Wyrok w imieniu Miłośników Kina:
Sąd filmowy w składzie jednoosobowym Maciej Stasierski, współtwórca bloga Are You Watching Closely, po rozpoznaniu sprawy Timothy „Tima” Waltera Burtona, uznaje go za winnego NAKRĘCENIA NAJLEPSZEGO FILMU od ponad dekady i skazuje na kręcenie filmów podobnej jakości przez następne lata.
Uzasadnienie:
Tim Burton od ponad dekady nie nakręcił filmu aktorskiego, z którego mógłby być dumny. My, jego fani, czuliśmy, że Tim być może stracił czucie filmowe, którym zachwycał w latach 90. W „Sweeney Toddzie” zabrakło dobrych momentów muzycznych, co w musicalu jest niewybaczalne. W „Mrocznych cieniach” zabrakło scenariuszowej mocy. W „Wielkich oczach” za dużo było słabego Christopha Waltza. O „Alicji w Krainie Czarów” wspominać nie chcę. Każdy z tych filmów miał swoje dobre momenty, ale nie był spełnionym filmowym doświadczeniem. Tim szukał, szukał, ale traciłem nadzieję czy znajdzie idealny dla siebie materiał.
Znalazł! Nazywa się „Osobliwy dom Pani Peregrine”, choć tak naprawdę powinien się nazywać Dom Pani Peregrine dla Osobliwych Dzieci. Nie o dom tutaj bowiem chodzi, a o te dzieci, które Burton zebrał na planie i udowodnił po raz wtóry, że pracować z nimi umie jak mało kto. Dzięki tym młodym aktorom, na czele z Asą „Hugo Cabret” Butterfieldem, potrafimy się dobrze odnaleźć w tym magicznym świecie. One są sercem i duszą tego filmu, który początkowo mroczny, później staje się piękny i kolorowy. Burton czuje ten tekst – widać, że jego niekwestionowana wyobraźnia wizualna działa tutaj na pełnych obrotach. Świat stworzony w głowie reżysera, przeniesiony na ekran przez specjalistów od efektów specjalnych i pokazywany w kamerze wielkiego Bruno Delbonnela, zachwyca. Nie pierwszy zresztą raz. Nie od dziś wiadomo, że Burton jest bardziej reżyserem obrazu niż narratorem. To jednak w ogóle nie przeszkadza w odczuwaniu „Osobliwego domu Pani Peregrine”, w którym widać serce doświadczonego reżysera, bawiącego się jak 15-letnie dziecko. Kiedy Tim tak dobrze się bawił? Chyba ostatnio przy okazji „Charlie i fabryki czekolady”. Tam miał Johnny’ego Deppa, tutaj ma wybitną Evę Green w roli głównej. Green jest perfekcyjna jako zdyscyplinowana, charyzmatyczna i przestylizowana Pani Peregrine – wszystko się zgadza, od fryzury po kostium, od gestykulacji po mimikę. Dodajmy do tego jeszcze muzykę, tym razem pary Michael Higham/Matthew Margerson, i dostajemy przepis na bodaj najlepszą przygodę tego roku.
Tim Burton odkupił swoje winy i pokazał, że jest jeszcze nadzieja na dobre kino z jego strony. Dlatego też sąd jego miłośników orzekł jak na wstępie.