Jeden był taki film podczas zeszłorocznego festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty, który zapadł mi w pamięć i siedzi we mnie do dzisiaj. Zaatakował z zaskoczenia, z regionu, który pozostawał dla mnie tyleż filmowo atrakcyjny, co niepoznany. Jak ojciec i syn Hirokazu Koreedy to jednak coś więcej niż tylko znakomity przedstawiciel kina azjatyckiego.
Nigdy pewnie nie zastanawialiście się, jakby wyglądało wasze życie, gdyby po kilku latach życia w określonej rodzinie, dowiedzielibyście się że z niej nie pochodzicie. Nie zastanawialiście się, bo takie sytuacje nie powinny się nigdy zdarzać. Hirokazu Koreeda podjął się bardzo trudnego zadania ukazania tematu, o którym się mówi. Jednak przedstawienie go z klasą, bez tablodyzowania – to jest dopiero wyzwanie, któremu Koreeda podołał. Przyznaję, że pomogła mu zapewne jego specyficzna wrażliwość, z której reżyserzy azjatyccy są znani. Kino z tamtego regionu świata nie jest emocjonalnie ekshibicjonistyczne, przeciwnie wszystko ukazuje się raczej z dystansu, nieco mechanicznie. Koreeda w taki sposób postanowił poprowadzić Jak ojciec i syn i na tym wygrał! Fabularną strukturę filmu oparł na kontraście, który na pierwszy rzut oka wygląda bardzo schematycznie. Z jednej strony mamy bowiem dobrze sytuowaną rodzinę, w której ojciec jest właściwie nieobecny (potem stając się jednak podstawą postacią dramatu), z drugiej rodzinę dużo bardziej ubogą, żyjącą z dnia na dzień, w której jednak ojciec prawdziwie wychowuje swoje dzieci. Różni ich wszystko, muszą połączyć siły, aby nie ucierpiały na tym dzieci. Koreeda tę emocjonalną batalię prezentuje w sposób absolutnie przeszywający, łącząc niejako wodę z ogniem. Swoją zdystanowaną, niezwykle subtelną narracją wyciska z fabuły silne, rzadko wydobywane w kinie emocje. Jest tutaj miejsce na radość, śmiech, ale też smutek, żal, zatroskanie, i to niekiedy w jednym i tym samym ujęciu. Dzięki temu Jak ojciec i syn hipnotyzuje od pierwszego do ostatniego ujęcia, trzyma za gardło, odpuszczając jedynie w momentach komediowych. Koreeda temat prezentuje w konwencji rodzinnego dramatu opartego na swoistym paradoksie. W filmie pozornie uporządkowany i bardziej zdystansowany ojciec ma dużo większe problemy z poradzeniem sobie z sytuacją, a ten prostszy, dużo bardziej emocjonalny staje się głosem rozsądku. Jednak Koreeda nigdy nie przerysowuje postawy żadnego z nich. Jest to być może największy atut Jak ojciec i syn – podejście reżysera, który nigdy nie serwuje widzowi sztucznych wybuchów emocji i nierealistycznych przemian bohaterów o 180 stopni, a mimo to potrafi do głębi poruszyć, wstrząsnąć, trafić do nawet najtwardszego serca. Robi to dzięki realizmowi przekazu, o który Koreeda dba aż do niesamowitego finału, w którym istniało największe niebezpieczeństwo wpadnięcia w przewidywalność i sztampę. Dzięki podejściu reżysera, wspomaganemu przez fantastyczną obsadę, w żadnym momencie to się nie stało!
Jak ojciec i syn to rzadki przykład kina spełnionego, skończonego, będącego przy tym historią przyswajalną dla szerokiej publiczności. O paradoksie, jeśli jest to jeden z gorszych filmów Hirokazu Koreedy, to jakie muszą być te lepsze? Wybitny film!
Maciej Stasierski
Jak ojciec i syn (reż. Hirokazu Koreeda):