Ben Stiller po raz kolejny zasiada na stołku reżyserskim, kręcąc remake filmu sprzed ponad połowy wieku. Za Stillerem nigdy nie przepadałem, ale trzeba przyznać, że napisane dla niego przez Ethana Cohena „Jaja w tropikach” były niezłą komedią.
Stiller jest tym typem aktora-reżysera który, kręcąc własny film, zawsze gra w nim także jedną z głównych ról. Niestety, ze szkodą dla filmu.
„Sekretne życie Waltera Mitty” to, wydawać by się mogło, ambitny projekt który ma być opowieścią na miarę „Forresta Gumpa”. Tak przynajmniej twierdzi sam Stiller oraz kilka (kupionych?) recenzji. Nic bardziej mylnego. Historia, mimo dość ciekawego zamysłu, (główny bohater rzuca monotonną pracę i udaję się w karkołomną podróż w nieznane) zupełnie się nie klei. To zlepek, raczej przypadkowych, scen silących się na oryginalność. Nie czuć tu chemii między aktorami, ani zapachu prawdziwej przygody życia. Tom Hanks unieśmiertelnił postać Forresta Gumpa, Ben Stiller natomiast ją uśmiercił. Kiedy losy życia Gumpa były niezwykłe, to zachowywały jeszcze jakiś posmak realizmu. Walter Mitty to zaledwie postać z taniej kreskówki.
Diagnoza? Film próbuje przełknąć więcej niż może ugryźć.
W rezultacie dusząc się niemiłosiernie.