Zaczynamy nasz nowy cykl, pierwszy z udziałem, a wręcz z inicjatywy nowej twarzy AYWC – Michała Hernesa. Co będziemy w nim prezentować? Zapisy naszych rozmów pod roboczym tytułem Ponoć taki zły. Postaramy się wybierać filmy, które wzbudzają kontrowersje, kocha się je lub nienawidzi. Ciekawe czy nas polubicie w tym wydaniu.
Maciej Stasierski: Myślisz, że jest szansa na zostanie nowym duetem Raczek/Kałużyński? Z nasza elokwencją chyba wątpliwości nie ma?
Michał Hernes: Zacytuję klasyka: „Zawsze bądź sobą, chyba że możesz być Batmanem. Wtedy bądź Batmanem”. Nie wiem, jak Tobie, ale mnie bardzo daleko do Raczka i Kałużyńskiego. Jeśli już to – niczym Bruce Wayne – postaram się wejść w rolę ekscentrycznego krytyka. Swoją drogą, żeby być jak Wayne, musiałbym być jednak abstynentem. Ciężka sprawa
Stasierski: Pełna zgoda co do tej ostatniej tezy. A tak na poważnie, wiem, że lubimy się znęcać nad filmami. Tym razem jednak nawet w tych najgorszych będziemy szukać czegoś pozytywnego, jakiegoś punktu zaczepienia. Po co?
Hernes: Poznaliśmy się za sprawą dyskusji w radiu o filmie, którego Ty nie lubisz, a którego ja broniłem. Chodzi o Spectre. Wtedy zastanawialiście się z Dominikiem, czy moje opinie to trolling, a niekoniecznie tak było. Nie twierdzę, że podzielam pogląd Boba Dylana, który uważał, że nie ma piosenek złych i dobrych, są tylko różne rodzaje dobrych. Dramaturg i jeden z mężów Marylin Monroe, Arthur Miller powiedział kiedyś, że jego praca polega na zadawaniu pytań. Zgadzam się z nim, warto pytać i próbować patrzeć na pewne sprawy inaczej.
Stasierski: Biorąc Arthura Millera za dobry przykład do naśladowania, na pierwszy ogień bierzemy Adwokata Ridleya Scotta, film, który trochę pod prąd temu co mówiłem wcześniej, wcale nie podzielił publiki czy krytyków. On po prostu został zrównany z Ziemią. Tym bardziej wydaje mi się doskonałym otwarciem, bo obejrzawszy go dopiero niedawno po raz pierwszy, trochę to wiadro pomyj mnie dziwi. Pewnie, że nie jest to najlepszym film Scotta czy najlepsze pisarstwo Cormaca McCarthy’ego, ale coś w tym filmie jest.
Hernes: Niedawno znajoma udostępniła na łamach jednego z portali społecznościowych link do rankingu najlepszych filmów o nieudanej i zawiedzionej miłości. Jednocześnie doszła do wniosku, że najbardziej podobają się jej filmy, których bohaterowie strasznie cierpią i przeżywają wielkie dramaty. Zło także bywa pociągające, nieprawdaż? Nie wiem, jak Ty, ale ja czasem chciałbym być takim cynicznym skurwysynem, jak bohaterowie pewnych filmów. Być może negatywne recenzje Adwokata wzięły się z tego, że po kampanii promującej ten film widzowie i krytycy oczekiwali thrillera, a dostali mroczną psychologiczną parabolę o ogromnych ambicjach, traktującą o chciwości i byciu amoralnym.
Stasierski: Nie wiem, czy aż tak mocno bym tę klasyfikację pociągnął. Ja widzę w Adwokacie pewną perwersyjność, która mnie po prostu bardzo kręci. Nie jestem w stanie tego do końca wiarygodnie wytłumaczyć. Nie sądzę, bym ten film uznał za jakiś wiarygodny traktat o chciwości. Wydaje mi się, że Scott i McCarthy zagrali z widzem w ciuciubabkę, zrobili chwilami tak zły film, że aż dobry. Nie miałeś wrażenia, że to jednak jest wszystko jakaś, pewnie chwilami nieudana, ale jednak zgrywa?
Hernes: Wręcz przeciwnie, i wątpię, żeby Cormac McCarthy tak na to patrzył, zważywszy na jego wielkie ambicje. Podejrzewam, że gdybyś mu to powiedział, to zgotowałby Ci śmierć równie efektowną, jak te, które spotkały wielu jego bohaterów.
Stasierski: Po tych słowach czuję się jak Brad Pitt (bez głowy). Żałuję, że nie mam jego pieniędzy na koncie, ale to temat na inną dyskusję. Jak więc wytłumaczyć te wszystkie pompatyczne dialogi, niektóre zupełnie kuriozalne (adwokat rozmawiający z jednym z gangsterów, który ma mu pomóc – przypomniała mi się rozmowa z moim szefem o tym, że warto czasem się uspokoić i pójść na spacer do lasu) , jeśli nie właśnie zabawą z widzem, grą z jego cierpliwością. Ta gra mnie wciągnęła. Nie ukrywam, że dobrze mi się Adwokata oglądało mimo, że był przegadany i w wielu kwestia po prostu idiotyczny.
