Nowy film Jima Jarmuscha to brzmi jak igrzyska olimpijskie, mistrzostwa świata w piłce nożnej lub 5. rocznica ślubu. Dla innych – większych ultrasów nowojorskiego reżysera – to chrzest ukochanego dziecka lub jego pierwsza komunia. Nie jest to w każdym razie zwykłe piątkowe wyjście na piwo. Niezależnie od pozycji, to istotne wydarzenie w życiu każdego, dla kogo istotne są losy światowego kina, choć sam Jim konsekwentnie brnie w oparach niezależności tworząc filmy, które skojarzeń do rzeczy mainstreamowych w ogóle nie rodzą.
James to imię narodzonych zwycięzców. Ballard, Iggy Pop, Dean, LeBron czy poetycki i wybitny zespół z Wielkiej Brytanii – wszyscy odwrócą się, gdy rzucisz w eter Jim!. Oczywiście jeśli będziesz miał okazję ich spotkać. Jedno jest pewne: dzięki żadnemu innemu filmowi Jarmuscha niż ten, w którym mówi, że Tylko kochankowie przeżyją, nie spotkasz sie z nim tak namacalnie.
Im dłużej żyję, tym mniej widzę w moim życiu sensu. To nie jest przejaw depresjii. To nazwanie uczucia, które towarzyszy mi gdy przymierzam się do opisania coraz mocniej subiektywnie i indywidualnie oddziaływujących na mnie obrazów. Spójrzcie tylko na percepcję odbiorcy, który jest wyznawcą gustu, postawy i wrażliwości pewnego reżysera. Rzućcie okiem na niego po raz kolejny, gdy owy reżyser obnaża się przed nim centrymetr po centymetrze. Ogarnijcie zmysłami kogoś kto przeszywany jest przez całe ciało muzyką The Cramps, obrazem rozpuszczonego w rozpaczy Detroit czy egzystencjalnym dramatem i snującą się w marzeniach opowieścią o gorszym jutrze, pełną ukłonów do wszystkich ulubionych bohaterów. Okej, a teraz pomyślcie, że ten ktoś ma Wam o swoich wrażeniach opowiedzieć. Mówią: napisz co o tym wszystkich myślisz. Ja wówczas odpowiadam: okej, ale rzucam się z 20. piętra na chodnik, a gdy będę spadał, chcę zobaczyć Tylko kochankowie przeżyją jako swój śmiertelny videotape. Klatka po klatce. Najlepiej trzymając za rękę którąś z Was chodzących po tym świecie. W cudownym zauroczeniu.
W październiku po American Film Festival we Wrocławiu mieliśmy na szczęście okazję o Kochankach… nieco bardziej rzeczowo porozmawiać. Poniżej zapis tamtego wydarzenia. Jeśli zatem chcesz o dywagacji nt. uczuć posłuchać to życzymy miłego odbioru.