Nagrodę publiczności podczas zeszłorocznego T-Mobile Nowe Horyzonty dostały świetne „Płynące wieżowce”. Podczas tego samego festiwalu laury zyskał także inny film z szeroko pojęte nurtu kina LGBT, wcześniej prezentowany w Cannes „Nieznajomy nad jeziorem” Alaina Guiraudie. Nigdy wcześniej kino tego nurtu nie było w Polsce tak popularne i uznawane. Problem w tym, że „Płynące wieżowce” na swoją nagrodę w pełni zasłużyły, z kolei „Nieznajomy nad jeziorem” zupełnie nie.
Film Alaina Guiraudie okazał się jedną z sensacji zeszłorocznego, bardzo LGBT-owskiego Cannes (przypomnę, że wygrało wtedy rewelacyjne „Życie Adeli”). Niestety jestem w wąskim gronie osób, do których film Guiraudie nie trafił, ba które uznają ten film za absolutnie przereklamowany i kompletnie przeceniany. Przeceniany, bo trzeba powiedzieć, że „Nieznajomy nad jeziorem” zbiera worek nagród, a i krytycy uznali go dość jednomyślnie za rewelację sezonu i jeden z najlepszych filmów gejowskich dekady. Są to dla mnie wszystko oceny co najmniej zaskakujące. Z czym mamy do czynienia w filmie Alaina Guiraudie? Z historią człowieka, który w nieomal rytualny sposób powraca codziennie na nieoficjalną gejowską plażę, na której panowie nie tylko się opalają (prezentując przy tym swoje zwykle bogate przerodzenia), ale też korzystają z pobliskiego lasku jak z sypialni. Jednak pewnego dnia sielanka się kończy, kiedy okazuje się, że na plaży doszło do morderstwa jednego z bohaterów, a na plaży zaczyna węszyć kuriozalny inspektor Damroder. Brzmi to dość parodystycznie i jeżeli za parodię, czy pastisz uznamy „Nieznajomego nad jeziorem” to być może będziemy się na tym filmie dobrze bawić (wciąż mocno wątpliwe). Niestety tylko niektóre elementy filmu, z inspektorem na czele, sygnalizują że Alain Guiraudie mruga do widza okiem. Reszta wygląda na przeraźliwie poważne studium przypadku z historią kryminalną w tle. Niestety żaden z tych elementów w ujęciu zaproponowanym przez Guiraudie nie wypada w filmie wiarygodnie. Na plus reżysera trzeba przyznać, że nie uprawia typowej w kinie LGBT publicystyki, w której często twórcy zapominają że robią kino a nie uprawiają politykę. Niestety na tym kończy się lista pochwał skierowana do reżysera „Nieznajomego nad jeziorem” . Wizja „klasycznego” geja, którą prezentuje w swoim to dla mnie zbiór stereotypów, spłyceń, żeby nie powiedzieć, że chwilami tez zwyczajnie obraźliwych. Tym bardziej to dziwi mając w pamięci fakt, że Guiraudie otwarcie przyznaje się do homoseksualizmu. Wynikać by mogło z tego, że albo sytuacji reprezentowanej przez siebie społeczności nie rozumie albo zrozumieć nie chce i próbuje wyśmiać. Tak czy inaczej w jego ujęciu, w zaprezentowanym świecie nie ma właściwie miejsca na normalność – są same wynaturzenia, z których uprawianie seksu w lesie przy plaży wcale nie znajduje się na czele listy. „Nieznajomym nad jeziorem” jest filmem jeszcze trudniejszym do przełknięcia z tego względu, że wizja zaprezentowana przez reżysera jest kompletnie niewciągająca, dużymi momentami przeciągnięta, nudna Co najgorsze w przypadku historii kryminalnej, nie ma w niej też napięcia. Zresztą całemu wątkowi kryminalnemu trzeba poświęcić nieco więcej uwagi – jest on bowiem podstawowym powodem porażki filmu. Guiraudie nie potrafi zupełnie tego typu historii opowiadać, przez co główny antagonista jest absolutnie karykaturalny, wątek się ciągnie w nieskończoność, na koniec zaś reżyserów szykuje taką jatkę, przy której słuszną reakcją może być tylko uśmiech politowania. Każda z tych słabości mogłaby być inaczej interpretowana, gdyby „Nieznajomy nad jeziorem” miał się okazać pastiszem. Niestety, jak wskazałem wcześniej, nawet wtedy nie można byłoby stwierdzić, że film Guiraudie jest udany, bo satyra jest tu mało ostra, żeby nie powiedzieć, że niezauważalna, a wszystko opiera się bardziej na nieporadności twórcy niż na solidnie zaplanowanym pomyśle.
Jest w tym filmie jeden znakomity wątek – przyjaźni głównego bohatera z pulchnym Henri. Gdyby te historię uznał reżyser za główną oś filmu, mógłby on być o dwie albo trzy klasy lepszy. Niestety wyrwał się z motyką na słońce, chciał stworzyć gejowski kryminał w konwencji parodystycznej. I na tym przegrał.