O miłości do „Call Me By Your Name” i Lombardii

Pewnie znajdą się osoby, które znielubią mnie albo nienawidzą za to, że znów pisze o “Call Me By Your Name”. Pretekstem jest to, że w czwartek, 13 grudnia pokażemy ten film w La Famiglia Pizzeria w ramach pierwszego organizowanego przez nas Pizzoseansu. Inna sprawa, że być może pakuję się na minę także dlatego, że pisanie o tym filmie jest jak tańczenie o architekturze. Na szczęście sam decyduję o tym, co uwielbiam i nie zamierzam przejmować się tym, że być może ten wywód okaże się pretensjonalnym bełkotem.

Mówiąc szczerze, kilkukrotnie wracając do “Call Me By Your Name” czekałem na to, aż mi się znudzi, ale nic takiego nie nastąpiło i chyba nigdy do tego nie dojdzie. Ten film nie jest proustowski w tym sensie, że nigdy nie jest straconym czasem, a oglądając go odnoszę wrażenie, jakbym znajdował się w dwóch miejscach i czasach jednocześnie – tu i teraz, a także w przeszłości na wakacjach we Włoszech, rozmyślając o tym, że nigdy nie będzie już takiego lata. Co ciekawe, przed seansem przyjąłem postawę obronną względem wszystkich tych pozytywnych recenzji i tekstów na temat “Call Me By Your Name”. Miałem w pamięci moje rozczarowanie “Nienasyconymi”, po których oczekiwałem zbyt wiele i o których dopiero później zmieniłem zdanie. Obawiałem się, że ten film okaże się nadmiernie “liryczny”, “piękny”, “mityczny” i próbujący zbyt dokładnie oddać męskie perypetie miłosne.

callo2

Tymczasem zetknąłem się z pięknem, które wgniotło mnie w fotel i nie mogę odmówić temu filmowi siły. Po seansie uświadomiłem sobie, że ogarnia mnie melancholia na myśl o tych bohaterach i o ich stratach. Jak mało co przemówił do mnie finałowy monolog taty głównego bohatera. Niewykluczone, że wiele osób chciałoby, żeby tak wyglądały ich relacje z rodzicami, a wierzę, że znajdą się i tacy, dla których jest to najdokładniejsze pokazanie ich relacji z matką bądź ojcem. – Być może to nowa fala filmów LGTB – mówił mi reżyser „Girl” Lukas Dhont a propos swojego filmu i właśnie „Call Me By Your Name”.

Po seansie odniosłem mylne wrażenie, że pochłonąłem ten film na jednym oddechu. Po jego obejrzeniu płakałem, z powodu zakończenia, ale nie tylko. Właściwie nie do końca wiedziałem, dlaczego z oczu poleciały mi łzy, a po plecach przeszły ciary. Uważam, że filmy muszą nas dotknąć. Naukowo udowodniono, że osoby, które przeżywają pod wpływem sztuki doświadczenie dreszczy na plecach, mają szczególnie i dużo głębiej skonstruowany mózg, niż ludzie, którzy pozostają na to obojętni.

Wracając do „Call Me By Your Name” – jest to film nie tylko bardzo dobry, ale zarazem olśniewający. Oczarowała mnie skromna mądrość i prostota zawartych w nim przepięknych metafor. Chylę czoło scenarzyście i autorowi literackiego pierwowzoru, bo w trakcie seansu te dialogi ogromnie mnie ujęły, że odnosiłem wrażenie, jakby nie miały autora, tylko zostały podpatrzone w prawdziwym życiu.

Chciałbym wierzyć, że ten film sprawi, że sporo osób pożegna się z obiekcjami względem homoseksualnych perypetii miłosnych. “Call Me By Your Name” znaczy dla mnie bardzo dużo, znaczy coś, czego nie potrafiłem i wciąż nie potrafię nazwać. Najchętniej bym się z nim nigdy nie rozstał.

callname

Lombardia to jedna z tych krain we Włoszech, które albo chce się odwiedzić, albo jeśli już się tam było, to chce się wracać. Proponujemy Wam przeżyć tę podróż z nami w ramach pierwszego #Pizzoseansu, który odbędzie się w czwartek, 13 grudnia, o godz. 19:00. Podczas naszego wydarzenia będzie mogli najeść się, obejrzeć doskonały film i pobawić się w rytm naszej playlisty.

Najpierw jedzenie, bo to w restauracji najważniejsze – dostaniecie do wyboru pizzę inspirowaną smakami Lombardii lub tradycyjne risotto. Lombardia to miejsce, w którym risotto powstało, dlatego dostaniecie możliwość spróbowania czegoś lokalnego. Poza tym deser i lampka wina – najlepsze połączenie na te zimne dni.

Nie ma chyba lepszego filmu o Lombardii, czy generalnie lepszego filmu w ostatnich latach, niż „Call Me By Your Name” . Po filmie impreza w rytmie disco lat 80-tych, czyli muzyki przy której tańczyli Elio i Oliver. Koszt całego wydarzenia: 30zł.

Start typing and press Enter to search