Wracamy do starej, sprawdzonej formuły, a dodatkowo odrabiamy zaległości repertuarowe. Na początek, nie do końca dobry, najnowszy film Gore’a Verbinskiego – Jeździec znikąd
PLUSY:
– solidna realizacja techniczna, bardzo duży rozmach – widać tych 250 milionów dolarów
– świetna obsada na drugim planie z Deppem i szczególnie bardzo dobrym Wilkinsonem
– kilka efektownych scen dynamicznych z najlepszą zamykającą sceną pościgu pociągowego
MINUSY:
– te sceny dynamiczne niestety nie składają się w całość, która usprawiedliwiałaby bite dwie i pół godziny filmu
– mało jak na tak długi film inteligentnego humoru, raczej sporo czerstwego
– słaba kreacja głównych bohaterów, szczególnie samego Jeźdźca granego słabiutko przez wielce utalentowanego Arnie Hammera (największe rozczarowanie filmu)
– męcząca, bardzo powtarzalna muzyka przywodząca na myśl „Piratów z Karaibów”
– podobnie zresztą jak inscenizacja scen dynamicznych, które tyleż szybkie i efektowne, co mało oryginalne i kreatywne
Maciej Stasierski