Droga do zapomnienia

zapomnienie

Historia Erika Lomaxa jest jakby skrojona na materiał filmowy. Tym bardziej dziwne, że tyle czasu zabrało Hollywood podjęcie decyzji o jej ekranizacji. Na szczęście w tym nielicznym przypadku, warto było czekać.

Eric Lomax (młodszego gra wielce utalentowany Jeremy Irvine, starszego wielki Colin Firth) w czasie II wojny światowej był łącznikiem w armii brytyjskiej. Po kapitulacji Singapuru, wraz z towarzyszami broni został zesłany do budowy birmańskiej kolei, po latach nazwanej Koleją Śmierci. To co wydarzyło się między nim, a jego oprawcą, tłumaczem japońskiej armii Nagase, pozostaje tajemnicą, która nie daje żadnemu z nich spokoju. Problem tym większy, że mocno zaczyna wpływać na dotychczas zgodne małżeństwo Lomaxa z Patti (świetna Nicole Kidman).

Brzmi jak materiał na skrojony pod Oskary melodramat wojenny. Wskazywała na to szczególnie gwiazdorska obsada i historia, która już z samego opisu chwyta za serce, słowem Angielski pacjent jak się patrzy. Jonathanowi Teplitzky’emu udało się jednak uchronić Drogę do zapomnienia przed tą pułapką. Czym? Głównie niesamowitą klasą z jaką opowiada swoją historię. Nie wyciska na siłę łez, nie manipuluje widza muzyką (używa jej zresztą dość subtelnie, a być może szkoda, bo David Hirschfelder pokazał ponownie, że jest znakomity). Co istotne, swoją sprawnością potrafi wywołać emocje i zaintrygować nawet w chwilach, w których wszystko  wiadomo. Trzeba bowiem przyznać od razu, że historia Lomaxa, choć traumatyczna i przeszywająca, nie jest przeraźliwie oryginalna. Tym większe brawa dla Teplitzky’ego, że do samego końca potrafi utrzymać w widzu niepokój, zaintrygować, momentami zmęczyć drastycznością obrazu, niemniej nigdy nie rozczarować. Zapewne nie udałoby mu się, gdyby nie rewelacyjni bohaterowie, zagrani przez bardzo doświadczonych aktorów dających absolutny koncert. Colin Firth jako Lomax daje kolejną wariację na temat swojej aktorskiej metody less is more. Subtelność jego kreacji pozwala uwierzyć w traumę głównego bohatera, z którą Lomax nie może sobie poradzić. Nicole Kidman dawno nie była tak dobra, jak w roli żony, która nie wie jak sobie poradzić z małżeńskim kryzysem i z mężem coraz mocniej zadręczającym się targającymi nim wspomnieniami. Świetny jest także Stellan Skarsgard, powoli stający się w moich oczach synonimem niezawodności. Cały film kradnie jednak, ku mojego wielkiemu zaskoczeniu, Jeremy Irvine, idealnie naśladujący manieryzmy Firtha, w pełni poświęcający się fizycznie jako młody Eric Lomax. Taka rola wymagała wielkiej odwagi, połączonej w tym wypadku z niebagatelnym warsztatem. Nie jest bowiem łatwo zagrać tak, aby wydawało się, że mamy do czynienia naprawdę z młodszym Firthem. Irvine’owi udało się.

Z ilości pochwał nad aktorami, można byłoby uznać, że Droga do zapomnienia to głównie film aktorski. Nic z tych rzeczy. To bardzo udany, znakomicie skonstruowany dramat, który rzeczywiście chwyta za serce i wyciska łzy. Są to jednak łzy prawdziwe, ale nie zmanipulowane, a to w tych czasach rzadkość.

Droga do zapomnienia (reż. Jonathan Teplitzky)

Stasierski_8

Start typing and press Enter to search