Western wydaje się być gatunkiem wyjątkowo staroświeckim, anachronicznym, zamkniętym w pewnych określonych, bardzo mocno zamkniętych ramach. Tym bardziej Slow West trzeba traktować jako powiew świeżego powietrza w westernowym schemacie. Jest kilka powodów takiego stwierdzenia.
Pierwszy to zdjęcia, absolutnie genialne, kto wie czy nie najbardziej interesujące w całym filmowym roku. Ich twórca Robbie Ryan tak sprawnie posługuje się kolorem, że Slow West potrafi wyglądać bajkowo i jednocześnie bardzo realistycznie. Ryan nie tylko dobrze koloryzuje, ale także wyśmienicie kręci, najróżniejsze sceny, z dynamicznymi włącznie. Finałowa sekwencja rewolwerowego pojedynku jest tak ekscytująca właśnie dzięki jego zdjęciom, wspomożonym znakomitym, szybkim montażem.
Drugi to konwencja, którą zaproponował brytyjski debiutant John Maclean. Niezwykłe dojrzały to pomysł, choć niekoniecznie akurat wyjątkowo oryginalny. Jednak solidne połączenie kina drogi oraz typowej historii o dojrzewaniu, w ramach westernu nie jest wcale takie łatwe. Tutaj się udało głównie ze względu na wspaniale napisane postaci główne – Jaya i Silasa – które wcale nie są oczywistymi przyjaciółmi, ale mimo przeciwności losu i zwalczających się charakterów nimi zostają. Dochodzi wręcz do takich momentów, w których Silas, potencjalny mentor, uczy się wiele od romantycznego Jaya, lekkoducha. Piękna to relacja, która na ekranie wygląda wiarygodnie dzięki trzeciemu silnemu elementowi Slow West.
Jest nim aktorstwo, szczególnie kolejna wielka rola Michaela Fassbendera. Aktor ten po raz kolejny potwierdza, że czego się tylko dotyka, zamienia w złoto. Fassbender już grywał takich trudnych, bardzo szorstkich bohaterów, jednak nigdy z taką mocą i brawurą. Co ważne udało mu się, z niesłychaną wręcz swobodą, go uczłowieczyć. Niesamowita jest właśnie głównie ta lekkość, swoboda, z którą Fassbender tworzy swoje postaci. Silas dołącza właśnie do jego imponującego emploi. Istotnym dla Slow West jest fakt, że grający Jaya Kodi Smit-McPhee jest dla niego równym partnerem. Jego absolutnie naturalna charyzma pozwala postaci Jaya zaistnieć na swoich warunkach na ekranie, co w starciu z Fassbenderem trzeba uznać za wielkie osiągnięcie.
Slow West takowym nie jest, ale budzi olbrzymi szacunek i rodzi nadzieje na pojawienie się na rynku reżyserskim nowego mocnego nazwiska. Brawo!