Amerykanie kochają opowiadać o swojej historii. Mają o czym, co zaskakuje w kontekście tego jak krótko ten kraj istnieje. Co ważne, umieją też to robić jak chyba nikt inny. Ukryte działania to jeden z przykładów typowego amerykańskiego kina historycznego. Typowego, co nie oznacza, że nieudanego, bo film ten broni realizacyjna sprawności i obsada, którą określiłbym mianem „to die for”.
O czym opowiadają Ukryte działania? To historia trójki czarnoskórych kobiet – Katherine Johnson (Taraji P. Henson), Dorothy Vaughan (Octavia Spencer) i Mary Jackson (Janelle Monae) – które zmieniły NASA. Wiem, brzmi to niesamowicie górnolotnie, ale tak właśnie było. Te niezwykle utalentowane specjalistki miały swój wielki udział w pełnej komputeryzacji NASA, walczyły o równouprawnienie w miejscu pracy ze względu na płeć i kolor skóry, a sama Johnson była jednym z najważniejszych obliczeniowców w teamie, który doprowadził do udanej misji Johna Glena (pierwszy Amerykanin w kosmosie) oraz Apollo 11.
Niesamowita historia, która w sposób oczywisty jest jednym z największych walorów tego filmu. Theodore Melfi potraktował ją, jakby to niewiele oznaczało, w sposób skrajnie filmowy. Są więc w Ukrytych działaniach elementy schematyczne, w których emocje buduje się poprzez patetyczną muzykę i wkładanie widzowi do głowy, że „tutaj widzu masz płakać”. Nie sposób jednak z tego powodu skreślić Ukrytych działań, które są filmem bardzo sprawnie zrobionym, pełnym naturalnego wdzięki, z serce po dobrej stronie. Melfi naprawdę pokazał tutaj, że jest solidnym reżyserem i myślę, że ten film może być dla niego takim startem do dużej kariery, jak choć Big Short dla Adama McKaya. Już poprzednim obrazem Mów mi Vincent dał sygnał, że warto na niego zwracać uwagę, ale to Ukryte działania otworzą mu dotychczas zamknięte drzwi. Dziwi mnie, że Akademia nagrodziła nominacją jego scenariusz, gdyż wydaje mi się, że to film bardziej reżyserski niż scenariuszowy. Co różni jednak Ukryte działania od chociażby fatalnego Liona, to fakt, że te schematy kina opartego na faktach Melfi wykorzystał na korzyść filmu. Z ekranu czuć świeżość, która została uzyskana zarówno dzięki pewnej ręce reżysera, jak i muzyce świetnie dobrej przez Hansa Zimmera i Pharrella Williamsa, który występuje tutaj jako producent filmu.
Nie można przy okazji Ukrytych działań nie wspomnieć o aktorstwie, które jest filmu motorem napędowym. Henson, Spencer i najlepsza z nich Monae rewelacyjnie pokazały determinację i walkę o godność swoich bohaterek. Po drugiej stronie barykady znalazł się Al Harrison (Kevin Costner), szef zespołu który stanowi swoistą personifikację amerykańskiego społeczeństwa w okresie wyścigu zbrojeń. W całym filmie czuć ten strach Amerykanów związany z kolejnymi porażkami z ZSRR. Costner jest w swojej roli fantastyczny, idealnie panuje nad męskim drugim planem, a jego konfrontacje z Henson należą do najlepszych w filmie. Warto powiedzieć też słowo o segregacji rasowej, która jest nieodzownym elementem obrazów o tym okresie w historii Ameryki. Zawsze mnie to zjawisko szokuje, ale zawsze też boję się, że w filmach pokazuje się je w sposób przerysowany, wręcz prostacki. Tutaj na szczęście udało się tego uniknąć – sceny opowiadające o walce o równe prawa są nienachalne, oczywiście niepozbawione patosu, który nie przysłonił wdzięki i prawdy. Ona jest w takich filmach najważniejsza. Dobra robota!