Wrocław, piątek 9tego grudnia, czyli kalendarzowa premiera filmu ’Moneyball’ w Polsce. Wszystko pięknie, czas tylko wybrać odpowiedni seans, dać znać znajomym i petarda. Sekund pięć i jestem na stronie internetowej Dolnośląskiego Centrum Filmowego. Kolejna sekunda i już wertuje repertuar. Szybciej niż szybko zorientowałem się, że ku moim oczekiwaniom, poszukiwanego filmu nie ma w ofercie kina. No dobra, myślę sobie, DCF niekoniecznie nowościami stoi. Błyskawiczna zmiana anturażu i jestem na stronie sieci Helios. Szast-prast i przeglądam ich filmowe menu. Przewijam stronę w dół i w dół wyszukając słowa 'Moneyball’ i tak go wypatrując dochodzę do końca bez rezultatu. Dobra, pewnie przeoczyłem, lecę raz jeszcze tylko uważniej. Znów pudło. Zmieniam kino z Kazimierza na Legnicką. Nie pomogło, repertuary obu kin były niemal swoim lustrzanym odbiciem. Lekko zmieszany takim obrotem wydarzeń sprawdzam z automatu ostatnią opcję, czyli Multikino. Bingo! Co prawda całe 2 seanse na cały wieczór, ale pal licho, grają!
Parafrazując kwestię głównego bohatera dyskutowanego filmu, pytam:
’Co się właśnie wydarzyło w tym mieście, że ten film ledwo trafił do jednego kina?’
Czy fakt, że jest to, so far so good, najwyżej oceniany film tego roku ( 95% pozytywnych recenzji na rottentomatoes.com) nie przekonał dyrektorów kin, żeby go brać niemalże w ciemno?
Czy nie przekonał ich także fakt, że Brad Pitt ma w tym filmie role życia i istnieje duża szansa, że może w tym roku otrzymać w końcu Oscara za pierwszy aktorski plan roku? Zresztą dostał on już nagrodę za tę rolę od prestiżowego Stowarzyszenia Krytyków z Nowego Yorku. Mało? Tak dobrego Pitta jak w tym filmie nigdy nie było i może już nigdy nie być. Wspaniała okazja by go w końcu nagrodzić. Drugi plan też był chyba za dobry jak na gusta włodarzy kin – Philip Seymour Hoffman i Jonah Hill dają niemały popis aktorstwa. Szczególnie ten drugi, dotychczas kojarzony z głupimi komediami, tutaj pokazuje zupełnie inne, dojrzalsze oblicze.
Nie pomógł też chyba fakt, że scenariusz pisał Aaron Sorkin, który świeżo rok temu dostał Oscara za najlepszy scenariusz za 'Social Network’. Ten scenariusz po prostu skrzy się od intelektu i humoru. Tym samym oferując rzadko spotykaną oryginalność w tej jakże już oklepanej i wytartej kliszy 'filmów o sporcie’. Tak inteligentnie napisanego filmu w tym roku jeszcze nie widziałem.
Strzałem w kolano dla filmu pewnie stały się też fenomenalne zdjęcia Wally’ego Pfistera. Dla niewtajemniczonych to zeszłoroczny zwycięzca Oscara za zdjęcia do 'Incepcji’. Pfister to nadworny operator samego Christophera Nolana, któremu nakręcił wszystkie filmy zaczynając od kultowego 'Memento’ do aktualnej kręconej ostatniej części trylogii Batmana. Scena sekretnego wejścia Pitta na stadion to niemały popis bogatego warsztatu Pfistera. Kino chyba nigdy nie widziało jeszcze tak oryginalnie i wirtuozersko uwiecznionego w obrazach sportu.
Co do samych Oscarów to przewiduje 5 nominacji – film roku, aktor pierwszoplanowy, scenariusz adaptowany, zdjęcia, montaż ( obrazu /dźwięku)