Poznaliśmy pełen program festiwalu Nowe Horyzonty! W line-upie znalazło się ponad 280 filmów z całego świata, w tym najgłośniejsze tytuły z Cannes, Wenecji czy Berlina. Motywem przewodnim tegorocznego NH są piesze wędrówki, więc postanowiliśmy przyszykować dla Was kilka filmowych szlaków, które pomogą Wam odnaleźć się w gąszczu festiwalowych dobroci.
Szlak czerwony – tzw. szlak główny, to na nim odnajdziemy najbardziej widowiskowe i najciekawsze miejsca.
Emilia Pérez, reż. Jacques Audiard – szalony musical, który jednogłośnie zachwycił krytyków i publiczność w Cannes. Niesamowicie zabawny, dający mnóstwo frajdy, a przy tym z ciekawym komentarzem społecznym na temat poszukiwania swojej tożsamości płciowej. Wyobraźcie sobie „Sicario” wyreżyserowane przez Pedro Almódovara – tym właśnie jest Emilia Pérez.
Rodzaje życzliwości, reż. Yorgos Lanthimos – trzy nowelki od jednego z najciekawszych współczesnych twórców to prawie trzygodzinna podróż do dziwacznego świata pełnego ironii oraz czarnego jak smoła humoru. Lanthimos łączy siły ze swoim dawnym scenarzystą Efthymisem Filippou (autor m.in. Kła czy Lobstera) kreując kompletnie pojechaną wizję rzeczywistości napędzaną inteligentnym dialogiem przy akompaniamencie Sweet dreams. „Sweet dreams are made of this. Who am I to disagree?”
Dziewczyna z igłą, reż. Magnum von Horn – absolutnie porażająca historia, która wydarzyła się naprawdę. Im mniej się o niej wie, tym większa siła rażenia podczas seansu. Von Horn świetnie panuje nad dramaturgiczną warstwą filmu, a zdjęcia Michała Dymka dopełniają go o niepokojący i mroczny charakter. Prawdopodobnie niejedna łza popłynie podczas jego oglądania…
Substancja, reż. Coralie Fargeat – tzw. klasyk już w momencie premiery. Osobiście nie podzielam zachwytów jakie były w Cannes, ale w pełni rozumiem „kultowość” i szaleństwo wokół niego. Tak szalonego obrazu nie było od dawna, Fargeat całkowicie odpięła reżyserskie wrotki pozwalając sobie dosłownie na wszystko. „Titane” przy tym to kaszka z mleczkiem. Tylko dla widzów o mocnych żołądkach.
Aggro Dr1ft, reż. Harmony Korine – oficjalnie żyjemy w erze post-kina. Film Korine’a to doświadczenie wykraczające poza ramy X muzy, to narkotyczny trip o tym, że miłość jest najważniejsza. Gdyby Terrence Malick zażywał twarde narkotyki kręciłby takie kino. Post-kino. Pozycja obowiązkowa na festiwalowej mapie!
Szlak niebieski – trasa dalekobieżna, to na niej odnajdziemy filmy trwające dłużej niż przeciętne dwie godziny.
Bestia, reż. Bertrand Bonello – pokręcone, przyjemnie artystowskie Sci-Fi rozgrywające się na kilku przestrzeniach czasowych o procesie „czyszczenia” swojego kodu genetycznego z przeżyć z poprzednich wcieleń. Bonello wychodzi od szkatułkowego konceptu by opowiedzieć historię o emocjach i niemogącej się spełnić miłości. Na marginesie polecamy również całą retrospektywę francuskiego reżysera, a w szczególności doskonałą „Nocturamę”.
Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata, reż. Radu Jude – cóż to jest za dziwaczne kino! Radu Jude z każdym kolejnym tytułem przekracza granice filmowego ekscesu tworząc niezwykle niekonwencjonalną hybrydę gatunkową (w tym przypadku nie jest to banalny wytrych, a rzeczywisty stan rzeczy), która łączy ze sobą godardowski esej, czarną komedię, a także autotematyczną jazdę bez trzymanki. To obraz, który jednocześnie mógłby zostać podpisany przez Jean-Luca Godarda, jak i Béla Tarra. Jeden z najoryginalniejszych filmów ostatnich lat.
