#RzekomoTakiDobry – ”Requiem dla snu”

Michał Hernes: Startujemy z nowym cyklem w kontrze do #PonoćTakiZły. Tym razem skupiać będziemy się na filmach #RzekomoTakichDobrych, to znaczy – jakich? Przecenianych przez krytyków czy przez widzów? A może przez jednych i drugich?

Maciej Stasierski: Będziemy rozmawiać o filmach “kultowych”, które się słabo zestarzały. Ale też o tych, które od samego początku były, naszym zdaniem oczywiście, błędnie uznawane za wielkie wydarzenia. Zaczynamy z wysokiego C. Od Requiem dla snu – co myślisz o tym kultowym filmie, z którego muzykę znają chyba wszyscy?

Michał: Kiedyś był jednym z moich ulubionych. Wciąż pamiętam, jak w czasie seansu zamykałem oczy i jak byłem nim poruszony. Wydawało mi się wtedy, że mam do czynienia z prawdziwym arcydziełem, ale powrót po latach do tego filmu okazał się dla mnie bolesny i rozczarowujący. Czy dałem się bezmyślnie porwać jego rytmowi i tej muzyce? Czy reżyser cynicznie, bądź niechcący, mnie zmanipulował i oszukał? Nie jest tak, że nie szanuję tego filmu, wciąż moim zdaniem ma w sobie to coś, tylko… Czuję się oszukany i nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. A Ty?

342164

Maciej: Ja chyba od początku byłem rozczarowany. Obejrzałem ten film sporo po kinowej premierze, po przeczytaniu kilku (kilkunastu?) analiz. I byłem zszokowany, że to, co dostałem na ekranie nie było nawet blisko tego, co tworzyli psychofani tego obrazu. Przecież on miał być taki odkrywczy w kwestii uzależnienia. Przecież miał być taki bezkompromisowy w pokazywaniu zjawiska. Przecież miał być tak świetnie zagrany. Tymczasem okazał się dla mnie irytujący. Boleśnie dotknęły mnie manieryzmy Darrena Aronofsky’ego, który stworzył otoczkę przełomu, a zrobił film, który bardzo mocno idzie po schematach. Jeśli ktoś pamiętał Trainspotting wie, że nic, co zostało ukazane w Requiem nie jest odkrywcze, czy ciekawe. Pozostało tylko aktorstwo, rzeczywiście przyzwoite, ale tak naprawdę wielką rzecz zrobiła tutaj tylko Ellen Burstyn. Zgodzisz się?

Michał: Zgodzę się co do Ellen Burstyn, która od początku wydawała mi się jednym z najmocniejszych elementów tego filmu. Nie rozumiem jednak hejtu na Requiem dla snu – nie przypominam sobie, bym uważał ten film za odkrywczy w kwestii uzależnienia, przełomowy i bezkompromisowy (wolę Nagi Lunch). Czyli nie byłem i nie jestem psychofanem tego filmu 🙂 Mnie urzekła i poruszyła dynamiczna i teledyskowa filmowa narracja. Zakochałem się w tej muzyce i wciąż ją kocham. Po latach uświadomiłem sobie jednak, że to efektowny przerost formy nad treścią; że być może reżyser starał się manipulować bądź poruszać widzów właśnie tanimi chwytami i epatowaniem drastycznymi scenami. Za to mam żal do Aronofsky’ego, ale wciąż ten film lubię. Jeśli już, to za odkrycie uważałem Jennifer Connelly (nie widziałem wcześniej filmów z jej udziałem) i Jareda Leto. Co sądzisz o ich grze w tym filmie i czy – w kontekście także Legionu samobójców – zgodzisz się, że Leto jest aktorem zbyt mocno szarżującym i może przez to irytować?

screen-shot-2015-05-10-at-12-54-18-am

Maciej: Wydaje mi się, że jednak udawał bezkompromisowy, ale zostawmy to. Cieszę się, że odkryto Jennifer Connelly – to naprawdę wspaniała postać współczesnej kinematografii. Co do Jareda Leto…wiele wątpliwości pozostaje. Spójrz – mamy aktora, który rzeczywiście stawia często na szarże. Także w filmach, w których nie powinien. Zgodzę się, że Leto może irytować. Cieszę się jednak, że jego rola w Witaj w klubie została doceniona – tam zagrał z perfekcyjną subtelnością mężczyznę, który mężczyzną być nie chce. Jak bardzo się różni ta rola od przeszarżowanej kreacji tutaj, której kwintesencją są okropne, wręcz odrażające sekwencje finałowe. Mam z tym filmem jeszcze jeden problem – z potencjału, który za nim stał, nie potrafił Aronofsky wycisnąć wystarczająco dużo kreatywnych, unikalnych pomysłów. Mógłby się uczyć tego od Boyle’a. A co z tą muzyką? Z jednej strony jest rzeczywiście wybitna, z drugiej już w ogóle nie kojarzy się z tym filmem. Dobrze to czy źle?

Michał: Mój największy problem z tym filmem polega na tym, że na podstawie minimalistycznej i poruszającej książki powstał film bardzo efekciarski. Zmarnowany został potencjał literackiego pierwowzoru, o którym ktoś napisał, że jest bardzo punkowy. Może więc muzyka punkowa byłaby lepsza? Nie wiem, dla mnie utwory Kronos Quartet idealnie pasują do Requiem dla snu, ale zgodzę się z Tobą, że podejście reżysera było zbyt bezkompromisowe – zbyt ślepo podążał za swoją wizją i swoimi ambicjami. Przeszarżował więc reżysersko.

Maciej: To jest właśnie sedno – ten film powinien być efektowny a jest efekciarski. Powinien być świetnie zagrany, jest zagrany pod publiczkę (wyjątek stanowi niesamowita Burstyn). Powinien być świeży, a jest manieryczny. Powinien, powinien, powinien, a nie jest… Po prostu jest rzekomo taki dobry…

Start typing and press Enter to search