Michał Hernes: Mówiąc szczerze próbowałem Cię namówić na Infiltrację ze względu na hejt, jaki spadł na ten film po tym, jak nagrodzono go Oscarami między innymi za scenariusz i reżyserię. Martin Scorsese zrealizował coś więcej niż remake, ale nie dla wszystkich było oczywiste, jakich zmian dokonano chociażby w scenariuszu. Ostatecznie namówiłeś mnie, by podyskutować o innym filmie tego reżysera, który jest – moim zdaniem – tajemnicą o tajemnicy. Odnoszę wrażenie, że im więcej w nim widzę, tym mniej wiem i że twórcy tego filmu zawarli coś na kształt sojuszu przeciwko prawdzie.
Maciej Stasierski: Mowa o Wyspie tajemnic, filmie który po swojej premierze zyskał grono oddanych fanów, ale też równie silną grupę przeciwników. Pamiętam, jak kiedyś oglądałem jedno z kolejnych przepoczwarzeń słynnego At The Movies (Siskel & Ebert), w którym znakomity krytyk New York Times A.O. Scott powiedział, że to jeden z niewielu filmów mistrza, “that you should skip” (powinniście sobie go odpuścić). Rozumiem po części ten tok myślenia, bo rzeczywiście Wyspa tajemnic, podobnie jak nielubiane przeze mnie Gangi Nowego Jorku, nie są filmami na tym samym poziomie co klasyki Scorsese, takie jak Taksówkarz, Chłopcy z ferajny, czy ostatnio np. Hugo – obrazy, które łączą w sobie chirurgiczną precyzję najlepszego opowiadacza Hollywood, z dzieckiem rozkochanym w kinie, pasją kinomaniaka. W Wyspie brak trochę tej pasji, z tego też względu jest to produkcyjniak, bardzo udany, ale jednak produkcyjniak. Z drugiej strony, wydaje mi się, że chyba każdy reżyser chciałby mieć w swoim emploi taki film i powiedzieć o nim, że to jego trochę słabsza propozycja. Przecież dla większości mogłoby to być szczytowe osiągnięcie kariery. Zgodzisz się?
Michał: Osobiście wolę Memento Christophera Nolana i uważam, że Wyspa tajemnic byłaby o wiele lepszym filmem, gdyby wyreżyserował ją David Fincher. Alfred Hitchcock powiedział kiedyś, że nigdy nie osiągniesz sukcesu, jeśli próbujesz zbudować dialogami tajemniczy nastrój. Niestety, film Martina Scorsese jest przegadany i wolałbym, żeby było w nim więcej suspensu budowanego bez pomocy słów. A jednak widzę w tej produkcji kinofilię reżysera. Odnoszę wrażenie, że Scorsese postanowił zabawić się formą i gatunkiem, a konkretnie czarnym kryminałem, który uwielbiam, zapraszając do tej zabawy wybitnych aktorów, także na dalszym planie. Kto najbardziej w Wyspie tajemnic urzekł Cię aktorsko?
Maciej: To pytanie trudne, jakby zapytać kto jest lepszy: Mozart czy Beethoven albo Maradona czy Messi. Oczywiście najwięcej jest tutaj wielkiego Leonardo DiCaprio i nawet jeśli jego rola nie jest najlepszą z kreacji u Scorsese, to i tak nie można jej odmówić jakości. DiCaprio najlepszy jest jako człowiek w potrzasku, a tutaj właśnie z czymś takim mamy do czynienia. Znakomity jest także Ben Kingsley jako szalony (a może niezupełnie?) doktor. Uwielbiam też wspaniałą jak zawsze Patricię Clarkson w roli tajemniczej mieszkanki jaskini. Można byłoby wymieniać dłużej. Obsada u Scorsese jak zwykle bryluje. Jak uważasz?
Michał: Zgadzam się, ten film nabrał wielkiej siły dzięki aktorom i pod wieloma względami jest dla mnie ciekawszy niż Incepcja. U Scorsese DiCaprio pokazał szeroki wachlarz swoich aktorskich umiejętności i wolę, gdy bryluje w takich filmach, a nie na przykład w Zjawie (każdy pretekst jest dobry, by dowalić temu filmowi, prawda?). Z aktorów dalszego planu, poza wyśmienitym Kingsleyem, zachwycili mnie przede wszystkim Max von Sydow i Elias Koteas. Ten drugi aktor jest bardzo niedoceniany i szkoda, że nie widzę go częściej w filmach godnych uwagi. Niepowtarzalny klimat Wyspy tajemnic tworzy również muzyka, a nieprzypadkowo pojawia się w nim przejmujący Kwartet fortepianowy a moll Gustawa Mahlera. Zaimponowała mi także dbałość twórców o detale. A co Ty sądzisz o muzycznej warstwie tego filmu?
Maciej: Każdy dzień jest dobry, żeby wbić kolejną szpilę Zjawie – pełna zgoda 🙂 Co do muzyki – świetna, bardzo różnorodna ścieżka dźwiękowa to jeden z najmocniejszych elementów tego filmu. Mahler, Krzysztof Penderecki, a na drugim biegunie piosenki – w takiej mieszance Scorsese jest mistrzem, gdyż jak niewielu kolegów po fachu, zna się na muzyce. Zawsze – przykład najlepszy to Chłopcy z ferajny – lepiej u niego brzmiała muzyka nieoryginalna, której Scorsese w sposób wybitnie oryginalny używa. Nie oznacza to, że ścieżki dźwiękowe np. Howarda Shore do Hugo są słabe – po prostu jest to zupełnie inny film. Trudno było się spodziewać piosenkowego soundtracku przy okazji magicznej opowieści o początkach filmu. Tutaj potrzeba było mroku, którego Penderecki stworzył w swoim czasie wiele. Wystarczy przypomnieć użycie jego muzyki przez Kubricka. Aż dziw, że twórcy współczesnych horrorów używają jej tak mało, przecież byłaby dużo bardziej efektywna niż te dramatycznie schematyczne smyczkowe scory. Z naszej dyskusji można byłoby wywnioskować, że Wyspa tajemnic to film nieco bez duszy, ale składający z genialnych elementów. Trochę tak rzeczywiście jest, jednak powtórzę się: Martin Scorsese nie zrobił w swojej wielkiej karierze słabego, a nawet średniego filmu. Jeśli ten uznamy za porażkę lub jak niektórzy pisali katastrofę, to cytując jednego dość słynnego, ekscentrycznego Greka, zaiste piękna jest to katastrofa. A tak naprawdę to przecież świetne kino, którego inni powinni się po prostu uczyć.