Michał Hernes: Zgadnij, jakie były dwa najbardziej kasowe “autorskie” filmy 2014 roku, to znaczy oparte na oryginalnych pomysłach, nie będące więc remake’iem albo ekranizacją.
Maciej Stasierski: Domyślam się, że jednym z nich musi być nasz bohater. A jaki był drugi? I o czym to mówi?
Michał: Tak, Lucy i Interstellar. Czy to smutne, czy krzepiące, że oba te tytuły są filmami z gatunku SF, z gwiazdorską obsadą i o mniej lub bardziej dużych budżetach? Czy ludzie chcą chodzić na takie produkcje, a może przyczyna leży w ich dobrej reklamie i promocji, albo w nazwiskach twórców bądź aktorów? Czy Luc Besson, kręcący właśnie superprodukcję SF pod tytułem Valerian, wciąż jest w stanie przyciągnąć widzów do kin swoją marką, a może źle zrobił, że powrócił do reżyserii? Niegdyś nazywano go europejskim Jamesem Cameronem i nie ukrywam, że Piąty element to jeden z moich ulubionych filmów. Jak ustosunkujesz się do postawionych przeze mnie pytań i tez?
Maciej: Tak myślałem. Wygląda na to, że specjalizujemy się w filmach autorskich. Myślę, że to objaw ani smutny, ani krzepiący. Dobrze, że ludzie chodzą na oryginalnie pomyślane filmy, z drugiej strony pewnie głównie dlatego, że grają w nich aktorzy z pierwszych stron gazet. Grunt, że chodzą, bo wtedy są w stanie doświadczyć czegoś naprawdę zaskakującego. Co do Luca Besson – jestem wiernym wyznawcą jego starszych dokonań, nowszych już niekoniecznie. Lucy jest jednak bardzo znaczącym potwierdzeniem tego, że jeszcze nie stracił całego swojego filmowego czucia i potrafi wciąż inspirować. Przynajmniej do interesującej dyskusji, którą właśnie zaczęliśmy. Nie ukrywajmy przecież, że Lucy nie jest filmem idealnym, ale ma walory niezaprzeczalne: zadziorne otwarcie, genialną rolę Scarlett Johansson, no i realizację spod znaku Bessona. Wally Pfister chciałby, żeby jego Transcendencja wyglądała i „płynęła” jak Lucy. Niestety te filmy dzielą lata świetlne.
Michał: Transcendencja to temat na osobną dyskusję, polecam porównać ten film z pierwszą wersją jego scenariusza. Dobitnie pokazuje to, jak producenci zniszczyli znakomity i oryginalny pomysł tak jakby nie wierzyli w Pfistera, który chciał podążać tropem Christophera Nolana, ale mu na to nie pozwolono. Nie uważasz, że to smutne? Co do Lucy, mam problem z tym filmem, bo co prawda skłania do myślenia, będąc zarazem świetną rozrywką, ale jednocześnie jest – niestety – bardzo głupi, wprost proporcjonalnie do inteligencji jego bohaterki. Wizji Bessona bardzo daleko do 2001: Odysei kosmicznej, którą cytuje, ale wolę takie filmy od kolejnych części Transformersów. Cieszy mnie też, że Scarlett Johansson dostała szansę na zagranie takiej postaci. Co prawda daleko jej do bessonowskiej Nikity, ale trzymam kciuki, by Johansson częściej obsadzano w takich rolach i by doczekała się zagrania głównej roli w produkcji Marvela. Kilka miesięcy temu przeczytałem artykuł o konserwatyzmie Disneya. Autorzy tekstu skupili się na tym, że co prawda w disnejowskich filmach jest coraz więcej głównych bohaterek, ale wciąż więcej kwestii wypowiadają faceci. Coś czuję, że to jednak szukanie taniej sensacji, a w hollywoodzkim kinie widać przebłyski pozytywnych zmian. Co sądzisz na ten temat?
Maciej: Z Marvelem i główną rolą dla Joahnsson byłbym ostrożny. Wolałbym ją zobaczyć w rolach, które nie tylko fizycznością pasują do jej talentu. Besson taką rolę jej dał i wykorzystała świetnie sytuację. Zgodzę się, że Lucy nie jest za mądra, lekko mówiąc. Z drugiej strony jest coś w tym jej tempie zaraźliwego. Besson przypomina w niej, że kiedyś był naprawdę świetnym opowiadaczem historii. Co do konserwatyzmu Disneya – powiedziałbym, że to jednak zawracanie głowy. Mamy coraz więcej głównych bohaterek w filmach tej wytwórni. W kroczącym pojawią się kolejne, m.in. Felicity Jones w spin-offie Gwiezdnych Wojen. Nie wybrzydzałbym – poprzedni rok należał w kinie do kobiet, zarówno w filmach akcji (Mad Max, Przebudzenie mocy), jak i w artystycznych (Pokój, Brooklyn), co pokazuje, że równouprawnienie nawet w Hollywood jest zjawiskiem nieuniknionym. Czekamy na nie w polskiej kinematografii. Wracając jednak do Lucy – dobrze Ci się ją oglądało? Bo mam wrażenie, że Bessonowi chodziło głównie o to. Mi tak, choć żałowałem, że poza kilkoma scenami, Morgan Freeman nie miał tutaj za wiele do zagrania.
Michał: Tak, świetnie mi się oglądało, przywołam po raz kolejny słowa krytyka filmowego Zygmunta Kałużyńskiego, że bawiłem się na tym filmie jak prosię. Besson jest wiecznym dzieckiem w ogromnie pozytywnym tego słowa znaczeniu, blisko mu pod tym względem do Stevena Spielberga, a poza tym świetnie czuje kino gatunkowe i stara się zbudować fajne tempo, przenosząc widzów w świat swojej filmowej piaskownicy. Widać, że robienie filmów sprawia mu radość i że nic nie musi. Szkoda tylko, że chwilami można odnieść wrażenie, że Francuz zapomina, jak właściwie rozłożyć akcenty, albo żeby nie przeszarżować. Brakuje mu również młodzieńczej werwy, bezczelności i przebojowości. Zgadzam się, że Morgan Freeman zasługuje na większe i ciekawsze role. Czy to oznacza, że w Hollywood są jego fani wśród reżyserów, ale mimo wszystko nie czują potrzeby lub nie mogą obsadzać go w rolach pierwszoplanowych? Oby to się zmieniło. Wracając do Bessona, chcę wierzyć, że Valerianem powróci do wielkiej formy z czasów Piątego elementu i że Johansson pokaże pazur w Ghost In the Shell. Cieszy mnie, że Besson nie zapomina, że kino czasem powinno być rozrywką i że wciąż jest w nim miejsce na mniej lub bardziej oryginalne historie. Hollywoodzcy producenci, rodzeństwo Wachowskich i Ty Bessonie, idźcie tą drogą! 🙂
Maciej: I dajcie Morganowi Freemanowi znowu zagrać jakąś porządną rolę pierwszoplanową!