No dobra, czas na film dla tych, którzy chcą się posikać w gacie ze strachu. Ciężko mnie przestraszyć filmem. Te wszystkie wydawane taśmowo horrory & slashery przestały już dawno na mnie robić wrażenie. Głównie dlatego, że po prostu NIE są straszne. No chyba, że straszą swoją bezdenną głupotą i brakiem szacunku do intelektu widza. Nie wspominając już o ich totalnym braku kreatywności i chęci wnoszenia czegoś nowego do gatunku. Zaledwie raz na jakiś czas pojawiają się takie perełki jak pierwsza część Paranormal Activity czy ostatnio, niespotykanie dobry i cholernie przeraźliwy Babadook (tutaj moja recenzja). To jednak wyjątki. Prawdziwy zło zawsze wiało do nas bowiem ze Wschodu. Im bardziej azjatycki kraj tym lepiej. Japonia, Korea, Tajlandia – to prawdziwe stolice grozy. Coś jest w psychice Azjatów, co wywołuje mój niepokój. Przecież te filmy, co oni wymyślają, to czasami tak przeginają pałę, że można sobie coś po nich zrobić. Dlatego uprzedzam, że proponowana przeze mnie japońska produkcja braci Pang z 2002 roku to screamer najwyższego przerażenia (amerykański remake z Jessicą Albą (sic!) to podobnie niepotrzebny i zły film jak Jobs z Ashtonem Kutcherem). Do dziś bowiem pamiętam jak oglądałem film braci Pang z kumplem w nocy (pozdro Prestonie!) i mieliśmy niemałe ciasteczko w majtkach. To naprawdę solidny stuff. Dla odważnych i o tytanowych nerwach. Lepiej nie bierzcie do tego filmu żadnych narkotyków bo Was może pozamiatać i traficie do psychiatryka. Pozdrawiam Wasze dusze!
Ostrzegam – Dominik Sobolewski