„T2: Trainspotting”: Powrót do starego bagna

20 lat temu ukradł swoim przyjaciołom 16 tysięcy funtów. 4 zostawił Spudowi, ale resztę zabrał ze sobą, aby zacząć nowe życie. Teraz wraca do Edynburga, żeby…no właśnie. Po co Mark Renton (rewelacyjny Ewan McGregor) wraca do Edynburga? Żeby pojednać się z przyjaciółmi? Żeby rozliczyć się z przeszłością? A może po prostu dlatego, że nie ma dokąd pójść, bo idea lepszego życia okazała się tylko ideą?

Jedno jest pewne – nie może liczyć na bardzo ciepłe przyjęcie ze strony swoich byłych towarzyszy doli. Spud ma do niego najmniej pretensji, ale on i tak niewiele w swoim życiu ogarnia. Simon vel Sick Boy czuje wobec niego co najmniej ambiwalentne uczucia. Z kolei Franco vel Begbie chce go zwyczajnie ukatrupić. Mark nie ma więc chyba do czego wracać, a mimo wszystko ląduje w Edynburgu, gdzie odżywają stare emocje, ale też pojawiają się nowe. Nowe, ale jednak w jakiś sposób przypominające to co się wydarzyło 20 lat temu.

T2-Trainspotting-4

To jest chyba największy sukces drugiej części kultowego TrainspottinguDanny Boyle potrafił odtworzyć klimat, atmosferę oryginału, nie zapominając jednak o widzu współczesnym. Dlatego właśnie T2: Trainspotting można obejrzeć nawet bez większej znajomości pierwszego filmu. Głównie ze względu na to, że Boyle oddaje mu niesamowicie sprawny hołd. Dobrze wie, że tamten film był jego swoistym opus magnum. Dobrze też wie, że bez przypomnienia go, sukces drugiej odsłony byłby niemożliwy. Boyle patrzy z rozczulająca nostalgią na film sprzed 20 lat. Nie ma w tym żadnego cynizmu, przeciwnie – jest chęć pokazania ponownie i ze świeżym spojrzeniem tego, co było w kinie wtedy nowe. Tym widzom, którzy są za młodzi by oryginalny Trainspotting dobrze znać.

Oczywiście nie samą nostalgią ten film stoi. Szczęście drugiego Trainspotting jest takie, że zarówno jego reżyser, jak i aktorzy spoważnieli. Wtedy szaleni, ze świeżym spojrzeniem, dziś doświadczeni, ale-  co ważne – niewypaleni postanowili wejść w te same buty, ale z zupełnie inną świadomością tego, o czym opowiadają. Pierwszy Trainspotting był bardzo skrajnym przedstawieniem zjawiska narkomanii, co za tym idzie był niezwykle efektowny. Drugi tak efektowny nie jest, bo nie musi. Jest natomiast prawdziwy – pokazuje dość smutną prawdę, z której można wysnuć wniosek, że zrodzeni w bagnie, prędzej czy później do niego wrócą. I nadziei na lepsze jutro, na europejską wersję American Dream nie ma.

T2-Trainspotting-5

Przykra to wizja świata, pełna goryczy, ale niestety realna. Przez to właśnie drugi Trainspotting jest tak udanym sequelem – nie bazuje bowiem jedynie na odniesieniach do oryginału, a wyciąga swoje, nowe wnioski z sytuacji tych bohaterów, których już tak dobrze poznaliśmy. Oni są bodaj najważniejszym powodem, dla którego warto ponownie wejść w świat tego brzydkiego, brudnego Edynburga. Mark, Simon i Spud to ekipa popapranych nieudaczników, którzy jednak wciąż nie potrafią bez siebie żyć. To chyba najlepsza forma bromance’u, jaką można sobie wymarzyć. Na dokładkę jest też misiowaty, nie przypominający w ogóle swojej dawnej wersji Francis Begbie, którego znowu brawurowo zagrał Robert Carlyle. Aktorsko T2: Trainspotting jest – rzecz jasna – bez zarzutu, muzycznie ten film odkrywa nowości i miesza je z tym, co uczyniło oryginał filmem kultowym. Ten pewnie kultowy nie będzie, ale jak na sequel robiony po 20 latach trzeba go uznać za niemalże wzorcowy. Wielkie pozytywne zaskoczenie.

Start typing and press Enter to search