Tom

tom

Po pokazaniu Laurence na zawsze na wizerunku cudownego dziecka frankofońskiego kina Xaviera Dolana, pojawiła się ryza. Ten film, o wiele bardziej niż dwa poprzednie, ujawnił mocne, ale też i słabe strony utalentowanego dzieciaka z Quebeku. Do połowy jego najnowszego thrillera Tom miałem nadzieję, że Dolan wrócił na początkowo dobrze obrany tor swojej kariery. Niestety nadzieja znów okazała się matką głupich.

Tom to historia bardzo dla Dolana typowa. Reżyser ten wszak w niemal maniakalny sposób eksploruje tematy Genderowe. Głównym bohaterem Toma jest młody copywriter agencji reklamowej (Dolan-aktor, świetny), który przyjeżdża na prowincję, żeby złożyć hołd swojemu tragicznie zmarłemu chłopakowi. Po przyjeździe orientuje się jednak, że matka jego chłopaka nic nie wie o homoseksualizmie syna. Ba, jest przekonana, że niegodna jej dziecka dziewczyna nie chciała, z jakiegoś powodu, pojawić się na pogrzebie. Takie myślenie podsyca dziwnie zachowujący się starszy syn Agaty – Francis (Pierre-Ives Cardinal). Jak w spotkaniu z tymi ludźmi zachowa się Tom?

Najnowszy film Xaviera Dolana jedynie tematycznie nie odbiega od jego dotychczasowej twórczości. Formalnie jest bowiem kinem zdecydowanie bardziej mrocznym, ciemniejszym. Widać, że po bardzo ambitnym, ale w końcu nie do końca udanym, Laurence na zawsze Dolan postanowił na swoją modłę zaadaptować kino gatunkowe. Udało się niestety co najwyżej połowicznie. Tom, jeszcze mocniej niż film poprzedni, pokazał jak bardzo różnymi osobami są Dolan-reżyser i Dolan-scenarzysta. Do reżysera ciężko mieć dużo pretensji. Po raz kolejny Dolan pokazuje, że jest absolutnie wybitnym artystą wizualnym, który do swoich pomysłów fabularnych potrafi świetnie dostosować zdjęcia, muzykę i montaż. Trudno też zarzucić Tomowi, żeby był filmem nudnym, czy pozbawionym napięcia, którego wymaga się od thrillera w szczególności. Niestety wszystko w tym obrazie rozbija się o scenariusz, a właściwie o fakt, że jest on tekstem przerażająco nierównym. Jak bowiem można nazwać obraz, który przez pierwsze 30 minut trzeba określić mianem co najmniej intrygującego, a chwilami hipnotyzującego, a przez kolejne 60 minut mianem kiczu i nieuzasadnionej niczym szarży? Tak właśnie można w skrócie opisać Toma, film z rewelacyjnym, trzymającym za gardło otwarciem, w którym co prawda widać pewne elementy, przy złym poprowadzeniu mogące się stać komiczne lub przerysowane. Jednak Dolan przez długi czas jest pisarzem zdyscyplinowanym. Niestety następuje moment zupełnie dla niego i widza nieprzewidywalny, kiedy ta misternie budowana konstrukcja rozpada się jak domek z kart. Wszystkie wspomniane wyżej fabularne zagrożenia stają się realne, widz przestaje oglądać intrygę, zaczyna z kolei obserwować niemożliwy do ogarnięcia freakshow, w którym każda kolejna scena pogrąża film coraz to mocniej i mocniej. Aż do finału do złudzenia przypominającego inny branżowy rarytas tego sezonu – Nieznajomego nad jeziorem. W końcówce filmu Dolana nie ma mowy o jakimkolwiek napięciu, jedna głupia scena przechodzi w kolejną jeszcze głupszą scenę, bez żadnej próby opanowania sytuacji przez reżysera. To, co Dolan starał się zbudować na oczach widzów staje się niestety pokazem nieudolności młodego twórcy, któremu przy okazji następnych projektów należy się jedna rada: zwolnić Dolana-scenarzystę i zatrudnić zawodowca.

Tom to rzadki przypadek filmu, który otwarcie ma na poziomie 8/10, a zamknięcie na poziomie 1/10. Średnia jest w miarę prosta do obliczenia.

Maciej Stasierski

Tom (reż. Xavier Dolan):

Stasierski_4

Start typing and press Enter to search