#PonoćTakiZły: „Szczęście świata”

Michał Hernes: Gdy byłem w kinie na Szczęściu świata, w trakcie napisów końcowych jeden z widzów powiedział: “gó..no, na które niepotrzebnie wydano bardzo dużo pieniędzy”. Nie podzielasz tej opinii, prawda?

Maciej Stasierski: Po premierze tego filmu w Gdyni Tomasz Raczek powiedział mi, że nikt w Polsce w tak “czeski” sposób nie opowiadał o Holokauście. Muszę się z tym w pełni zgodzić. Sądzę, że warto szczególnie ten temat dotykać w sposób świeższy, być może nie w pełni udany, ale jednak intrygujący. Zgodzisz się?

Michał: Tak, bo mnie też Szczęście świata zaintrygowało i czeski trop uważam za bardzo trafny. Jednocześnie, moim zdaniem, jego twórcy nie wpadli w pułapkę silenia się na przesadną oryginalność, która mogłaby skutkować ładnym przerostem formy nad treścią (patrz: Hiszpanka Łukasza Barczyka). Intrygująca wydała mi się nieoczywistość tego filmu i podskórne napięcie. Długo zastanawiałem się, o czym tak naprawdę jest ten film, w jakim pójdzie kierunku i co łączy tych bohaterów. Nie pogubiłeś się w tej zagmatwanej fabule? Jak oceniasz aktorów, którzy pojawili się w Szczęściu świata?

maxresdefault

Maciej: Nie pogubiłem, choć rzeczywiście wielowątkowa to opowieść. Ale wydaje mi się, że nie do końca o to chodzi. Michał Rosa buduje klimat, pewną sielankową atmosferę, jakże pięknie i dobrze skontrastowaną z wydarzeniami, które dzieją się wokół. Przy okazji tworzy też niejako osobny ekosystem – trochę mi się to skojarzyło z Grand Budapest Hotel Wesa Andersona albo Delicatessen Jeuneta. Tutaj także bohaterowie stworzyli w jednym domu swój niejako zamknięty świat. Aktorstwo – petarda! Tyle mogę powiedzieć. Oczywiście Karolina Gruszka była niesamowita, rewelacyjna. Nie mam słów, którymi mógłbym jeszcze tę aktorkę określić – jestem fanem! Podobnie jak Krzysztofa Stroińskiego, który jest rozczulający w swojej małej, ale jakże znaczącej roli. A jak Tobie przypadło do gustu aktorstwo? I co myślisz o muzyce?

Michał: Porównanie do Grand Budapest Hotel Delicatessen (z tym drugim filmem kojarzy mi się jedna z pierwszych scen Szczęścia świata) bardzo w punkt. Coś jednak czuję, że o ile Łukasz Barczyk próbował być w Hiszpance drugim Wesem Andersonem (co mu nie wyszło), to Michał Rosa konsekwentnie podążał za swoją wizją, budując wyjątkowy nastrój. Ja tego filmu nie oglądałem – delektowałem się nim niczym słodko-gorzkim likierem. To nie jest jeden z tych filmów, po którym łatwiej jest mi usnąć, tylko taki, po którym mam w głowie sporo pytań i najchętniej zadałbym je reżyserowi (być może wynika to z faktu, że kocham filmowy realizm magiczny). Patrzenie na Karolinę GruszkęSzczęściu świata to czysta przyjemność, ale ona nie tylko pięknie w nim wygląda, ale też rewelacyjnie gra. Jest równie subtelna jak sam film. Stroińskiego uwielbiam i cieszy mnie, że ma w Szczęściu świata swoje pięć minut. Przede wszystkim jednak zachwycił mnie ten  mikro-świat, który jest mimo swej prostoty opętańczo piękny, bo tak widzi go reżyser, a ja dzięki niemu (mam nadzieje, że inni również). Imponuje mi dbałość o detale Michała Rosy i jego ekipy – od scenografii począwszy, na klimatycznej ścieżce dźwiękowej skończywszy. Co zachwyciło Cię w tej subtelnej muzyce?

2000x1253_oho95e

Maciej: Ubóstwiam pomysł stworzenia jazzowej ścieżki dźwiękowej do filmu, który w swoim backgroundzie ma tak ciężki temat. To oznacza, że Rosa miał od początku pomysł na Szczęście świata –by nie było ono filmem ponownie rozdrapującym rany, a bardziej dziełem lżejszym, pozwalającym na innego typu zrozumienie kwestii. To odświeżające, że są ludzie, którzy potrafią swoją ideę przekuć w wzruszający obraz. Przed chwilą obejrzeliśmy przecież Konwój, który też miał ideę dobrą, ale zabrakło jej udanej egzekucji. Szczęście świata to takie świecidełko, które pozwala uwierzyć, że w Polsce są ludzie bardzo świadomi swojej filmowej wrażliwości. Więcej takich reżyserów!

Start typing and press Enter to search