Znamy tysiące historii o romantycznych dziwakach. Jeżeli czujemy, że cierpimy na niezdiagnozowaną melancholię to z jakichś powodów doszukujemy się w tego typu opowieściach fragmentów własnej świadomości. Z niezrozumiałą dociekliwością usiłujemy odnaleźć w bohaterach odpowiedzi na pytania: dlaczego mi tak odwala? czy mózg daruje sobie dzisiejsze, nocne dywagacje? czy spowszednieję kiedyś i zakończę ten nieustający maraton irytującego rozkminiania świata?
Titta di Girolamo ma prawie 50 lat. Jest samotnikiem, którego ulubionym zajęciem jest palenie papierosów. Cierpi na bezsenność. Od 24 lat raz w tygodniu wstrzykuje sobie heroinę. Jego jedynym obowiązkiem jest deponowanie w banku olbrzymich pieniędzy, które dostarczane są przez tajemniczą pośredniczkę. Każde zdanie wypowiedziane z jego ust brzmi jak poezja. Pewnego dnia brakuje mu śmiałości, by odezwać się do kobiety, która od wielu lat jest nim zauroczona. Błąd. BUM! Dramatyczny zwrot wydarzeń.
Mam złą wiadomość. Nie ma leku na melancholię. Nie ulegajmy ułudzie. Czas nie goi ran, a tym bardziej nie prostuje naszej wrażliwości. W takim przekonaniu utwierdza absolutnie zniewalający film pt. Skutki miłości w reżyserii Paolo Sorrentino. Nie pozostawia złudzeń. Z jakichś jednak powodów skłania do samozadowolenia. Dokonując kolejnych samookaleczeń pomyśl, że tylko nielicznym jest dane oglądać ten świat w nucie gorzkich dźwięków. Znajdź to co kochasz i daj się temu zabić.
Tomasz Samołyk