Zamknij oczy, reż. Víctor Erice – hiszpański reżyser powraca do kina po ponad 20 latach przerwy. Erice maluje kadrem przepiękną laurkę dla X muzy, która jednocześnie stanowi niejako spirytystyczny seans przyzywający duchy starych mistrzów. Mamy tu klasyczny przykład, cytując klasyka, o filmie w filmie w ramach filmu. Autor „Ducha roju” odnajduje w 24 klatkach na sekundę prawdziwą magię, która przenosi widza w zupełnie inny rodzaj odczuwania rzeczywistości. Erice kocha kino, a kino kocha Erice. Piękno w czystej postaci.
Trenque Lauquen, reż. Laura Citarella – najlepszy film zeszłego roku wg legendarnego magazynu Cahiers du Cinéma. Film Laury Citarelli to prawdziwa perła współczesnego kina, monumentalny (trwający ponad cztery godziny!) portret argentyńskiego miasteczka, w którym splatają się losy bohaterów. Trenque Lauquen spokojnie porównać można do książek Gabriela Garcii Márqueza, które tętnią realizmem magicznym, mnogością wątków, jednakże mocno trzymają się dramaturgicznego trzonu. Dzieło imponujące skalą, które przy swojej epickości nie zatraca ekranowej prawdy.
Delikwenci, reż. Rodrigo Moreno – zwycięzca zeszłorocznego Konkursu Nowe Horyzonty. Zdecydowałem się polecić film, który co prawda był już w polskich kinach, jednak dla tych, którym nie udało się go złapać w dystrybucji gorąco rekomenduję spędzić te trzy godziny w świecie nieoczywistego argentyńskiego kryminału odświeżającego gatunek westernu. Mamy tu napad na bank, ucieczkę przed policją, mamy zbrodnię i karę. A wszystko to z ciekawym społecznym komentarzem i w (zaskakująco) przystępnej formie.
Szlak zielony – na nim znajdziemy filmy krótkie, zwięzłe, które nie potrzebują wielu godzin by opowiedzieć swoją historię.
Cheerleaderka, reż. Jamie Babbit – absolutnie przezabawna satyra utrzymana w klimacie kampowego stylu Johna Watersa opowiadająca (a raczej słusznie wyśmiewająca!) proces „leczenia” z homoseksualizmu. Babbit bawiąc się lukrowaną, plastikową otoczką kina tworzy baśń o poszukiwaniu i akceptacji swojej tożsamości z pięknym przesłaniem – love is love.
Yannick, reż. Quentin Dupieux – popularny Mr. Oizo wraca na Nowe Horyzonty z potrójną siłą. Aż trzy jego filmy znalazły się w programie tegorocznego festiwalu, a spośród nich najbardziej polecam właśnie ten. Yannick to godzinny popis ciętego, pełnego nieoczywistego humoru dialogu, ale również trzymającego w napięciu thrillera. Tytułowy bohater wybrał się do teatru i załamany tragicznym poziomem sztuki postanawia wziąć sprawy w swoje ręce pisząc i reżyserując spektakl na nowo, tu i teraz. 65 minut doskonałej, nieskrępowanej zabawy.
Biegnij, Lola, biegnij, reż. Tom Tykwer – „Przypadek” Kieślowskiego przepisany na postmodernistyczną, ekspresyjną jazdę w pogoni za niedoczasem. Trzy różne wersje wydarzeń w zależności od podejmowanych decyzji, trzy perspektywy na ten sam problem zdobycia stu tysięcy marek w 20 minut. Dzieło Tykwera to pędząca machina perfekcyjnego montażu napędzana nieubłaganym upływem czasu. Od takiego filmu autentycznie można się spocić.
Jutro o świcie, reż. Rúnar Rúnarsson – jeden z najbardziej porażających obrazów tegorocznego festiwalu w Cannes. Reżyser opowiada o stanie zawieszenia pomiędzy traumą utraty najbliższej osoby, a wiarą, że nic złego się nie stało. W podmiejskim tunelu, w którym chłopak głównej bohaterki jechał do pracy, dochodzi do pożaru. Nie wiemy co się z nim dokładnie stało, widzimy jedynie ogromny słup ognia penetrujący powierzchnię tunelu. Rúnar Rúnarsson tworzy elegię o tlącej się nadziei. Bo w takiej sytuacji tylko ona może uratować. Kino, które zmusza do przemyśleń.
Shortlista – 20 filmów, 20 historii, 20 obiecujących nazwisk polskiego kina. Sekcja filmów krótkometrażowych co roku dostarcza ciekawych tytułów pod względem zarówno formalnym, jak i tematycznym. Naprawdę warto dać szansę młodym twórcom wśród których kto wie, może znajdzie się przyszły laureat Oscara.
