Pierwszy raz nazwisko Shane’a Blacka usłyszeliśmy przy okazji Zabójczej broni, którą napisał. Teraz powraca do sprawdzonego schematu: pozornie niedobranej dwójki bohaterów, którzy rozwiązują śledztwo. Nice Guys. Równi goście to film podobny do serii, dzięki której Black zyskał sławę. Z tą różnicą, że obraz, który po raz pierwszy pokazano na tegorocznym festiwalu w Cannes, jest dużo bardziej zabawny. Black odnalazł w Nice Guys idealny sposób na świeżą komedię.
Role Murtaugh i Riggsa z Lethal Weapon przejmują w Nice Guys March (Ryan Gosling) oraz Healy (genialny Russell Crowe). To chyba jeszcze bardziej niedobrana para niż ta znana z Zabójczej broni. Black znakomicie korzysta z formuły, którą sam wymyślił przed laty. Tym razem jednak podkręca bardziej warstwę komediową filmu. W Zabójczej broni nacisk został położony mocniej na akcję, tutaj mamy humor, humor i jeszcze raz humor. Żarty oczywiście latają na różnej wysokości, jednak co najważniejsze większość z nich trafia w punkt. Nice Guys są absolutnie najzabawniejszą komedią tego roku, a przecież przy okazji tego konkretnego gatunku właśnie o to chodzi – żeby było śmiesznie. Realizm historii czy logika intrygi są dużo mniej istotne. Nie zmienia to jednak faktu, że Black tworzy całkiem zgrabną intrygę kryminalną, w której interesującym villainem okazuje się idealnie przerysowana Kim Basinger.
Najważniejsi są jednak March i Healy w genialnych wykonaniach Goslinga i Crowe. Chemia między nimi jest wręcz zaraźliwa. Należałoby powiedzieć, że jest jej więcej niż między bohaterami typowego melodramatu. Widać, że panowie dobrze bawili się na planie. Szczęśliwie Nice Guys nie dotknęła swoista bolączka wielu komedii ostatnich lat, w której doskonała atmosfera w trakcie powstawania filmu, nie przekładała się na dobrą zabawę widzów oglądających efekt końcowy. Tutaj tak nie jest i największa w tym zasługa Goslinga, a szczególnie Crowe, który chyba po raz pierwszy w swojej karierze pokazał, że potrafi „sprzedać” dowcipy i uwiarygodnić humor sytuacyjny bez wysiłku i wymuszenia. To wielka sprawa, że w chwili kiedy kariera Crowe zaczynała zmierzać w kierunku filmów straight-to-dvd, odnalazł w swoim warsztacie pokłady zaskakującego timingu komediowego – coś, czego po Goslingu mogliśmy się spodziewać, bo udowadniał że komedię czuje już wielokrotnie wcześniej.
Warto na koniec zauważyć, że znakomitym dodatkiem do sprawdzonej formuły okazała się tutaj młodziutka Angourie Rice, która zagrała córkę Marcha. Zwykle w sytuacji, kiedy jednym z głównych bohaterów filmu jest dziecko, istnieje ryzyko, że konstrukcja scenariusza rozpadnie się jak domek z kart. Szczęśliwie nie tym razem, gdyż Rice jest znakomita, rozbrajająco szczera i kapitalnie czuje przezabawne dialogi Blacka. Wszak obok aktorów, są one największą gwiazdą Nice Guys.
Nice Guys to znakomita rozrywka, która, mówiąc kolokwialnie, dostarcza. Cannes jak zwykle w sekcji poza konkursem pokazuje swoje najlepsze filmy.