystaliśmy tak, żeby „rozumiał” twarze, których używaliśmy. To bardzo inteligentna technologia i gdy uporaliśmy się z różnymi problemami, to zaczęła działać niemal automatycznie.
Praca nad tym filmem wiązała się z ryzykiem, bo nie mieliście pewności, jak dalej potoczy się ta historia.
– Tak, ale po rozmowach z Taylor wiedzieliśmy, że idealnie nadaje się do udziału w naszym filmie, ponieważ jest elokwentna, wrażliwa, zmotywowana i silna. Śledziliśmy jej historię i reagowaliśmy na przebieg wydarzeń, ale nie wiedzieliśmy, w jakim kierunku to wszystko się potoczy. To, co jej się przydarzyło, jest przerażające. W filmie „Skradzione ciało” pokazaliśmy, jak niewielkie wsparcie dostała od policji i że sama musiała pójść na spotkanie ze sprawcą. To historia obrazuje to, czego doświadczają osoby z całego świata, które spotkało coś podobnego. Różnica polega na tym, że większość ofiar nie jest i nie będzie tak zdeterminowana jak Taylor, która posunęła to śledztwo do przodu. Kolejnym problemem jest duża mizoginia u wielu policjantów, którzy nie traktują cyfrowych przestępstw przeciwko kobietom bardzo poważnie i nie wierzą w powagę sytuacji związanej z upublicznieniem intymnych zdjęć kobiet bez ich zgody. Policjanci nie bardzo rozumieją nowe technologie. Funkcjonariusze policji z całego świata nie są przeszkoleni do tego, jak sobie radzić z przestępstwami popełnianymi w Internecie. Wielu policjantów nie traktuje przestępstw przeciwko kobietom poważnie, bo to technologia, której nie rozumieją, a to przestępstwo jest dla nich bardzo trudne do zbadania. Skutkuje to pełnymi apatii reakcjami funkcjonariuszy policji. Przypadek Taylor jest reprezentatywny dla tego, czego doświadcza wiele kobiet, które próbują skontaktować się z policją. Ofiarami tych nadużyć są wyłącznie kobiety.
Pytanie brzmi, dlaczego ofiarą tej technologii stała się właśnie Taylor.
– Niektórzy robią to dla pieniędzy. Gdy udostępniasz w internecie deepfake z udziałem celebrytów, możesz na tym sporo zarobić. Są też tacy, którzy czują, że zostali zlekceważeni przez konkretną kobietę lub kobiety w ogóle i dlatego się na nich mszczą. Czasami atakują kobiety będące osobami publicznymi, z których opiniami się nie zgadzają i chcą je w ten sposób uciszyć. Wszystkich mężczyzn, którzy to robią łączy to, że są seksistami i mizoginami. Czują się uprawnieni do wykorzystywania wizerunku i ciał kobiet bez ich zgody, próbując je zawstydzić i upokorzyć.
Czy poza kręceniem filmu dokumentalnego próbowałeś ingerować w tę historię, np. doradzając Taylor czy podpowiadając jej pewne rozwiązania?
– Wciąż jesteśmy ze sobą bardzo blisko, ale w trakcie pracy nad filmem chcieliśmy zachować równowagę między nieingerowaniem w tę historię a zbytnim wpływaniem na jej trajektorię. Odnoszę wrażenie, że gdy jako filmowiec towarzyszysz bohaterce to nieuchronne jest to, że wpływasz na jej zachowania i podejmowane przez nią decyzje. Towarzyszyliśmy Taylor przez sześć miesięcy i chciała, żeby ta produkcja miała satysfakcjonujące zakończenie. Zależało jej na tym, żeby z tej strasznej historii, która jej się wydarzyła, wyniknęło coś dobrego, a jej sposobem na to był udział w tym filmie. Zapytaliśmy ją, jak daleko zaszłoby prowadzone przez nią śledztwo, gdyby nas z nią nie było i gdybyśmy jej nie filmowali. Odparła, że poddałaby się dużo wcześniej niż to zrobiła. Uczestnicząc i mocno współpracując przy tworzeniu tego filmu dokumentalnego, była w pewnym sensie zmuszona do opowiedzenia historii, ale „Skradzione ciało” może pomóc kobietom, które znalazły się w podobnej sytuacji. Gdy robi się film dokumentalny o takiej drażliwej tematyce to ważne jest, by mieć bliską relację z bohaterką i podchodzić do niej z troską. Często rozmawialiśmy z Taylor o tym, jak sobie radzi i zalecaliśmy jej, by poprosiła o wsparcie, jeśli tego potrzebuje. Myślę, że nagrywanie dzienników wideo miało dla niej coś z katharsis. Dzięki temu mogła zastanowić się nad swoimi doświadczeniami i swoim stanem psychicznym. Taylor często mówiła, że nagranie dziennika wideo zmusiło ją do tego, by siedziała w pokoju i zastanawiała się nad różnymi rzeczami, by miała czas na refleksję nad tym, jak sobie z tym radziła i co robiła. Wspaniale jest słyszeć, że jako filmowcy zapewniliśmy jej przestrzeń do tych ważnych dla niej refleksji.
