Michał Hernes: Guillermo del Toro powiedział, że kocha film Marsjanie atakują, bo go bawi, ale też jest w popieprzony sposób dziwny na wielką skalę. Czy podzielasz jego miłość i pobłażliwe podejście do tej filmowej produkcji? 🙂
Maciej Stasierski: Całkowicie – to jednocześnie najgorszy i najlepszy film Tima Burtona. Piękna katastrofa – film z imponującą obsadą, jednocześnie głupi i rozbrajająco efektowny. Burton nawiązał nim do “zdobyczy” swojego ukochanego Edwarda Wooda, o którym zresztą wcześniej zrobił film. Nawiązał brawurowo. Pamiętam, jak przy okazji premiery Marsjan, mówiło się, że ponoć Jack Nicholson przeczytawszy scenariusz powiedział, że chce w nim zagrać wszystkie role. W ostatecznym rozrachunku zagrał dwie i to jak! No właśnie: jak?
Michał: Role Nicholsona mają w sobie dużą dozę autoironii, luzu i bezczelności, czyż nie? Jeśli to faktycznie najgorszy film Burtona, życzę innym reżyserom dużo takich “porażek”. Burton to twórca osobliwy i chodzący własnymi drogami. W tym kampowym filmie widać dużą miłość do kina i zabawę filmowymi gatunkami. Niegdyś, np w latach 50 – tych, filmy o kosmitach i horrory były produkcjami klasy B, realizowanymi za śmieszne pieniądze, a wielkie budżety przeznaczano na dramaty i superprodukcje historyczne albo melodramaty. Później sytuacja się odwróciła i odnoszę wrażenie, że reżyser Edwarda Nożycorękiego tęskni za złotymi czasami kiczu. Przepięknie złożył im hołd w Marsjanie atakują i wolę ten film od Dnia niepodległości. A Ty co sądzisz o kiczowartości tej produkcji?
Maciej: Burton to mój ukochany twórca, stąd też wiem jakie ma słabości. Jedną z nich jest kicz, który wyłania się właściwie z każdego jego filmu. Pytanie czy jednak można go nazwać słabością, jeśli operuje się nim tak sprawnie i tak inteligentnie jak Burton. W Marsjanie atakują jest go stosunkowo najwięcej i to nie tylko w fabule. Przecież sam wygląd i dźwięk jaki wydobywają z siebie kosmici nie może być potraktowany na serio – przeciwnie jak przybywają rozpoczyna się prawdziwie kiczowata, ale przy tym genialna, rozbrajająca jazda bez trzymanki. Finał zaś to mistrzostwo filmowej zgrywy – czyli to co Tim Burton lubi najbardziej. Jak Ci się ten finał, w którym odpowiedzią na kosmitów okazuje się zawodzenie, które słucha boska Silvia Sidney? Swoją drogą aktorska legenda.
Michał: Steven Spielberg i Roland Emmerich mogliby się od Burtona uczyć, jak efektownie, pomysłowo i dowcipnie zakończyć film o walce z inwazją obcych. Kocham ten film, bawi mnie równie mocno, jak Kosmiczne jaja i Płonące siodła Mela Brooksa! Mam słabość do tego kiczu i bezpretensjonalności słynnego reżysera, który jest zarazem wybitnym filmowym postmodernistą. Podobnie jak Ed Wood ma w sobie pasje i wielką miłość do kina. Zapewne nie udało mi się wyłapać z tego filmu wielu cytatów i nawiązań do klasyki kina. Warto zwrócić uwagę na to, że w Marsjanie atakują małą, ale wyrazistą rolę ma Jerzy Skolimowski. W kiczowatym świecie Burtona jest dużo przepięknej fikcji, w której często kryje się więcej prawdy niż w faktach i rzeczywistym życiu. Co jeszcze zachwyciło Cię w tym filmie? Co sądzisz o muzyce przewijającej się przez tę produkcję?
Maciej: Wystarczy tego posłuchać, by się zorientować co myślę o tej muzyce:
Niejaki Danny Elfman znowu pokazał klasę. Ale chyba jednak najbardziej miażdży tutaj obsada grająca role tak plastikowe, że aż zachwycające. Przecież żaden z tych aktorów nawet nie próbuje stworzyć postaci, a jednak każdy z nich, nawet ten dość zapatrzony w siebie prezydent Dale stają postaciami, na które patrzymy pozytywnie. Glenn Close cudownie sztywna jako pierwsza dama, genialnie niedobrani do siebie Pierce Brosnan i Sarah Jessica Parker. Wszystkie te pomysły castingowe, a nie można przecież zapomnieć o Annette Bening, Michaelu J. Foxie, wyglądają jakby Burton sabotował własny film. Jednak on chciał wykrzesać z nich tyle autoironii, ile się da. I udowodnił, że się da. Nadinterpretuję?
Michał: Pełna zgoda, choć osobiście odnoszę wrażenie, że Terrence Malick ostatnimi czasy sabotuje swoje filmy i z wybitnych aktorów robi idiotów. Wolę podejście Burtona i marzę o tym, żeby kiedyś wykrzesał ze mnie autoironię. Zobaczyć później siebie na ekranie w takiej roli – to musi być bezcenne i surrealistyczne, acz miłe. Zabawa na planie musiała być przednia, a kultowy reżyser w inteligentnie bezpretensjonalny sposób po raz kolejny wypunktował ludzką głupotę, chciwość i całą masę innych ludzkich wad. A może teraz ja nadinterpretuję?
Maciej: Głupotę, chciwość, egocentryzm i można byłoby wymieniać. Burton zawsze robił to przy okazji, prezentując swoje chore, niekonwencjonalne wizje. Tego brakuje w jego nowych filmach, tej oryginalności, tego pozytywnego kiczu. Jego najnowszy film zapowiada jednak, że droga do korzeni jest jeszcze otwarta. Szalony Burton musi kiedyś wrócić w pełnej krasie. Ostatnio udawało mu się to przy okazji animacji, czas na fabułę. W oczekiwaniu na Osobliwy dom Pani Peregrine, polecamy Wam przypomnieć sobie Marsjanie atakują. To na pewno lepsze niż straszliwy sequel Dnia Niepodległości.