Szlak żółty – na nim znajdziemy perełki z całego świata, miejsca świeżo poznane, nazwiska jeszcze nieznane.
Wróćcie do siebie, reż. Jonás Trueba – o filmie w filmie w ramach filmu. Autotematyczna zabawa kinem w duchu Erica Rohmera zachwyca poczuciem humoru, a także sprawnością reżysera w żonglowaniu filmową materią. Mnogość odniesień do historii kina dostarcza dodatkowej radości, a urzekający klimat powoduje uśmiech na twarzy. Jeden z najprzyjemniejszych filmów całego programu.
Viet i Nam, reż. Truong Ming Quy – prawdziwe objawienie w świecie slow-cinema. Dzieło składające się z dwóch członów – w pierwszym obserwujemy losy górników w kopalni, drugi zaś przenosi widza do dżungli, w której bohaterowie poszukują utracone szczęście. Obraz wietnamskiego reżysera zaskakuje dojrzałością oraz świetnym panowaniem nad stylem kina kontemplacyjnego. Truong Ming Quy – warto zapamiętać tego twórcę.
Dziki diament, reż. Agathe Riedinger – pełnometrażowy debiut wywodzącej się ze świata klipów reżyserki to audiowizualna dyskoteka wrażeń, w której muzyka i obraz stanowią nierozerwalną jedność. Riedinger odwołując się do filmów Andrei Arnold i Seana Bakera (z którymi notabene rywalizowała w tegorocznym konkursie w Cannes) kreuje wizję instagramowej pseudo-rzeczywistości pełnej pięknych kolorów i uśmiechu na zewnątrz, a prawdziwego dramatu rozgrywającego się w sercu bohaterki.
Dotyk, reż. Claudia Rorarius – jeden z tych filmów, który wziął mnie z zaskoczenia. Absolutnie przepiękna (i mocna w przekazie) oda do miłości nieznająca słowa „wykluczenie”. Miłość nie wybiera, miłość nie ocenia, każdy ma prawo do miłości – takie słowa płyną wprost z relacji dwójki głównych bohaterów. Reżyserka eksploruje cielesność na różne sposoby; raz jest subtelna, raz gwałtowna, a czasem nawet ocierająca się o przemoc. Tytułowy dotyk może być dla bohaterów jednocześnie lekiem, ale i trucizną. Prawdziwie sensualne kino.
Pięć i pół historii miłosnych w mieszkaniu w Wilnie, reż. Tomas Vengris – mam przeczucie, że ten tytuł może stać się nieoczywistym nowohoryzontowym hitem. Dzieło Vengrisa to zbiór kilku opowieści rozgrywających się w mieszkaniu wynajmowanym przez Airbnb. Historie urzekające bezpretensjonalnością, które dzięki swej uniwersalności z pewnością rozgrzeje serce niejednego widza.
Szlak czarny – na nim znajdziemy wszelkiego rodzaju eksperymenty, tytuły oryginalne, nietuzinkowe, dzieła dla zwolenników ciężkiego art-house’u.
Ludzka fala 3, reż. Eduardo Williams – kamera 360 stopni, zakrzywienie rzeczywistości, dwugodzinny trip poszerzający medium filmowe. Jeden z tych tytułów, których nie da się zaszufladkować.
Allensworth, reż. James Benning – kilka ujęć na amerykańskie domy, dziewczynka czytająca wiersz, tutaj nic się więcej już nie wydarzy. W skrócie – typowe kino Benninga. Tylko dla nowohoryzontowych weteranów.
Pepe, reż. Nelson Carlos De Los Santos Arias – film opowiedziany z perspektywy hipopotama. Można by rzec, że Pepe to taki młodszy brat IO Jerzego Skolimowskiego. Głos tytułowego zwierzęcia zostanie z Wami na długo po seansie.
To nie ja, reż. Leos Carax – 40-minutowy esej twórcy Annette i Holy Motors. Nakręcony i zmontowany w stylu późnego Godarda opowiada o zagubionym artyście w świecie swoich chaotycznych myśli. PS Koniecznie zostańcie do końca napisów!
Nieskończone donikąd, reż. Tsai Ming-liang – kolejna odsłona z serii o chodzącym mnichu. Filmowa medytacja w formie czystej. Na pewno będzie pięknym odpoczynkiem od zgiełku współczesnego świata.
I tym samym doszliśmy do końca naszych festiwalowych szlaków. Prawdziwe filmowe wędrówki zaczynają się już jutro, oczywiście we Wrocławiu. Do zobaczenia!