Nieprzypadkowo parafrazuję tytuł jednego z filmów, przy których Woody Allena tworzył pierwsze swoje dialogi i stawiał pierwsze litery w scenariuszu. Cytat Zagraj to jeszcze raz idealnie pasuje do Śmietanki towarzyskiej. Jest ona bowiem kotletem nieco odgrzanym, ale tak smacznym jakby był świeżuteńko zrobiony. Takiego Allena chcemy oglądać, bo jest tu zabawnie, urokliwie, smutno i jak rzadko u słynnego nowojorczyka bosko wizualnie!
O czym Allen tym razem opowiada? Trochę o wszystkim, co kocha. O filmie, a dokładnie o starym Hollywood w formie nieco satyrycznej. Przypominacie sobie zapewne tegoroczne Ave Cezar braci Coen, którzy też o tym próbowali coś ciekawego opowiedzieć. Allen robi to o niebo lepiej – jego wizja jest świeższa, a równocześnie paradoksalnie niesamowicie melancholijna. Podstawą jest tutaj Phil Stern, bohater którego brawurowo odgrywa Steve Carell (czego ten aktor jeszcze nie zrobi?!), agent gwiazd, nie wiemy do końca czy człowiek sukcesu, bo tworzący wokół siebie bardziej otoczkę znajomości i splendoru. To on napędza Śmietankę towarzyską w pierwszej jej części.
W drugiej wchodzimy zaś w życie rodziny Bobby’ego (wspaniała rola Jesse Eisenberga), pełnej nietuzinkowych postaci – skrajnie żydowskich rodziców, siostry, który znalazła sobie męża intelektualistę i czuje, że złapała byka za rogi oraz…brata gangstera, który morduje ludzi i zalewa ich betonem. Rzadko Allen opowiadał o tym konkretnym światku, ale jak już wybrał na scenerię nowego filmu swój ukochany Nowy Jork, to nie było odwrotu. Portret rodziny jest pełen cynizmu, a jej członkowie właściwie personifikują cechy charaktery samego Allena – jest więc ironia i dystans ojca, matka która zamartwia się światem i sam Bobby, który łączy je w sobie wszystkie. Wybór Eisenberga na filmowy portret Allena to absolutny strzał w „10” – ten aktor nawet zachowuje się jak Allen, wycofany i zakompleksiony w postawie, ale pełen inteligencji na języku.
Wspaniałą partnerką dla Eisenberga jest Kristen Stewart, która od jakiegoś czasu pokazuje, że o Belli Swan i serii Zmierzch można zapomnieć. U Allena odnajduje pokłady charyzmy, której jeszcze u niej nie widzieliśmy, a przy okazji jest bodaj najpiękniejsza kobietą świata! Przynajmniej filmowego. Wokół jej postaci kręci się, przewijający się przez całość fabuły, wątek miłosny, który decyduje o tym, że Śmietanka towarzyska bywa filmem wyjątkowo smutnym (zakończonym bez typowego happy endu) oraz w całości sentymentalnym. Dokłada się do tego wspaniały soundtrack i coś czego u Allena dawno nie widziałem – cudowne zdjęcia. To co robi kamera Vittorio Storaro, w bardzo współcześnie nastawionym filmie Allena, jest niesamowite. Niemal żółta kolorystyka zdjęć powala na kolana, nie tylko ze względu na to, że jest kapitalnym ćwiczeniem formalnym, ale szczególnie dlatego, że decyduje o klimacie opowieści. Storaro, stary mistrz, pokazał klasę.
Inny stary mistrz, Woody Allen potwierdził za to, że mimo odkurzania tych samych rzeczy, wciąż bywa twórcą zaskakująco ekscytującym. Najlepszy jego film dekady.