Maciej Stasierski: Postawmy sprawę jasno – fakty, które przedstawia Antoni Krauze faktami nie są. W Smoleńsku nie było żadnego zamachu, a prezydent Lech Kaczyński, jak przyzwoitym człowiekiem i dobrym urzędnikiem by nie był, nie jest męczennikiem za ojczyznę. Teraz pewnie część naszych czytelników przestanie czytać. Może jednak nie powinni, bo mamy coś dobrego do powiedzenia na temat Smoleńska Michale?
Michał Hernes: Francois Ozon zrobił film Młoda i piękna, który bardzo lubię, bo wkurzył się na Sponsoring Małgorzaty Szumowskiej. Wierzę, że plusem Smoleńska jest to, że zainspiruje kogoś do lepszej filmowej polemiki. Niestety, nie byłem w stanie zawiesić w czasie seansu swojej niewiary w zamach. Uważam, że film Egzorcysta więcej zrobił dla Kościoła i Watykanu, niż ta produkcja dla sprawy smoleńskiej. Ale poszukamy plusów. Co sądzisz o muzyce Michała Lorenca i roli Lecha Łotockiego?
Maciej: Ten film nie daje szansy na “zawieszenie” tej niewiary. Przeciwnie wydaje mi się, że ją wręcz ugruntowuje przez słabość przedstawionych argumentów. Jednak Lech Łotocki robi w nim robotę znakomitą i chciałoby się przy takim potencjale aktora, żeby ktoś zrobił z nim pełnometrażówkę o życiu Lecha Kaczyńskiego. Bo Krauze zmarnował potencjał swojego bohatera. Nie chciałbyś obejrzeć takiego filmu? Wydaje mi się, że Łotocki zasługiwałby na rolę pierwszoplanową z prawdziwego zdarzenia, podobnie jak genialna zazwyczaj Ewa Dałkowska na rolę…w ogóle. Lorenc pisał lepszą muzykę, męczyła mnie ona trochę, bo zbyt mocno chciała budować napięcie w filmie, w którym było to praktycznie niemożliwe. Z drugiej strony, jakby obraz był lepszy, pewnie wychwalałbym ją pod niebiosa. Kogoś lub coś jeszcze możemy wyróżnić?
Michał: Mówiąc szczerze przed seansem oczekiwałem, że zgodnie z hollywoodzkimi wzorcami na samym początku filmu zostaną przedstawione czarne charaktery, czyli w tym wypadku zapewne Donald Tusk i Władimir Putin (tak jak Jokera pokazano na początku Mrocznego rycerza). Skoro ich nie zobaczyłem, oznacza to, że twórcy tej produkcji nie chcieli zrobić hollywoodzkiego filmu, nie chcieli zrobić blockbustera. O dziwo nie uwiera mnie w tym filmie zbyt częsty widok polskiej flagi, a przemówienia, choćby prezydenta Kaczyńskiego, nie są aż tak mdłe, łzawe i sentymentalne, jak amerykańskich prezydentów w filmach, na przykład w Dniu niepodległości. Całe szczęście, że scenarzyści Smoleńska nie podążali ślepo za wskazówkami z amerykańskich książek o tym, jak należy pisać scenariusze i co w nich umieścić, bo wtedy rosyjscy żołnierze pod Smoleńskiem być może strzelaliby z łuków albo kusz jak w Igrzyskach śmierci albo X Men: Apokalipsa. Dobrze, że w tym filmie nie ma zbyt szybkiego hollywoodzkiego tempa na zasadzie, że od pierwszej do ostatniej minuty musi się coś dziać. Dobrze, że po hollywoodzku twórcy nie przegięli ze zbyt wielką skalą i nie pokazali olbrzymiej pancernej brzozy wielkości Godzilli. Może to film antyhollywoodzki, idący pod prąd, odważny i bezkompromisowy, ponoć taki zły?
Maciej: Bezkompromisowy na pewno. Czy w dobrym tego słowa znaczeniu? Mam poważne wątpliwości, ale spójrzmy na Twoje argumenty, które coraz bardziej do mnie trafiają. Brak szybkiego tempa, który zawsze traktujemy jak raczej wadę filmu, wskazujesz tutaj na jego walor, gdyż tym samym Smoleńsk idzie pod prąd wszystkim hollywoodzkim produkcjom, które być może parodiuje? Wyśmiewa? Poza tym nie wskazuje na czarne charaktery w postaci Tuska i Putina, tylko bardziej na zidiociałą młodzież, która krzyczy w różnych miejscach obrażając pamięć o ofiarach. Słowem – Krauze na łatwiznę nie idzie bo na negatywnych bohaterów kreuje całą grupę społeczną, a to już wyższa szkoła jazdy. Chyba przyznasz mi w tej kwestii rację? Rzeczywiście gdyby to był film o amerykańskim zdarzeniu, można byłoby się spodziewać więcej łopączącej flagi, tymczasem tutaj twórcy powściągnęli swoje zapędy. Z drugiej strony dojść można do wniosku, że flaga traci swoją moc emocjonalną. Czy jednak dotychczas nie była jednym z niepodważalnych symboli, które pokazywano nam przy każdej możliwej okazji? Wystarczy przypomnieć pierwszą konferencję premier Beaty Szydło li tylko z flagami Polski i to w jakiej ilości. Krauze jakby chciał przewrotnie powiedzieć: Za dużo tych flag w przestrzeni publicznej, ważne są fakty (?), a nie mity i symbole. A może nadinterpretuję? I jeszcze jedna rzecz, której akurat w Twojej teorii nie rozumiem – jeśli jest to film antyhollywoodzki, robiony na przekór wzorcom kina mainstreamowego, to czemu, twórcy lansują pogląd, cytując znakomitą niemiecką grupę industrial metalową Rammstein, że Amerika ist wunderbar i że wszystko wie?
Michał: Zgadzam się z Tobą. Odnoszę wrażenie, że ta produkcja nie przynosi łatwych odpowiedzi i wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Mimo wszystko całkiem możliwe, że to wzorcowy film noir, bo główna bohaterka odsłania przecież rozpanoszone zło, ale pozostaje wobec niego bezradna. To zło jest banalne i wszechobecne. Czyż nie należy tego uznać za trafną i gorzką diagnozę naszych czasów, w których ludzie często bardziej niż Putina czy Bin Ladena obawiają się tego, że sympatyczne chłopaki z sąsiedztwa okażą się terrorystami i wysadzą się w powietrze? Z drugiej strony powinniśmy się chyba cieszyć, że główną bohaterką tego filmu jest kobieta, a nie męski maczo pokroju Bogusława Lindy. Pod koniec Smoleńska następuje zaś radosne pojednanie w duchu “Kochajmy się” z Pana Tadeusza. Aż się chce zapytać, czy nie o taką Polskę właśnie walczyliśmy? Szacunek dla reżysera, że film o tak ponurej tematyce zakończył właśnie przewrotnym happy endem z triumfem miłości mimo wszystko.