To nie jest film na miarę Marii Skłodowskiej – Curie

Jestem ciekaw, jak wyglądałaby filmowa biografia Marii Skłodowskiej – Curie, gdyby scenariusz do tej produkcji napisał Krzysztof Rak. Owszem, można narzekać na słabości Sztuki kochania, ale jest ona dla mnie znacznie ciekawsza od produkcji Marie Noelle. Podobnie jak zresztą Jackie. Bardzo żałuję, że Karolina Gruszka nie dostała szansy na pokazanie pełnego kunsztu swoich aktorskich możliwości w lepszym filmie, w przeciwieństwie do chociażby Natalie Portman. Co prawda polska aktorka ratuje ten chaotyczny i nierówny film, ale zdecydowanie zasługuje na więcej.

Osobiście mam z filmami biograficznymi problem. Coś czuję, że Maria Skłodowska – Curie miała wiele twarzy, tylko pytanie brzmi– która była prawdziwa? Chciałbym docenić ambicję i pomysły twórców tego filmu, ale po prostu nie potrafię. To prawda, że starali się pokazać złożoność tej postaci – perfekcjonistkę i osobę obcą w patriarchalnym społeczeństwie. Wiecznie niezadowoloną z siebie pracoholiczkę, którą targały wątpliwości. Genialny umysł, kobietę, która bywała silna i wytrwała, ale także delikatna i spragniona uczuć.maria-sklodowska-curie-film-2341705

Paradoksalnie to dobrze, że ten film wyreżyserowała Francuzka, a nie ktoś z Polski. Być może właśnie to sprawiło, że Noelle spojrzała na tę postać bardziej z dystansu, nie kreśląc jej hagiograficznego portretu. Niestety, w tym filmie szwankuje scenariusz. Wyszedł z tego zlepek chaotycznych scen, które nie tworzą dla mnie spójnej historii. Wiele fragmentów i dialogów pełni rolę informacyjną, ale odnoszę wrażenie, że zostały dodane trochę na siłę i burzą rytm opowieści. Mimo ciekawego pomysłu, ten film nie został tak przemyślany, jak chociażby wspomniana wyżej Jackie. Szczytem nieprzemyślanej kuriozalności jest dla mnie fragment, w którym Skłodowska – Curie spotyka się ze swoją siostrą (Izabela Kuna). Swoją rozmowę zaczynają po polsku, ale kontynuują ją… po francusku (!).

Ta filmowa opowieść byłaby dla mnie nie do zniesienia, gdyby nie Karolina Gruszka. Choć zasługuje na lepsze scenariusze, mimo wszystko trochę uratowała tę produkcję swoim zniuansowanym aktorstwem, a pięknie uchwycił to operator Michał Englert. Widać, że robił on co mógł, by ten film był poetycki i wizualnie przepiękny, ale powtarzam – moim zdaniem te klocki nie bardzo do siebie pasują. To, co miało być bardzo ładne i poetyckie, ociera się moim zdaniem o grafomanie i pretensjonalność. A szkoda!

skło

Jak wspominałem, Skłodowska – Curie bywała wielka, ale też pełna wątpliwości i zagubiona. Gruszce mimo wszystko udało się rewelacyjnie oddać jej złożoność –  od genialności po wszystkie słabości tej kobiety. Wydaje mi się, że sukces Gruszki wynika m.in. z tego, że grając tę postać sięgnęła także do swojego wnętrza i do tego, co zachwyciło ją i poruszyło w tej postaci. Poszukiwanie wad i zalet genialnej Polki przerodziło się w coś, co chwilami ociera się o aktorską wielkość. Przy lepszym scenariuszu i reżyserze to mogłaby być kreacja wybitna, a tak jest „jedynie” bardzo dobra.

Trzymam kciuki, by Karolina Gruszka nie musiała walczyć o wspaniałe role równie mocno, jak Skłodowska – Curie walczyła niegdyś o to, by zaistnieć i przebić się w świecie nauki. Byłoby cudownie, gdyby do swojego filmu o tej samej bohaterce zaangażowała ją Marjane Satrapi.

Start typing and press Enter to search