Michał Hernes: Mówiąc szczerze spodziewałem się, że jeśli będziemy brali w obronę film z Leonardo DiCaprio, prędzej będzie to Zjawa, ale to chyba po Twoim trupie 🙂 Wstyd się przyznać, ale jako dzieciak wstydziłem się, że kocham Titanica. Ogromnie ciekawi mnie, skąd u Ciebie taki wybór. Ekspert od filmowych nadinterpretacji Slavoj Zizek zauważył, że pod koniec tego filmu główna bohaterka mówi do swojego ukochanego, że nigdy go nie opuści po czym go…odpycha i ten tonie, a przecież spokojnie starczyłoby dla nich miejsca. Zizek dodał też, że gdyby dwójka bohaterów przeżyła, po jakiś dwóch tygodniach ich związek by się rozpadł ze względu na różnice klasowe. Zgadzasz się z tym? Czy dowodzi to kuriozalności i absurdalności tej superprodukcji? A może, cytując piosenkę Lady Pank, powinniśmy zostawić Titanica?
Maciej Stasierski: Po moim trupie 🙂 Titanic to film, który od premiery kojarzy mi się z przaśnością, swoistym obciachem. Ja go lubiłem odkąd go pierwszy raz obejrzałem, ale też było mi trochę wstyd o tym mówić. Pamiętam argumenty, że Leo koszmarny, że mógł przeżyć, że historia tak przerysowana jak się tylko da. Trudno się z tymi argumentami nie zgodzić, wyłączając Leo, o którym pewnie porozmawiamy później. Odpowiadając na Twoje pytania, powiem tak – Slavoj Zizek, jak błyskotliwym i kuriozalnie mówiącym po angielsku jest człowiekiem, tak ideologie widział w scenach klasztornych z Dźwięków muzyki. To wiele mówi. Nigdy nie nazwałbym tej produkcji kuriozalną. Przeciwnie uważam, że jej spektakularność, styl jaki zaproponował James Cameron zrewolucjonizował podejście do efektów wizualnych w kinie. Zgodzisz się?
Michał: Tak, to jeden z wizjonerów kina, który zamienia w złoto wszystko, czego się dotknie, choć mi się marzy więcej przaśności w Titanicu. Emir Kusturica bardzo chętnie by zrealizował taki film z punktu widzenia kucharza wielkiego statku. Wracając jednak do Camerona, nosa miał legendarny producent filmowy Dino De Laurentiis powierzając temu ekspertowi od efektów specjalnych reżyserię Terminatora, będącego popisem kreatywności i umiejętnego budowania napięcia. W Titanicu Cameron udźwignął ciężar opowiadania epickiej historii zrealizowanej z wielkim rozmachem. Poza tym udało mu się zgromadzić na planie świetnych aktorów, których widzowie mogą polubić (albo znienawidzić) i którzy robią różnicę. Współczesne Hollywood mogłoby się uczyć od Camerona, jak się robi filmy. Poza tym widać, że ten gość kocha wodny świat. Mam sentyment do tej opowieści i tych bohaterów. A co sądzisz o muzyce i warstwie dźwiękowej Titanica, nie tylko o piosence w wykonaniu Celine Dion?
Maciej: Tyle żółci wylano w związku z tą piosenką oraz muzyką Jamesa Hornera, który miał tylko imitować to, co ponoć na potrzeby Titanica miała napisać Enya. Prawda jednak jest taka, że poza Johnem Williamsem, nikt wcześniej, ani później nie osiągnął takiego sukcesu komercyjnego, jak właśnie Horner z tą epicką muzyką. Powód jest prosty – ta partytura jest po prostu znakomita, a przy okazji łatwo przyswajalna, czego nie można zawsze powiedzieć o ilustracyjnej muzyce, której poza filmem słuchać się nie da. Tutaj jest zupełnie inaczej! Ktoś powie, że sepleniąca Celine Dion wychodziła swego czasu z lodówki śpiewając You’re here!, ale z drugiej strony nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to było czepialstwo, gdyż ta oscarowa piosenka idealnie oddała klimat historii stworzonej przez Camerona. Pewnie Emir Kusturica wybrałby do takiego filmu zupełnie inną muzykę i oglądalibyśmy więcej scen z dolnych części pokładu. Jednak Cameron to idealnie wypośrodkował. Także aktorsko, bo zarówno DiCaprio jako cwaniak, jak i Kate Winslet jako przygnębiona życiem arystokratka idealnie odnaleźli się w swoich rolach. To, że Winslet nie wygrała za tę rolę Oscara (przypomnę, że wygrała Helen Hunt za Lepiej być nie może), trzeba traktować w kategoriach niesmacznego żartu. A przecież poza nimi są Kathy Bates, Billy Zane, Gloria Stuart. Cameron odbierając Oscara za reżyserię powiedział, że miał do dyspozycji “Killer cast” i trudno się nie zgodzić. Podobnie myślisz?
Michał: Oczywiście i imponuje mi w blockbusterach taka dbałość o detale. Jeśli to Cameron wybrał Arnolda Schwarzeneggera do roli w Terminatorze, oznacza to, że albo ma szczęście, albo świetnie umie dobierać aktorów (chyba że ma znakomitych ekspertów od castingu). Co do muzyki i piosenki Celine Dion – pełna zgoda. Wolę takie muzyczne motywy od tego, co zaproponował Hans Zimmer do Piratów z karaibów. W Emirze Kusturicy film Titanic wywołał w młodości lęk związany z katastrofą tego statku. Jako dziecko obawiał się, że woda, która się do niego przedarła zaleje kuchnie, w której nocował wówczas przyszły reżyser. Czy bałeś się na Titanicu? Czy wbił Cię w fotel? Mnie wzruszył i spełnił eskapistyczno – rozrywkową funkcję filmów. Więcej mi do szczęścia nie trzeba 🙂 Całe szczęście, że Cameron nie ma ambicji, by robić Drzewa życia albo inne Zjawy.
Maciej: Mnie wzruszył, a w końcówce powalił na kolana spektaklem. Dobrze, że Jamesa Cameron okazał się tak wielkim pasjonatem, który przy okazji ma niewątpliwy talent do tworzenia wizualnych piękności. Dzięki temu statek wygląda genialnie zarówno wtedy, kiedy płynie, jak i w momencie katastrofy. Ta sekwencja jest absolutnie nieprawdopodobna pod względem techniki wykonania. Słusznie zauważyłeś, że współczesne Hollywood mogłoby się uczyć od Camerona podejścia do opowiadania historii. Wielka oscarowa porażka Avatara, kolejnego wizualnego świecidełka Camerona, potwierdza też to, że mu zazdrości. Nikt tak już nie opowiada, nikt nie jest tak pozytywnie zakręcony na punkcie kina retro. Wielka szkoda, bo brakuje aktualnie ludzi z taką pasją, tak dobrze rozumiejących potrzeby widza popcornowego, który nie chce jednak być ogłupiany kolejnym Marvelem. Chyba, że Christopher Nolan…tym bardziej czekamy na jego kolejny film. A James Cameron niech się weźmie ponownie do roboty, bo jego dziecięca fantazja jest Hollywood bardzo potrzebna! Szczególnie kiedy braknie jej Spielbergowi.