Top 2024 – dystrybucja

Kilka tygodni temu opublikowałem festiwalową topkę, więc czas na najlepsze filmy obejrzane w dystrybucji kinowej w kończącym się 2024 roku. Tegoroczny zbiór moich 10 ulubionych tytułów jest wyjątkowo eklektyczny – obok wielkich hollywoodzkich produkcji znajdziemy między innymi polski dokument, rumuńskie eksperymenty, czy japońskie kino kontemplacji. Pora zacząć wielkie odliczanie!

  • Pianoforte, reż. Jakub Piątek – dla muzyków (i nie tylko) pozycja obowiązkowa. Kulisy Konkursu Chopinowskiego przedstawione w formie dokumentalnego filmu sportowego. Konkurs jako Igrzyska, muzycy jako olimpijczycy przygotowujący formę przez lata. Wiele wzruszeń i prawdy na ekranie.
  • Dziki robot, reż. Chris Sanders – mądra, pełna emocji animacja, która rozczuli i utuli każdego niezależnie od wieku. O macierzyństwie i odpowiedzialności za to co oswoiłeś. Po obejrzeniu zapragniecie zadzwonić do swojej mamy by powiedzieć jej, że ją kochacie.
  • Anatomia upadku, reż. Justine Triet – o zeszłorocznym laureacie Złotej Palmy prawdopodobnie powiedziano już wszystko. Precyzyjny, oscarowy scenariusz, doskonała Sandra Hüller i masa tropów i niedomówień o tytułowym upadku. Główna bohaterka jest winna czy niewinna? Odpowiedź na to pytanie pozostaje otwarte.
  • Megalopolis, reż. Francis Ford Coppola – pewnie większość z Was będzie zdziwiona obecnością tego filmu w topce. Najnowszy film Coppoli to prawdopodobnie pierwsze i ostatnie takie dzieło w historii kina. Ponad 100 mln $ wydane na megalomański projekt, który jest zarówno listem miłosnym do sztuki i filozofii, a także totalnie pokręconą reżyserską wizją. Coś więcej niż kino, do którego jeszcze nie dojrzeliśmy.
  • Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata, reż. Radu Jude – jeden z najdziwniejszych i formalnie radykalnych obrazów ostatnich lat. Projekty rumuńskiego reżysera porównywać można do późnych dzieł Jean-Luca Godarda zmiksowanego z tempem Béli Tarra, a to wszystko w połączeniu z czarnym jak smoła humorem. Obiecujcie sobie wiele po tym filmie.
  • Anora, reż. Sean Baker – absolutny popis wybitnego scenopisarstwa. Dialogi lecą z prędkością światła, atmosfera gęstnieje z każdą minutą, a po dwugodzinnej dawce niepohamowanego śmiechu Baker wali widza z pięści w twarz. Mikey Madison wyczynia aktorskie cuda, Oscary się posypią.
  • Wicked, reż. Jon M. Chu – największa niespodzianka tego roku. Zwiastuny i cały marketing sugerowały kolejny disneyowsko-podobny produkt nastawiony tylko i wyłącznie na zysk. Nic bardziej mylnego, Wicked to totalna petarda nawiązująca do Złotej Ery Hollywood. Rewelacyjny musical, multum emocji i dwie znakomite kreacje Cynthii Erivo i Ariany Grande. Za takie filmy pokochałem kino.
  • Perfect Days, reż. Wim Wenders – pamiętam jak pod koniec zeszłorocznego festiwalu w Cannes pojawił się obraz, który doprowadził mnie do wewnętrznego oczyszczenia i wyciszył rozedrganą duszę od nadmiaru ciężkich dramatów społecznych. Dzieło Wendersa to małe wielkie kino o docenianiu chwili, czerpania z piękna ulotności. Filmowa medytacja przy akompaniamencie piosenek Lou Reeda oraz Niny Simone.
  • Chłopiec i czapla, reż. Hayao Miyazaki – powrót mistrza Miyazakiego po kilkuletniej emeryturze. Anime przytłaczające widza kreatywnością, mnogością światów, a także wszechogarniającej metafizyki. Dzieło sztuki w pełnym wymiarze, zasłużony Oscar.
  • Biedne istoty, reż. Yórgos Lánthimos – perfekcja, perfekcja i jeszcze raz perfekcja. Obraz Lánthimosa to prawdziwy triumf wolności sztuki, która nie zna granic – ani formalnych, ani tematycznych. Traktat o emancypacji poprzez odkrywanie swojego ciała z arcywybitną Emmą Stone w roli głównej. Biedne istoty zachwyciły mnie od pierwszej do ostatniej minuty. Film kompletny.

Start typing and press Enter to search