A technologia deepfake okazała się pomocna, bo umożliwiła jej zachowanie anonimowości.
– Tak, dzięki temu mogła to robić z poczuciem bezpieczeństwa, bo wiedziała, że cokolwiek powie, nie zostanie to z nią powiązane.
Czy więc twoim zdaniem deepfake może mieć pozytywny wpływ na kino dokumentalne?
– Wierzę, że tak. Myślę o wielu ważnych historiach, które powinny zostać opowiedziane, ale nie doszło to do skutku, ponieważ dana osoba nie czułaby się bezpiecznie, opowiadając o tym w formie filmu dokumentalnego. Deepfake umożliwia opowiedzenie 90-minutowego filmu dokumentalnego, w którym czujesz silny emocjonalny związek z bohaterem bez ryzyka związanego z tym, że zostanie zidentyfikowany. Uważam, że ta technologia ma ogromny potencjał, by zrewolucjonizować branżę dokumentalną i sprawić, że opowiedzianych zostanie wiele historii, które muszą zostać sfilmowane, by umożliwić wielu osobom dojście do głosu. Jak już wspomniałem, chociaż rysy twarzy bohaterek zostały zmienione, to i tak widzimy prawdziwą ekspresję ich emocji. Niektórzy krytykują stosowanie tej technologii w filmach dokumentalnych, ale moim zdaniem umożliwia ona oddanie w większym stopniu ekspresji danej osoby poprzez przełożenie jej mimiki na inne rysy twarzy.
W trakcie oglądania filmu zastanawiałem się, czy próbowaliście się skontaktować z oprawcą.
– Zrobilibyśmy to tylko wtedy, gdyby Taylor i Julia tego chciały. Gdybyśmy zrobili to za ich plecami, byłoby to nie fair i potraktowałby to jako zdradę. Na ich prośbę nie skontaktowaliśmy się z Mikiem, czyli oprawcą. Nie moglibyśmy umieścić w filmie jego prawdziwego imienia, zarówno ze względu na konsekwencje prawne, ale także dlatego, że gdybyśmy tak zrobili to ryzykowalibyśmy, że Taylor i Julia zostaną zidentyfikowane, bo chodzili do tej samej uczelni i byli przyjaciółmi. Poznanie jego perspektywy byłoby jednak interesujące.
Zastanawiam się, czy Mike widział wasz film.
– Jestem tego prawie pewny, ponieważ po tym, jak na Twitterze zostało opublikowane wideo na jego temat, już następnego dnia usunął swoje konta z mediów społecznościowych.
Czy wierzysz, że film dokumentalny jest w stanie zmienić kogoś lub coś?
