W niedzielę poznamy tegorocznego laureata Złotego Niedźwiedzia w Berlinie. Co prawda nie mogłem przyjechać do stolicy Niemiec, ale dzięki uprzejmości producentów obejrzałem całkiem sporo tytułów z festiwalowego programu. Dlatego dzisiejszy odcinek trójskoku dedykuję moim ulubionym filmom Berlinale 2025.
1. BLKNWS: Terms & Conditions, reż. Kahlil Joseph – niezwykła hybryda gatunkowa łącząca ze sobą esej, instalację z Biennale, fabułę, sztuki wizualne, a to wszystko w ramach komentarza o kulturze czarnoskórej oraz nierównościach rasowych. Struktura BLKNWS zbudowana jest na zasadzie albumu muzycznego z odrębnymi utworami tworzącymi jedną, spójną całość. Audiowizualna maestria w służbie ważnej sprawy. Koniecznie powtórzę na dużym ekranie.
2. Fwends, reż. Sophie Somerville – absolutna perełka, w której zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Skromne kino o dwójce przyjaciółek, które spotykają się po pewnym czasie rozłąki. Em (rewelacyjna Emmanuelle Mattana) przyjeżdża z Sydney do Melbourne do swojej koleżanki Jessie. Razem włóczą się po mieście bez konkretnych planów, po prostu chcą spędzić razem czas. Obraz Somerville przypominał mi najlepsze dzieła Honga, a także „Wszystkie nieprzespane noce” Marczaka (tylko bez zbędnej pretensjonalności). Mam nadzieję, że będzie możliwość obejrzenia go na jakimś polskim festiwalu. Rozczulające kino.
3. The Swan Song of Fedor Ozerov, reż. Yuri Semashko – emanujący młodzieńczą energią portret młodego pokolenia zmagającego się z widmem nadciągającej III Wojny Światowej. W mediach huczy od wieści, że od 1 stycznia (akcja rozgrywa się pod koniec roku) ma dojść do nuklearnej wojny. 25-letni Fedor Ozerov, aspirujący muzyk, pragnie nagrać nowy album, ale do tego potrzebny mu jest jego tajemniczy talizman – zaginiony błękitny sweter w kwiatki. Nie przejmuje się wiadomościami napływającymi zewsząd o zbliżającym się zagrożeniu, chce tylko odnaleźć swój „amulet”. Bob Dylan wśród nastoletnich Białorusinów. Co ciekawe kręcony był w Polsce.