Michał Hernes: Nie wszystkim przypadł do gustu hipsterski film Wszystkie nieprzespane noce. Zarzucano mu sztuczność i pretensjonalność, wytykano też wady realizacyjne i techniczne, wynikające z niskiego budżetu i faktu, że ta produkcja powstawała na wariackich papierach. A jednak nam się ten film spodobał. Za co go cenisz?
Maciej Stasierski: Głównie za to co napisałeś, a właściwie za to czym on wcale nie jest mimo, że większość mówiła, że jest. Nie ma w nim ani krztyny pretensji, o sztuczności nie wspominając. Realizacyjnie (montażowo szczególnie) i pod względem reżyserskim to powiew świeżego powietrza graniczący z wirtuozerią. Michał Marczak to mistrz niuansu, o którym pewnie jeszcze pogadamy. Ten fabularny debiutant nie tylko uchwycił zjawisko, ale poszedł dalej pokazując jego przejaskrawienie. Ja się uśmiechałem i niemalże krzyczałem do ekranu!
Michał: Zgadzam się i podejrzewam, że to film poniekąd autobiograficzny. Marczak wnikliwie i z sympatią opowiedział o młodych ludziach, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić, a ucieczki od smutków i melancholii szukają w imprezach, marząc jednocześnie o romantycznej miłości. Podoba mi się sposób, w jaki w tym filmie została pokazana Warszawa. To chyba jedno z nielicznych miast na świecie, w którym wynajęcie mieszkania bądź pokoju w centrum jest w zasięgu finansowym młodych ludzi. Czy bohaterowie tego filmu są współczesnymi niewinnymi czarodziejami? Marczak rewelacyjnie opowiedział o nich w formie hipnotyzującego i wciągającego filmowego teledysku. Niosło to za sobą wiele wyzwań, np.: gdy mała ekipa filmowa wchodziła z kamerą do głośnego i ciemnego klubu muzycznego pełnego ludzi. Co sądzisz o muzyce i ruchu kamery? Zgadzasz się, że to opowieść o współczesnych niewinnych czarodziejach?
Maciej: Kamera to osobna gwiazda tego filmu, bo Marczak miesza tutaj zbliżenia twarz bohaterów z imponującymi zdjęciami plenerowymi, które świadczą o dojrzałości młodego reżysera. Muzycznie – petarda! Takie mieszkanki kocham, trochę jak w genialnym pod tym względem Hardkor Disko, z tą jednak różnicą, że tam głównie chodziło o wizualną ucztę. Tutaj mamy tę najważniejszą dla kina substancję. Wielką frajdę sprawili mi Ci niewinni czarodzieje (swoją drogą oryginalnych obejrzałem dzień wcześniej i skojarzenie było natychmiastowe), których charaktery Marczak uchwycił w tych najdrobniejszych niuansach. Spójrz chociażby na takie elementy: palą papierosy, zawsze, ale to pół biedy; oni co chwile wręcz o nie muszą “żebrać”. Druga rzecz to fakt, że piją po to żeby pić – dlatego widać wiele butelek piwa “Perła”, a nie nowe warki „Pinty” lub butelki whiskey Jamesom. Trzecia i najważniejsza – sposób prowadzenia rozmów, opartych na używaniu jak największej ilości nowopoznanych słów, których nie rozumieją, ale muszą stosować. Kreują się przecież na inteligencję, artystów, bohemę. Boże jakie to wszystko było celne, jakie słodko-gorzkie. Wydaje mi się, że z przewagą słodkiego. A jak Ci się wydawało?
Michał: Pełna zgoda. Marczak opowiada o bohaterach, których lubi i kocha. Jest coś ujmującego w ich idealizmie. Bardzo celne są Twoje spostrzeżenia odnośnie ich zwyczajności i zachowań. Patrzenie na ich nieco komiczny lans niesamowicie celnie wpisuje się w świat Facebooku i Instagrama, nieprawdaż? To znak czasów, niestety. Ciekawe, ile widzów myślało sobie w trakcie seansu, że to historia ich życia i identyfikowało się z tymi postaciami. Krytykując zachowania bohaterów Wszystkich nieprzespanych nocy, można się zastanowić, kogo tak naprawdę krytykujemy i z kogo się śmiejemy. Niewykluczone, że Marczakowi udało się uchwycić prawdę o wielu osobach, z której nie zawsze zdają sobie sprawę, albo do której nie chcą, nie potrafią się przyznać.
Jak wspominałem, zachwycił mnie ruch kamery, empatia, a przede wszystkim dostrzeganie detali, których często nie widać na pierwszy rzut oka, albo które nie wszyscy potrafią dostrzec. Procentują dokumentalne korzenie Marczaka, choć w jego poprzednich filmach dokument spotyka się z inscenizacją i kreacją. Nawet jeśli Marczak lubi imprezować i robić szalone rzeczy, odnoszę wrażenie, że tak naprawdę jest nadwrażliwym romantykiem, podobnie jak jego bohaterowie. Jedno nie wyklucza drugiego.
Wydaje mi się, że we Wszystkich nieprzespanych nocach udało mu się zestawić ze sobą szczególnie intensywny sposób filmowej narracji z klimatyczną muzyką, jak również zanotować refleks porannego światła po imprezie. Polubiłem tych bohaterów i chciałbym z nimi poimprezować.
Marczak jest poetą w warstwie wizualnej, ale przede wszystkim wnikliwym i uważnym obserwatorem prozy życia i poezji dnia codziennego. Czy podzielasz entuzjazm Tadeusza Sobolewskiego, który swego czasu nazwał go nowym Herzogiem?
Maciej: Krytykujemy zjawisko, bo jednak w pewnym sensie jest ono godne potępienia, a jeśli nie potępienia to zwrócenia uwagi. Jednak niestety wielu krytyków filmu zrobiło sobie z tego łatwy sposób na uderzenie w Marczaka. Zapomnieli, że trudno irytować się na film ze względu na obrany przez siebie temat, w sytuacji kiedy jest zrealizowany, jak na fabularnego debiutanta, wręcz po mistrzowsku. Marczak balansuje na granicy dokumentu i fabuły. Z tej karkołomnej konstrukcji wyciska prawdę – tę smutną o tym jak bardzo Ci ludzie są przerysowani i puści, ale też tę pozytywną o ich beztrosce i miłości życia. Przepiękna jest jedna z ostatnich scen, w której główny bohater, zapewne z nudów przebiera się i w stroju komentuje zachowania ludzi chodzących po parku – płakałem i śmiałem się na niej dokładnie z tych samych powodów. Michał Marczak pokazał, że jest talentem, przed którym wielka przyszłość. Obawiałbym się w jego przypadku prób angażowania profesjonalistów i tworzenia linearnej, jednolitej fabuły. W tym szaleństwie jest metoda, pytanie czy znajdzie sobie kolejny temat, który z taką świeżością będzie w stanie uchwycić. Wierzę, że tak, bo Wszystkie nieprzespane noce pokazały, że z urywanych scen imprez potrafił wycisnąć tak wiarygodny portret grupy społecznej, jakiego Łukasz Grzegorzek nie potrafił pokazać w przemyślanym fabularnie Kamperze. Wszystko Marczakowi przyszło tak niejako “przy okazji”. Chce więcej, też bym poszedł na jedną z takich imprez. Pytanie Michał czy dobrze byśmy się czuli w tym gronie ludzi mówiących dużo, ale po próżnicy. Z drugiej strony temat zrodził się na naszych oczach w formie filmu Antoniego Krauze Smoleńsk – o tym zawsze warto, i zawsze po próżnicy. Bo z pustego to i Salomon nie naleje.