Stało się. Kolejny ceniony amerykański reżyser zrobił remake legendarnego azjatyckiego filmu. Spike Lee, twórca i nestor kina afroamerykańskiego, obrał kierunek na artystyczne antypody swojej twórczości. Lee znany z takich filmów jak „Malcolm X”, „Rób, co należy” czy „25. godzina” porwał się na przeróbkę jednego z najlepszych filmów w historii kina koreańskiego. W recenzji chciałbym odpowiedzieć na dwa zasadnicze pytania; czy ten eksperyment formalny się udał oraz, co ważniejsze, czy jest w ogóle sens w robieniu takich eksperymentów? By odpowiedzieć na te pytania, przyjrzę się uważniej obu wersjom i poddam je merytorycznej i formalnej konfrontacji. Dla wygody czytania wersję oryginalną będę nazywał „Oldboy’em” a amerykański remake dostanie roboczy tytuł „Newboy„
Przystąpmy zatem do pojedynku!
Fabuła
Spike Lee podszedł do metody adaptacyjnej w klasyczny sposób, przepisując niemalże scenę w scenę z oryginalnej wersji na amerykański grunt. Skrócił ją także o przeszło 20 minut. Fabularnie mamy tu więc ten sam koncept, w którym główny bohater w dniu urodzin swojej córki zostaje tajemniczo porwany i uwięziony w jednym pokoju hotelowym na okres 20 lat. Jedynym oknem na świat staje się dla niego telewizja, z której dowiaduje się m.in: że zabił swoją żonę i jest poszukiwanym mordercą. Uczy się z niej także sztuk walki, dowiaduje się o przebiegu wydarzeń na świecie oraz znajduje w niej ukojenie dla trawiącej go samotności. Pewnego dnia zostaje nagle wypuszczony i dowiaduje się, że ma zaledwie kilka dni na poznanie prawdy o tym „kto i dlaczego go uwięził?„. I kiedy oryginalna wersja przekuwa ten świetny pomysł na wybitny thriller, to amerykańska wersja zaledwie go opowiada. Opowiada w sposób bezpieczny, odcinając dziwne i ekscentryczne (a stanowiące o wielkości azjatyckiej wersji) niuanse fabularne. Lee przejechał walcem po spiętrzonej i wielowymiarowej historii, robiąc z niej fabularnego placka. „Newboy” jest prostszy w odbiorze, jednoznaczny i pozbawiony szaleństwa. Najlepiej obrazuje to porównanie słynnej „sceny z ośmiornicą” W „Oldboy’u” główny bohater je żywcem całą ośmiornicę, kiedy w „Newboy’u” zaledwie na nią patrzy przez szybę akwarium. I taki jest cały film, nie obcujemy z „żywym organizmem”, lecz jedynie patrzymy na niego zdystansowani przez szybę.
Oldboy vs Newboy: 1 : 0
Bohaterowie
Każdy dobry film bohaterami stoi. To od nich w głównej mierze zależy czy wkręcimy się w historię, lubiąc ich lub nienawidząc. Kiedy „Oldboy” ma bezsprzecznie idealny casting, to „Newboy” stąpa po kruchym lodzie. Min-sik Cho tytułowy „Oldboy” jest hipnotyzujący i nieprzewidywalny. Josh Brolin z „Newboya” jest zaledwie poprawny. Problem tkwi w tym, że koreański bohater jest draniem do polubienia. Amerykański raczej nie budzi emocji i pozostawia widza obojętnym. Większy problem czai się jednak w postaci schwarzcharakteru, który z klasą zagrany w oryginalne, w „Newboyu” razi przerysowaniem. Naprawdę lubię Sharlto Copley’a ale to jego najsłabsza rola w karierze. Jak możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej, Copley (ten po lewej) wygląda pewnie bardziej cool jak na złą postać, ale to jednak zachowawczy i klasyczny Ji-tae Yu z wersji oryginalnej jest tu zwycięzcą.
Oldboy vs Newboy: 1 : 0
Zdjęcia & Muzyka
Tutaj krótko. Spike Lee położył te kwestie totalnie. „Oldboy” wygląda dziko, dynamicznie, dziwnie i niepokojąco. „Newboy” to klasycznie nakręcony film, nie wyrożniający się niczym w warstwie wizualnej. Jeszcze gorzej jest z muzyką. Oryginał ma moim zdaniem jeden z najlepszych soundtracków jakie słyszałem, łącząc muzykę klasyczną z bardzo ciekawymi nowoczesnymi motywami. Jest różnorodny, gra na emocjach i nie nudzi. Amerykańska wersja oferuje zaledwie coś, co pobrzmiewa w tle, bez jakichkolwiek ciekawszych momentów eskalacji i podbicia. A już największym grzechem było niedobranie odpowiedniej muzyki do słynnej sceny walki w korytarzu kręconej jednym ujęciem. Przekonajcie się poniżej sami, jak brzmi i wygląda to w oryginalne i miejcie w pamięci, że u Spike Lee w tej scenie praktycznie nie ma muzyki. Shame on him.
Oldboy vs Newboy: 1 : 0
http://www.youtube.com/watch?v=hmWo7m3zhZs
Klimat ( a.k.a komfort widza )
„Oldboy’a” pamięta się przede wszystkim za klimat. Klimat, który pozostaje na zawsze w pamięci. Thrillery z Korei są genetycznie dziwne, mają uszkodzone DNA.
A kiedy dostajemy film o tak pokręconej fabule jak ten, to wychodzi podwójnie „koreańsko”. Gra aktorska na krawędzi szału przeplatana stoickimi momentami spokoju. Dynamiczne, a zarazem poetyckie zdjęcia. To wszystko wciska w fotel. Podczas „Newboy’a” nie jesteśmy w nic wciśnięci. Kiedy w oryginalne główny bohater w ramach swojego szeroko zakrojonego programu zemsty wyrywa jednemu jegomościowi 15 zębów młotkiem, tężeje Nam krew w żyłach. W tej samej scenie Spike Lee proponuje nacinanie naskórka na szyi i posypywanie świeżych ran solą. Ten wybór interpretacyjny, między słowami, wiele mówi o klimacie filmu.
Oldboy vs Newboy: 1 : 0
Podsumowanie
4:0 dla wersji koreańskiej. Jednak nie zrozumcie mnie źle, amerykańską wersję dobrze się ogląda. W wartościach bezwzględnych to nie najgorszy thriller. Aczkolwiek jeżeli widzieliśmy wersję oryginalną i znamy cały kontekst adaptacyjny to wiemy jak daleko spadło jabłko od jabłoni. Próżno tu szukać głębi, klimatu i niezwykłości pierwowzoru.
Odpowiadając na pytania zadane na wstępie mogę udzielić jednoznacznych odpowiedzi. Spike’owi Lee nie udał się eksperyment formalny. Ale nie wynika to z jego indolencji, lecz z samego faktu, że robienie remake’ów znanych i cenionych filmów to artystyczny strzał w kolano. Nie każdy jest też Martinem Scorsese, któremu udało się w „Infiltracji” zamienić Honkong z „Infernal Affairs” na Amerykę i jeszcze dostać za to Oscara.
„Oldboy. Zemsta jest cierpliwa”
Dominik Sobolewski
KONKURS!!!
Do wygrania 2 bilety na „Oldboy. Zemsta jest cierpliwa” do Kina Nowe Horyzonty!
Wystarczy odpowiedzieć na pytanie:
„Jaki jest Twój ulubiony film Spike’a Lee?”
Odpowiedzi ślijcie na: kontakt@areyouwatchingclosely.pl
Losowanie jutro (niedziela) o godzinie 20.00!