Stara Baśń. Kiedy słońce było bogiem

Rzeczom pięknym i wybitnym niepotrzebna jest admiracja. To jak krytykowanie cnót doskonałych, którym zarzucić można jedynie to, że wywołują zbyt dużo zachwytu. Pamiętacie swoją pierwszą, młodzieńczą miłość? Jeden z moim znajomych przyznał, że był zadżumiony w swojej wybrance tak bardzo, że nie dopuszczał myśli, iż ona mogłaby oddawać mocz. Bo przecież tak cudnej damie to nie przystoi.

Stara Baśń, a właściwie Stara Baśń. Kiedy słońce było bogiem to właśnie taka kinowa maestria. Jestem przekonany, że Jerzy Hoffman nie zdawał sobie sprawy z wagi i znaczenia swojego dzieła. Odcisnęła ona bowiem ogromne piętno na karierach wielu filmowców, którzy z zazdrością i pasją potem usiłowali jedynie zbliżyć się do wielkości Starej Baśni. Nikomu to się do tej pory nie udało.

512606_1.1

Wielu z Was się ze mną nie zgodzi. Jednak przecież nie każdy musi znać się na filmach. Właśnie dlatego warto czytać recenzje ludzi od Was lepszych, którzy powiedzą Wam co jest dobre, a co zasługuje na potępienie. Dzięki nawiązaniom do Michelangelo Antonioniego czy nawet wszesnego Woody Allena (scena, w której Katarzyna Bujakiewicz pokazuje piersi) zrozumiecie, że macie do czynienia z kinem wybitnym i mocno Was przerastającym.

Hoffman stworzył bowiem historię, która nie tylko zapiera dech w piersiach, ale też nie pozwala ani na chwilę oderwać oczu od ekranu. Stworzone z pasją dialogi, okraszone ciętym i błyskotliwym humorem to coś, czego polskie kino nie widziało i prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy. A wszystko to osadzone w pradawnych dziejach, które wspominam z łezką w oku. Jeżeli pamiętacie Starą Baśń z kinowej wycieczki klasowej, czyli z okresu kiedy nie widzieliście świata poza McDonaldem i tamagotchi, to zastanówcie się czy są to wystarczające podstawy do krytyki mojego tekstu.

Kino obcesowe. Serdecznie polecam.

Samołyk_8

Start typing and press Enter to search