Hernes: Ja żałuję, że nie jestem mężem Angeliny Jolie (swoją drogą na Twoim miejscu bym się cieszył, że po moich słowach nie poczułeś się jak np.: Tom Cruise). Ostatnio zrobiłem wywiad z pisarzem-kinofilem, który stwierdził, że nie da się zrobić dobrego filmu ze złego scenariusza, ale można zrobić fatalny film z dobrego scenariusza. Można się więc zastanawiać, czy to nie wina Ridleya Scotta, który w ostatnich latach przeżywa więcej upadków niż wzlotów. Mimo to wciąż podtrzymuję, że to dobry film. To było wielkie wyzwanie dla Cormaca McCarthy’ego, ponieważ to pisarz operujący w swoich powieściach przede wszystkim metaforami, którego scenariusz spotkał się z reżyserem myślącym obrazami. Pewnie Cię zaskoczę, ale uważam, że w dialogach tkwi wielka siła Adwokata. Niczym w szekspirowskich dramatach, jego bohaterowie rozprawiają na wielkie tematy i nawet prosty człowiek dzieli się wnikliwymi refleksjami. U Szekspira pewnie Ci to nie przeszkadza, czemu więc masz z tym problem w Adwokacie? Pozwolę sobie zacytować fragmenty wiersza D.H. Lawrence’a:
„Kiedy czytam Szekspira, to aż dziw mnie bierze,
Że tak płascy ludzie mogą władać szczerze
Tak pięknym językiem(…)
Hamlet, melancholik, każdego zanudzi,
Wredny i zadufany, wciąż tylko marudzi,
Jego cudne mowy pełne kurestw ludzi!”.
Obstawiam, że uznasz, że w świetle tego cytatu postać zagrana przez Michaela Fassbendera w Adwokacie jest bardzo hamletowska.
Stasierski: U Szekspira też mi to przeszkadza, jeśli ma być szczery. Nie zrzucałbym odpowiedzialności za słabości tego filmu tylko na Scotta – on jest jednak wizualnym mistrzem i opowiadaczem wysokiej klasy. Według mnie to właśnie dzięki niemu tę wątpliwą fabułę ogląda się z satysfakcją. Co do Fassbendera – tak jest hamletowska. Wątek stworzony wokół niego irytuje, jest tak poważny, tak nieprzystający do tego przerysowania innych, że aż zabawny. Inne z kolei dla mnie były niezłą frajdą. Wydaje mi się, że Cameron Diaz, ku zaskoczeniu wszystkich, zjadła ten film na śniadanie. Cała uwaga jest skupiona na niej, jest tutaj naprawdę elektryzująca. Co o tym myślisz?
Hernes: Powtórzę: być może postać zagrana przez Fassbendera ma wzbudzać irytacje, być swego rodzaju antybohaterem. Czy widzowie się z nim utożsamiają? Niewykluczone, że w tym wszystkim tkwi odwaga twórców, którzy opowiadają o idiocie w świecie pełnym zła i chciwości. Dalej skłonny jestem bronić tej roli i postaci. Zgadzam się natomiast co do Cameron Diaz – jej obsadzenie to świetny wybór castingowy. Uwielbiam tę aktorkę, zachwyciła mnie zwłaszcza w poruszającym filmie „Na pierwszy rzut oka”. A co sądzisz o reszcie obsady?
Stasierski: Inni aktorzy, szarżujący niemiłosiernie, też na swój sposób pokazali klasę – Pitt i Javier Bardem byli komiczni w swoim przerysowaniu, ale dobrze się bawiłem w ich towarzystwie. Co ważne, muzyka – Daniel Pemberton (ten od Steve’a Jobsa) tutaj zrobił kawał klimatycznej roboty, tam gdzie Ridley tracił koncentrację przychodziła właśnie muzyka.
Hernes: Zgadzam się co do bardzo dobrej muzyki, dowodzi to dbałości twórców o detale. Mimo pozytywnego podejścia do Adwokata, odnoszę wrażenie, że Ridleya Scotta poniosły ambicje – wolę już, gdy robi wystawne widowiska, bądź mroczne filmy SF. Chyba chciał się poczuć artystą na miarę Bergmana, bądź wczesnego Malicka. Lubię ten film, ale nie jest aż tak dobry, jak tego chciał Scott.
Stasierski: Nie rozwodząc się za bardzo – wydaje mi się, że jeśliby się nad tym mocniej zastanowić, to Ridley Scott nie umiałby zrobić tak złego filmu, jak się pisało. Być może potrzeba trochę innego podejścia do tego filmu, żeby tę zgrywę poczuć. Z drugiej strony Ty jej nie czujesz, a i tak film uważasz za dobry – magia? Gdyby nie słaby Fassbender i brak wiarygodnej intrygi Adwokat przy takiej obsadzie i klimacie mógłby się stać filmem bardzo dobrym.
A Wy co myślicie o Adwokacie i o takim stylu rozmowy o nim? Jeśli spodobała Wam się idea, podsyłajcie na nasz adres propozycje filmów, które byśmy mogli omówić. Czekamy!