Zdobywczyni Oskara, jedna z największych gwiazd Złotej Ery Hollywood, uznana przez American Film Institute za 13 najważniejszą kobiecą postać amerykańskiego kina. U szczytu swojej kariery Grace Kelly podejmuje szokującą dla wielu decyzję – kończy karierę filmową, wyjeżdża do Monako i zostaje żoną księcia Rainiera – historia jak z bajki, niemal idealnie skrojona na film. Szkoda, że Olivier Dahan zupełnie jej nie udźwignął.
Grace księżna Monako pokazuje jedynie skrawek historii życia Grace Kelly (w tej roli Nicole Kidman). Trzeba oddać Dahanowi, że miał bardzo ambitny pomysł na zaprezentowanie tej fascynującej postaci. Podobnie jednak jak w przypadku jego poprzedniego filmu o Edith Piaf, ambicje go przerosły, a środków zabrakło. Dahan chciał ukazać postać Kelly na tle bardzo trudnego kryzysu niepodległościowego księstwa Monako, które na początku lat 60. znajdowało się pod wielką presją generała Charlesa De Gaulle’a. Niestety zatrzymał się jakby w pół kroku. Grace księżna Monako nie jest więc szczególnie przenikliwa politycznie (Dahan właściwie stwierdza, że to tylko dzięki Kelly udało się zakończyć kryzys), żeby nie powiedzieć że właściwie zero-jedynkowa. Książę Rainier (jedyny aktor wybijający się ponad przeciętność – Tim Roth) jest upartym osłem, nie robiącym wiele poza paleniem papierosów, De Gaulle z kolei jest ukazany na tyle naskórkowo, że nie sposób dokładnie ocenić jego motywacji. W centrum zaś powinna znaleźć się księżna Grace, ale z powodu jakości scenariusza i słabego jak na nią aktorstwa Nicole Kidman, Kelly w praktyce na ekranie nie istnieje. Nie poznajemy prawdziwej księżnej, raczej jej dziwną, zupełnie niezrozumiałą karykaturę. Nierówna, chwilami przerażająco zdystansowana, w innych momentach histeryczna kreacja Kidman nie pozwala na zrozumienie postawy jej bohaterki. Jednak jej porażka w konfrontacji z postacią Kelly wynika głównie ze słabości scenariusza i niestety reżyserskiej maniery Dahana, która ujawniła się już w przypadku Niczego nie żałuję. Jego stylowi bowiem brakuje subtelności, która potrzebna jest przy tego typu biografiach. Widać to szczególnie mocno w scenach księżnej z księdzem Francisem (zmarnowany kompletnie Frank Langella), w których Dahanowi tak mocno trzęsie się kamera, jak w żadnej ze scen bardziej dynamicznych, zaś dialogi i reakcje bohaterów napisano piórem tak mocno dociśniętym do kartki papieru, że zrobił się z tego atramentowy kleks. Scen takich jest w filmie zdecydowanie za dużo, żeby ogólny przekaz można było uznać za wiarygodny. Dahan więc sam pozbawia swoich bohaterów cząstki realizmu, a swoim aktorom rzuca głównie kłody pod nogi. Jego wątpliwa sprawność ujawnia się jedynie w stylu wizualnym historii, który jako jedyny oddaje potencjał bajkowej otoczki.
Film o Grace Kelly, jednej z najbardziej fascynujących postaci w historii Hollywood, najlepiej ogląda się podczas napisów końcowych słuchając świetnej piosenki promującej film. O czymś to świadczy nieprawdaż?
Maciej Stasierski
Grace księżna Monako (reż. Olivier Dahan):