– Oglądając filmy dokumentalne możesz doświadczyć prawdziwej historii i identyfikować się z kimś, kto przeżył coś, co w innym przypadku byłoby mu trudno w pełni zrozumieć. Myślę, że wielu mężczyzn po obejrzeniu filmu „Skradzione ciało” pomyślało sobie: „o co tyle hałasu? To nawet nie jest prawdziwy obraz”. Jeśli o mnie chodzi, to odbyłem wspólnie z Taylor tą podróż i zrozumiałem, jak to na nią wpłynęło. Dzięki temu zrozumiałem powagę problemu, który wywołuje ta technologia. Uważam, że filmy dokumentalne są bardzo pomocne w prowadzeniu kampanii społecznych, ale ważne, by obejrzały je osoby decyzyjne, to znaczy politycy, pracownicy film i instytucji. Robimy wszystko, by nasz film był wyświetlany we właściwych miejscach i docierał do osób decyzyjnych. Ważne, by „Skradzione ciało” obejrzeli młodzi ludzie, którzy mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, że korzystając w ten sposób z technologii deepfake powodują szkody psychiczne u innych osób. Choć sam film nie rozwiąże tego problemu, to mam nadzieję, że stanie się częścią procesu zmierzającego do pozytywnych zmian. Myślę, że nastawienie ludzi w tej sprawie powoli się zmienia i jesteśmy bardzo dumni, że możemy wnieść w to swój wkład.
Czy zakończenie filmu „Skradzione ciało” cię usatysfakcjonowało?
– Gdyby ten film miał satysfakcjonujące zakończenie, to widzowie mogliby pomyśleć, że problem został już rozwiązany. Z kolei niesatysfakcjonujące i bardziej skomplikowane zakończenie może sprawić, że czujesz, że wciąż jest w tej sprawie dużo do zrobienia. Rozczarowujące zakończenie filmu jest odzwierciedleniem świata, w którym żyjemy. A jeśli jesteś z tego powodu niezadowolony, to możesz do nas dołączyć i spróbować to zmienić. Możesz poczytać o naszej kampanii i organizacji, wyszukać w Google lub znaleźć na Instagramie i Twitterze. Staramy się przekonać firmy technologiczne, które wspierają technologię deepfake, by zrobiły coś w kwestii tych nadużyć. Możemy skontaktować ofiary tej technologii z dziennikarzami, którzy szukają takich historii – ktoś taki może do nas napisać wiadomość. Mamy stronę internetową, na której można anonimowo podzielić się swoją historią i stać się częścią społeczności składającej się z innych osób, które tego doświadczyły. Kontaktują się z nami badacze, którzy szukają świadectw takich historii.
Czy patrzysz na przyszłość technologii z optymizmem czy z pesymizmem?
– Wszystkie nowe potężne technologie mają potencjał, by zrobić dla świata wiele dobrego, ale też, by wyrządzić wiele szkód. Wszystko sprowadza się do tego, jak je regulujemy i kto sprawuje nadzór nad ich rozwojem i zastosowaniem w społeczeństwie. Martwi mnie, że firmy, które napędzają ten technologiczny postęp, szczególnie w dziedzinie sztucznej inteligencji, mają odmienne motywacje i ważny jest dla nich szybki zysk, a nie dobro konsumentów i całego społeczeństwa. Dużą zmianą technologiczną było wynalezienie smartfona, dzięki któremu w kieszeni trzymasz urządzenie, które umożliwia ci dostęp do wielu informacji i ma w sobie duży potencjał do poprawy warunków życia ludzi. Wiele złego wynika jednak z tego, że osoby decyzyjne nie rozumieją technologii. Jest coraz więcej aplikacji, które w całości opierają się na pozyskiwaniu danych od ludzi i psychologicznym manipulowaniu konsumentami w celu utrzymania ich uwagi w sposób, który wyrządził ogromne szkody psychologiczne wielu osobom na całym świecie. Takich problemów można by uniknąć, gdyby te procesy zostały nieco spowolnione i gdybyśmy mieli pewność, że technologia jest nadzorowana przez osoby, które naprawdę ja rozumieją. Dotyczy to także sztucznej inteligencji – ważne jest, by istniały organy regulacyjne, które rozumieją zawiłości wszystkich tych technologii i zatwierdzają je, zanim zostaną wypuszczone na świat. Problem polega na tym, że te firmy działają zbyt szybko, nastawiając się na szybkie zyski. Potrzebny jest nadzór nad technologiami dotyczący także etycznych konsekwencji wypuszczania ich na świat. Jeśli zrobimy to w inteligentny sposób, to wierzę, że technologie poprawią życie nas wszystkich. Jeżeli jednak osoby decyzyjne podejdą do tego tak, jak to było robione w przeszłości, mogą wyrządzić przez to dużo szkód. Wszystko zależy więc od nas – ludzi.
Rozmawiał: Michał Hernes