O nieskończoności – filmowy poemat o życiu

Najnowszy film Roya Anderssona, mistrza surrealizmu i melancholijnej aury, stanowi niejako epilog trylogii absurdu (Pieśni z drugiego piętra, Do ciebie, człowieku, Gołąb przysiadł na gałęzi i rozmyśla o istnieniu). Korzystając z dokładnie takich samych środków artystycznego wyrazu i poetyki filmowej stworzył obraz o przemijalności bytu i liryzmu stanu samotności. Składający się ze skeczów i etiud (bo nie we wszystkich scenach humor stanowi kluczowy element) opowiada o nieuchwytnym pięknie chwili głębi spojrzeń i poszukiwania odpowiedzi na pytania o sens istnienia. Nagrodzony Srebrnym Lwem za najlepszą reżyserię na festiwalu filmowym w Wenecji powiększa dorobek Anderssona o kolejny filmowy poemat, według mnie najbardziej spełniony.

Fabuła O nieskończoności wiruje wokół tematu życia, samotności i jakiejś przytłaczającej pustki egzystencji. Na pierwszy rzut oka bohaterowie bez emocji, uczuć, pragnień. Sceneria chłodna, hermetyczna, ascetyczna. Andersson, niczym w koncepcji Roberta Bressona, film uczynił teatrem nicości, a aktorzy nie grają, lecz są na scenie, żyją. Jednak zamysł mistrza kina absurdu nie ogranicza się do szorstkiego podawania tekstu i spętania bohaterów zastygłymi kadrami. Największa wartość jego kina rodzi się w klimacie stanów umysłu postaci oraz swobodnie objawiającej się w liryzmie formy – refleksji. Refleksji tak czystej i bezpretensjonalnej, jak w literaturze Johna Galsworthy’ego i wybitnej Jabłoni.

Roy Andersson proponuje widzom podróż w głąb jądra życia niepełnego, wewnętrznie pękniętego. Wydobycie humoru z tematu samotności i pustki mogło wybrzmieć tylko w rękach wielkiego mistrza. Tak silne w anderssonowskim krwiobiegu poczucie skandynawskiej wrażliwości objawiło się w połączeniu skrajności oraz przedstawieniu różnych wymiarów emocji. Znalezienie radości w smutku (podobna inwersja była także w wybitnej animacji Pixara W głowie się nie mieści), wyjątkowości w nicości, a także transmutacja myślenia, iż szczęście nie ogranicza się do jakiegoś określonego i z góry przyjętego kanonu. W jednej z ostatnich scen bohater wpatrujący się w padający śnieg za oknem obskurnego (i dość depresyjnego) baru wypowiada: „Czyż to nie jest fantastyczne?”. Andersson w jednym zdaniu doskonale spuentował cały swój stosunek do życia i jego sensu. Szczęście jakoby jawi się w głowie i każdy z nas dostrzec je może w różnych stanach skupienia radości (nawet w tych niewidocznych).

O nieskończoności jest zatem utworem lirycznym, zachwycającym swoją formą oraz dążącym do oswojenia różnych pojęć szczęścia. Co prawda akceptacja ich wymaga cierpliwości (u Anderssona czas płynie wolniej), jednak mądrość wniosków wypływających z nurtu jego myśli na pewno wynagrodzi seans. Poezja mikroświata codzienności skąpana w surrealizmie filmowej struktury. Kąpiel dla wszystkich zmysłów.

Start typing and press Enter to search