”Rammstein: Paris”

Rzadko piszemy o takich rzeczach, a szkoda, bo koncerty nagrywane przez profesjonalnych filmowców, a nie prezentowane w nagraniach na YouTube, po prostu wyglądają lepiej. A jak jest to koncert Rammstein, to trudno o lepszą propozycję.

Jonas Akerlund, reżyser tego filmu, który dotychczas zajmował się teledyskami, postawił sobie wyjątkowo trudne zadanie. Postanowił uczynić z koncertu Rammstein rzecz jeszcze bardziej efektowną niż sam ich koncert już jest. Czy mu się udało? Myślę, że w pewnym zakresie tak – oczywiście tricków reżyserskich zastosować tutaj można było multum. Akerlund skorzystał bodaj ze wszystkich – przyspieszał montaż, zwalniał, ciął, wprowadzał slow motion. Pojawiły się zbliżenia, niekiedy bardzo niepokojące, wokalisty Tilla Lidnemanna. Kamera zmieniła także parę razy odcień obrazu. Wszystko po to, żeby widz się nie nudził, choć z drugiej strony chyba trudno się nudzić na koncertach tej niesłychanej niemieckiej grupy.

Mała próbka roboty Akerlunda i Rammstein:

Nie byłoby wielkiego sensu kręcenia tego filmu, jeśli Akerlund nie zrobiłby czegoś więcej poza postawieniem kamery przed Rammstein. Za coś takiego nie warto byłoby płacić pieniędzy za bilet do kina. Radziłbym oszczędzić na kupno innego biletu, na sam koncert niemieckich magów rocka. Akerlund jednak zachował się jak prawdziwy filmowiec, który ma precyzyjną wizję tego co chce pokazać. Pokazał wszystko i wiele więcej. A co najważniejsze w wielkim, niezwykle kreatywnym stylu wybrzmiały najlepsze utwory Rammstein, z otwierającym Sonne, Du Hast czy idealnie wybranym na zamknięcie Fruhling in Paris.

To był świetny, chwilami genialny koncert. Ale co ważniejsze, to też był naprawdę świetny filmowy jego zapis. Brawo dla Multikina, że postanowiło go pokazać. Czekamy na więcej takich inicjatyw w naszych kinach.

Tak na pożegnanie, idąc za przykładem mistrzów:

Start typing and press Enter to search