Michał Hernes: Mam z Klientem Asghara Farhadiego problem. Moim zdaniem ten film nie zasługuje na Oscara i nie dorasta do pięt chociażby wybitnemu Rozstaniu. Jak myślisz, dlaczego amerykańska Akademia Filmowa nagrodziła Klienta?
Maciej Stasierski: Powód jest prosty – Akademia chciała wziąć udział w politycznej rozgrywce z aktualnym prezydentem USA Donaldem Trumpem. I tę rozgrywkę przegrali wszyscy – zarówno Akademia, której gest pozostanie niezauważony, jak i wielbiciele kina, bo wygrał film nie warty głównej nagrody. Zgodzisz się?
Michał: Zgodzę się i ubolewam nad tym, że Oscarem nie nagrodzono Toni Erdmanna. Moje rozczarowanie Klientem boli mnie tym bardziej, że sporo się naczytałem o trudnej sytuacji teatru w Iranie – cenzura sprawia, że profesjonalny teatr na wysokim poziomie praktycznie tam nie istnieje. Jedyną alternatywą są podobno teatry studenckie i w podziemiu, ale próżno tam szukać wybitnych reżyserów i znakomitych aktorów. Tym bardziej ucieszył mnie film nawiązujący do Śmierci komiwojażera Arthura Millera. Ciekawiło mnie, jak Farhadi podejdzie do tej inspiracji, bo o ile np. w Związku Radzieckim chwalono i publikowano pisarzy takich jak Twain czy Hemingway, to w przekładach ich dzieł opuszczano fragmenty “moralnie” i politycznie niewygodne. W radzieckich wersjach Śmierci komiwojażera Willy, główny bohater, stał się karykaturą samego siebie, czyli kompletnym głupcem. Niestety, odnoszę wrażenie, że tak samo jest z głównym bohaterem Klienta, ale tu przyczyną jest po prostu słaby scenariusz. Szkoda, że Farhadi nie skupił się na trudnym losie artystów i ludzi teatru w Iranie. Szkoda, że nie zrobił czegoś na miarę np. Amatora Kieślowskiego. A co Ciebie najbardziej rozczarowało w Kliencie?
Maciej: Wiele rzeczy – z jednej strony mam problem z tym, że Klient jest niejako gorszą, drugą częścią Rozstania. Dobrze zauważyłeś, że tamten film był rzeczywiście wybitny – ten nie jest. I to nie tylko dlatego, że schemat historii jest właściwie ten sam, bo z tym nie miałbym wielkiego problemu. Wszak Fahradi nie jest twórcą takim jak Alejandro G. Inarritu, który w trzech pierwszych filmach powtarzał się jeden do jednego. Fahradi jest na to zbyt inteligentny. Jednak Klient pokazał, że także taki twórca może mieć chwilę słabości, bo zaadoptowane elementy Rozstania zyskały tutaj okropny wydźwięk swoistej szarży bez żadnej kontroli. Szokujące, że w finale tego filmu bardziej uśmiechałem się z politowaniem, niż angażowałem się w przecież potencjalnie dramatyczną historię. Dobrze, że wspomniałeś o teatrze irańskim w Kliencie – moje pytanie brzmi po co te sceny, ładnie zainscenizowane, ale nic nie wnoszące do fabuły, w ogóle zaistniały w scenariuszu? Jako dygresja?
Michał: Zapewne chodziło o analogię między dramatami bohaterów filmu i arcydzieła Arthura Millera, który krytykował społeczeństwo i jego twarde reguły. W Śmierci komiwojażera Farhadi dostrzegł prawdopodobnie rzeczy bardzo mu bliskie: konflikt ludzkich postaw, motyw “życiowego kłamstwa”, rys psychologiczny, dobry dialog. Problem polega na tym, że w jego filmie zabrakło mi wiarygodnego rysu psychologicznego i dobrych dialogów. Ci bohaterowie wydali mi się nijacy i irytujący. Jak wspomniałeś, te konflikty zamiast poruszyć, mogą sprawić, że na twarzy widza pojawi się niezamierzony przez twórców uśmiech. To o tyle przykre, że Rozstanie jest filmem gęstym do granic arcydzieła. O Kliencie nie mogę tego powiedzieć. Arthur Miller mawiał, że nie wyobraża sobie teatru godnego swoich czasów, który nie stawiałby sobie za cel próby zmienienia świata. Pisarka Cyril Connolly dodawała, że patrząc na pisarzy na przestrzeni wieków można dostrzec, że zawsze są polityczni i że pisarz negujący politykę neguje część swojego humanizmu. Nie do końca się z tym zgadzam, ale bardzo możliwe, że Farhadi ma podobne podejście. Tym razem mu nie wyszło, ale może jeszcze wróci do formy. Czy mimo wszystko coś Ci się w tym filmie podobało? Może aktorzy?
Maciej: Fahradi na pewno wróci do formy, tylko musi wybrać sobie jakiś inny temat. Może niech spróbuje kina mniej społecznie zaangażowanego. Może niech się przeprowadzi na stałe do Francji i spróbuje tamtego kina, zawsze na granicy gatunkowości. To byłby powiew świeżego powietrza w tych zastanych, pamiętających Rozstanie żaglach. Oczywiście Klient ma dobre aktorstwo, chociaż nie zgadzam się z canneńskim werdyktem, w którym wyróżniono akurat głównego aktora Shahaba Hosseini. Zapominając już na ten moment o Rozstaniu, aktor ten po prostu nie poradził sobie z uwiarygodnieniem tej kuriozalnej postaci męża, który nagle przeradza się w ogarniętego chęcią zemsty człowieka z piekła rodem. Trochę więcej można się spodziewać po Fahradim niż kręcenia kolejnego przepoczwarzenia Życzenia śmierci. Szczęśliwie genialna jest partnerująca Hosseiniemu Taraneh Alidoosti, która jest prawdziwym emocjonalnym sercem tego filmu. Gdyby Fahradi zdecydował się nakręcić film z jej perspektywy, Klient mógłby być kolejnym arcydziełem w jego karierze. Poszedł jednak w szaleństwo głównego bohatera i na tym przegrał. Szczęśliwie jest to zbyt dużej miary twórca, który ma jeszcze za dużo do powiedzenia, aby spocząć na laurach i ciągle się powtarzać. W końcu nie jest Alejandrem…zresztą wiesz o kim mówię.
Michał: Pocieszam się tym, że Krzysztof Kieślowski po kuriozalnym Podwójnym życiu Weroniki wyreżyserował wspaniałą trylogię Trzy kolory. Oby Farhadi poszedł tą drogą, a nie śladem Krzysztofa Zanussiego. Klient ma natomiast swoich zwolenników, szanuję to, ale niewykluczone, że te wszystkie nagrody robią mu krzywdę, bo jak już ustaliliśmy daleko temu filmowi do arcydzieła.