Michał Hernes: W filmie Co nas kręci, co nas podnieca Woody’ego Allena, główny bohater przedstawił na początku swoją życiową dewizę: “wszystko jedno, dopóki nie robisz komuś krzywdy”. Chodzi mu o to, by łyknąć trochę radości w tym ponurym świecie. Być może sam Allen podpisałby się pod tymi słowami i dlatego robi tak dużo filmów, nie zawsze udanych – stawia sobie za cel sprawianie ludziom frajdy. Ponoć Śmietanka towarzyska mu wyszła, natomiast Co nas kręci, co nas podnieca nie wszystkim przypadło do gustu. A Tobie?
Maciej Stasierski: Bardzo! Z prostego powodu: być może nie była to najbardziej oryginalna ze scenariuszowych konstrukcji Allena, ale była zabawna! Śmiałem się na tym filmie bardzo dużo i bardzo głośno. Ty również?
Michał: Tak i właśnie takiego Woody’ego Allena kocham. Zachwycił mnie narcystyczny, wkurzający główny bohater, mający w sobie mnóstwo wad, które uwielbiam u reżysera Annie Hall. Co prawda wiele razy widziałem już takie postacie w allenowskich filmach, ale nigdy mi się nie znudzą. Amerykański reżyser jest genialny w tworzeniu pierwszorzędnych bohaterów trzeciorzędnych, których można spotkać w pubie, na pokazie magii albo na wyścigach konnych. To urocze słodkie dranie – irytujące, acz na swój sposób ujmujące. W prawdziwym życiu pewnie długo bym w ich towarzystwie nie wytrzymał, co dowodzi magii kina. Swoją drogą właśnie tak wyobrażam sobie samego Allena, który powiedział kiedyś w wywiadzie w Cannes, że nie lubi jeździć na festiwale i rodzina go do tego zmusza, a on wolałby siedzieć w domu i oglądać mecze. W Co nas kręci, co nas podnieca doceniam puszczanie oka do widzów. W pewnym momencie bohater mówi do swoich kumpli, że patrzy na nich dużo ludzi, którzy kupili bilety, żeby jakiś kretyn z Hollywood miał na nowy basen. Z kolei w innym allenowskim filmie, Wspomnieniach z gwiezdnego pyłu kosmici mówią do Allena, że uwielbiają jego filmy, ale od dramatów wolą komedie. A Ty? Co najbardziej rozbawiło Cię w Co nas kręci, co nas podnieca?
Maciej: Wiele rzeczy – po pierwsze cudownie nieznośny bohater grany przez wielkiego amerykańskiego komika Larry’ego Davida. Że też nikt prawie go w Polsce nie zna, a to przecież człowiek odpowiedzialny za sukces słynnych Kronik Seinfelda oraz swojego autorskiego projektu HBO Pohamuj entuzjazm. Sam tytuł tego drugiego zachęca, pokazując jednocześnie z jakim człowiekiem mamy do czynienia. Ciekawe, że w Co nas kręci, co nas podnieca, okazało się, że David jest takim właśnie telewizyjnym Allenem. Do końca nie wiadomo, czy Boris to ucieleśnienie samego komika, czy reżysera. Doskonale została wykorzystana przez Allena technika burzenia czwartej ściany – znowu powiązane to jest bezpośrednio z głównym bohaterem. Innymi słowy: jeżeli komuś nie podejdzie jego osobowość, nie ma wielkich szans, żeby mu się ten film spodobał. Zgodzisz się?
Michał: Zapewne masz racje, ale ja pokochałem tego bohatera i super, że Allen obsadził w głównej roli nie siebie, tylko właśnie Larry’ego Davida – genialnie nijakiego. Coś mi mówi, że Federico Fellini również chętnie obsadziłby go w którymś ze swoich szalonych filmowych projektów. W innym filmie Allena jeden z bohaterów powiedział, że tak zniechęcił do siebie swojego psychoanalityka, że tamten zmienił zawód. Ja nie potrafię sobie wyobrazić, żeby ktoś znienawidził filmy przez Allena, no chyba, że np. przez Nieracjonalnego mężczyznę. Filmy takie jak Co nas kręci, co nas podnieca traktuję niczym spotkania przy piwie z dobrymi kumplami. A co sądzisz o reszcie obsady i o muzycznych smaczkach, np Hello, I Must Be Going Groucho Marxa?
Maciej: Poza tworzeniem idealnie wkurzających (tak bym określił większość jego wytworów wyobraźni) bohaterów, Allen jest mistrzem w dobieraniu obsady. Ba, on wręcz wielokrotnie odkrywał dla kina aktorów, że przypomnę Dianne Wiest czy Mirę Sorvino. Pewnie się z tym zgodzisz. Tutaj może aż takich odkryć nie ma, ale jest co najmniej wyjątkowo stabilnie. Zawsze miałem słabość do Patricii Clarkson, która już dawno powinna mieć na koncie Oscara. Tutaj z niewielkiej roli jest idealna. Świetnie wypadają też młodzi – Evan Rachel Wood i niesłychanie wręcz przystojny Henry Cavill (w jednej ze swoich pierwszy aktorskich prób). Co do muzycznych pomysłów Allena – przyjmuję je zawsze bez większego słowa krytyki. Dla mnie jednak najważniejsze są jego dialogi i jego bohaterowie. Dobrze wskazałeś na początku, że Śmietanka towarzyska się udała, jak zwykle dzięki wybornie rozpisanym bohaterom i świetnym dialogom. Za to kochamy Allena, prawda? Za ten jego rozbrajający introwertyzm i cynizm przejawiający się w rozmowach, na których jego filmy są zbudowane. Mam rację?
Michał: Tak, a mi się marzy film, w którym przy jednym stole na trzygodzinnej rozmowie spotkaliby się Woody Allen z Quentinem Tarantino. Jestem ciekaw, kto wyszedłby z tej potyczki zwycięsko.